Agata z nich trzech była najbardziej wygadana. O ile nie zapadała się w depresję. Wtedy zwijała się pod kołdrą, a one wiedziały, że potrzebuje świętego spokoju i szanowały to. Gdy jednak kołdra zaczynała drżeć, Julia nie mogła znieść jej cichej rozpaczy, przysiadała – jak za pierwszym razem – na brzegu łóżka i głaskała ukryte pod kołdrą plecy przyjaciółki, bo ta przeżyła największą stratę. Trzy lata temu w jednej chwili straciła bliskich: rodziców i dwóch braci. Zginęli w wypadku, spowodowanym przez podpitego gnoja, któremu już dawno zabrano prawo jazdy, ale nadal bezkarnie jeździł. I zabijał. On wyszedł z tego bez draśnięcia.
Czworo ludzi, dobrych, fajnych ludzi, nie żyło. Piąta, Agata, od tamtego dnia umierała z rozpaczy i tęsknoty. Ewie krew się gotowała z gniewu na tamtego moczymordę-mordercę i pięści same zaciskały, gdy słuchała cichych słów przyjaciółki, wypowiadanych drżącym od łez głosem…
– On siedzi za kratami i ja siedzę za kratami – Agata zdobyła się na żart. – Taka to sprawiedliwość. Z tym, że on odsiedzi te marne dwa lata, bo tyle dostał, i wyjdzie, jak gdyby nigdy nic albo już wyszedł, by dalej rozbijać się po pijaku. Ja nigdy sobie ze śmiercią rodziny nie poradzę. Nigdy. Niedługo mijają trzy lata od wypadku, a boli tak samo.
Ewa z Julią pokiwały głowami.
Tutaj, w szpitalu, każdy dźwigał jakiś ciężar, czasem nie do zniesienia. W sąsiednim pokoju leżała starsza kobieta, którą zięć ganiał z siekierą, gdy wpadł w szał, próbował też topić żonę, jej córkę, w studni. On był nadal na wolności, ona odchorowywała zięcia i ciężką nerwicę w psychiatryku. Takich historii Ewa nasłuchała się więcej. Nieraz myślała, że ściany szpitala powinny płakać krwawymi łzami nad nieszczęściem tych, których więżą…
Jej własne nieszczęścia zdawały się mało poważne, w porównaniu choćby ze stratą rodziny czy zięciem-psychopatą. Jeremi ją „jedynie” trzymał na strychu pod kluczem przez miesiąc, a potem wyrzucił z domu. Nie próbował topić w studni. Jula z Agatą miały swoje zdanie na temat Wiśniowskiego. Dla nich był takim samym psycholem, jak zięciunio kobiety spod czwórki. Toteż gdy pewnego dnia on sam, Jeremi Wiśniowski we własnej osobie, stanął w drzwiach ich pokoju…
– Ewa, masz gościa – zaszeptała Jula, pochylając się ku przyjaciółce, która akurat myła zęby w damskiej łazience.
Ręka ze szczoteczką zamarła. „Wiktor!”, rozbłysło w umyśle kobiety. Błyskawicznie dokończyła toaletę, przygładziła włosy, uśmiechnęła się do własnego odbicia, z niepokojem przyglądając się wymizerowanej twarzy, aż Jula musiała ją zapewnić, że wygląda ślicznie, i jak na skrzydłach pobiegła do pokoju.
Te skrzydła podciął jej na samym progu widok Jeremiego. Poczuła to jak uderzenie w splot. Aż oddech uwiązł jej w krtani. W pierwszym odruchu chciała się cofnąć i uciekać, ale przecież nie miała dokąd. Rozejrzała się w panice po pokoju. Jula z Agatą posłały jej krzepiące spojrzenie i już wiedziała, że nigdzie się nie ruszą, dopóki ten, co ją tak przeraża, jest tutaj.
– Cześć, nieźle wyglądasz – odezwał się, mierząc kobietę taksującym wzrokiem. – Możemy porozmawiać na osobności? – Spojrzał znacząco na jej towarzyszki, ale Ewa pokręciła głową i rzekła krótko:
– Rozmawiajmy.
– Jest parę spraw… że tak powiem: osobistych – spróbował raz jeszcze.
– Rozmawiajmy – powtórzyła, oparła się stół i splotła ręce na piersiach.
Zmrużył ze złości oczy i wypalił:
– Złożyłem pozew o rozwód.
– Nie ma problemu.
– Z orzekaniem o winie. Twojej winie.
Ewa parsknęła śmiechem. Naprawdę nie mogła się powstrzymać. Jula z Agatą wymieniły spojrzenia. Tupeciarz z tego gnojka…
– Serio? A na czym niby polega ta moja wina? – zapytała Ewa w następnej chwili.
– No wiesz… – zaczął, ale pod spojrzeniem dwóch obcych kobiet umilkł. – Wszystkiego dowiesz się z pozwu. Przyniosłem ci go. – Wyciągnął do niej plik gęsto zapisanych kartek. – Miłej lektury – dorzucił jadowicie i nie żegnając się wyszedł.
Ewa zaś… opadła bez sił na najbliższe łóżko. Ręka z pozwem drżała, właściwie całe ciało trzęsło się jak osika. Nie miała pojęcia, że widok Jeremiego okaże się takim wstrząsem. Agata przysiadła obok niej i otoczyła kobietę ramionami. Ta rozpłakała się żałośnie.
– Rozwód… z mojej winy – wydusiła przez łzy, gdy już mogła cokolwiek powiedzieć. – Rozumiecie? Z mojej winy…
– Nie martw się, Ewuś. – Jula usiadła z drugiej strony i zaczęła swoim zwyczajem głaskać zapłakaną kobietę po włosach. – Znajdziemy dobrego adwokata, który puści bezczelnego typa w skarpetkach.
– Skąd wezmę pieniądze na adwokata?! Nie mam oszczędności, nie mam pracy…
– Najpierw więc znajdziemy ci pracę.
– Gdzie? W psychiatryku?!
– Kiedyś stąd przecież wyjdziesz – zauważyła Agata. – Nie będą cię tu trzymać w nieskończoność. A wtedy będziesz musiała znaleźć jakieś zajęcie. Na początek trzepnęłabym palanta alimentami. Jesteś jego żoną, masz depresję z jego powodu, nie wiadomo, jak długo nie będziesz zdolna do pracy. Niech płaci, gnój parszywy. Ubogi nie jest. Pogadaj z doktorem Jakubiakiem, on na pewno ci pomoże. Jesteś jego oczkiem w głowie.
Ewa podniosła na przyjaciółkę błyszczące od łez spojrzenie.
– Agatka ma rację – wtrąciła Jula.
– Ale w czym? W tym, że jestem oczkiem w głowie doktora Jakubiaka? – Ewa próbowała się uśmiechnąć.
– To też. Powinnam być zazdrosna, bo sama mam na niego chęć, ale odstąpię ci go, moja kochana, jeśli miałoby cię to uszczęśliwić.
Kobieta musiała się roześmiać.
– No tak, o niczym innym nie marzę, jak o doktorze Jakubiaku.
– Co ty do niego masz? Przystojny jest, skubaniec. Miły i kulturalny. Wykształcony. Naprawdę świetna partia. Wszystkie pacjentki, znaczy te wolne, bez mężów, się w nim podkochują!
– Serio? – Ewa naprawdę tego nie zauważyła. Doktor to doktor. Ona miała swoją Wielką Miłość…
– Serio, serio, a on się podkochuje w naszej pisareczce – podchwyciła Agata, widząc, że ta rozmowa dobrze na Ewę działa po niedawnym wstrząsie.
– Jestem ciekawym przypadkiem, tak się wyraził, niczym więcej.
– Za ciekawym przypadkiem nie wodzi się wzrokiem, gdy przypadek tego nie widzi. – Jula szturchnęła ją w bok. – Agatka ma rację, poproś doktora o rozmowę i zapytaj, co masz robić. Jeśli mu na tobie zależy, ciekawy przypadku, na pewno coś wymyśli.
To był dobry pomysł. Bardzo dobry.
Jednak nawet doktor Jakubiak nie wyczaruje prawnika, który zajmie się rozwodem Ewy za darmo. Dziewczyny miały rację: już teraz, będąc w szpitalu, musiała szukać pracy. Albo będzie gryzła tynk ze ściany. W przytułku dla bezdomnych.
ROZDZIAŁ VII
WIKTOR
Doktor Jakubiak rzeczywiście okazał się pomocny Polecił Ewę znajomemu prawnikowi, który zgodził się zająć jej sprawami na kredyt.
– Rozliczymy się, gdy zacznie pani zarabiać –