Potyczki Rycerzy . Морган Райс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Kręgu Czarnoksiężnika
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9781094303505
Скачать книгу
znaleźć nasz ślad – powiedział stojący obok Strom.

      Erek pokręcił głową.

      – Płynęli za nami przez ten cały czas – powiedział, zdając sobie jednocześnie z tego sprawę. – Czekali tylko, żeby się nam pokazać.

      – Czekali na co? – spytał Strom.

      Erec odwrócił się i rzucił okiem przez ramię, w górę rzeki.

      – Na to – powiedział.

      Strom odwrócił się i przyjrzał uważnie zwężającemu się przesmykowi.

      – Czekali, aż znajdziemy się w najwężej części rzeki – powiedział Erec. – Czekali, aż będziemy zmuszeni przepłynąć w jednym rzędzie i zapuścimy się zbyt daleko, by zawrócić. Mają nas dokładnie tam, gdzie chcą.

      Erec spojrzał na flotę i poczuł, jak niesamowicie wyostrzyła się mu perspektywa, jak zwykle z resztą, kiedy dowodził ludźmi i znalazł się w krytycznej sytuacji. Poczuł, jak zadziałał jeszcze jeden zmysł i jak zwykle w takich okolicznościach, nagle do głowy przyszła mu pewna myśl.

      Zwrócił się do brata.

      – Obsadź ten okręt przy nas – rozkazał. – Zajmij pozycję na krańcu naszej flotylli. Niech wszyscy zejdą z niego – niech wsiądą na płynący obok. Rozumiesz? Niech wszyscy go opuszczą. Potem sam go opuść, jako ostatni.

      Strom spojrzał na niego z konsternacją.

      – Kiedy będzie pusty? – powtórzył niczym echo. – Nie pojmuję.

      – Zamierzam go zniszczyć.

      – Zniszczyć? – spytał osłupiały Strom.

      Erec przytaknął skinięciem głowy.

      – W najwęższym punkcie, tam, gdzie brzegi rzeki niemal stykają się ze sobą, przewrócisz statek na bok i porzucisz go. Okręt zaklinuje się i stworzy tamę, której nam trzeba, Nikt nie będzie w stanie za nami podążyć. A teraz już idź! – huknął Erec.

      Strom ruszył z miejsca wykonać rozkazy brata. Trzeba mu to przyznać – zrobił to pomimo tego, czy zgadzał się z nimi, czy też nie. Erec ustawił okręty wzdłuż burty i Strom przeskoczył z jednego relingu na drugi. Kiedy wylądował na pokładzie, zaczął wrzaskiem wydawać rozkazy i cała załoga skoczyła na nogi, a potem, jeden żołnierz po drugim, przeskoczyli na okręt Ereka.

      Erec zauważył z niepokojem, jak obydwa statki odsuwają się od siebie.

      – Chwytać za liny! – zawołał do swych ludzi. – Użyjcie haków—nie pozwólcie mu odpłynąć!

      Wykonali jego rozkaz. Podbiegli do burty z bosakami w dłoniach i cisnęli je w powietrze. Haki zaczepiły o płynący obok okręt i ludzie Ereka pociągnęli za nie ze wszystkich sił, powstrzymując odsuwanie się statków. Przyspieszyli też w ten sposób całą operację. Tuziny pozostałych ludzi przeskoczyły przez relingi, zabierając ze sobą w pośpiechu broń i opuszczając statek.

      Strom wrzasnął rozkaz ponownie, upewniając się, czy wszyscy opuścili okręt i popędzając ich do chwili, kiedy na pokładzie nie było już nikogo.

      Strom zauważył przyglądającego się mu z aprobatą Ereka.

      – A co z zapasami? – huknął Strom, przekrzykując ogólny zgiełk. – I dodatkową bronią?

      Erek pokręcił głową.

      – Zostaw – odkrzyknął. – Zajmij ostatnią pozycję i zniszcz statek.

      Erec odwrócił się i pobiegł na dziób, prowadząc swą flotyllę, która ustawiła się za nim, kiedy wpłynęli w zwężenie.

      – JEDEN ZA DRUGIM!

      Okręty popłynęły za nim wprost ku najwęższemu odcinkowi rzeki. Erec przepłynął przez przesmyk z całą flotyllą, po czym zerknął za siebie i zauważył szybko nadciągające okręty Imperium. Znajdowały się zaledwie sto jardów dalej. Widział, jak liczące setki ludzi oddziały Imperium ustawiają się na dziobach i przygotowują strzały, zapalając ich groty. Wiedział, że są już prawie w zasięgu; nie pozostało wiele czasu.

      – TERAZ! − wrzasnął do Stroma, kiedy jego okręt, ostatni z całej flotylli, wpłynął w przewężenie.

      Strom, obserwujący go i czekający na znak, uniósł miecz i przeciął połowę lin przytrzymujących statek przy okręcie Ereka i, jednocześnie, przeskoczył na okręt brata. Rozciął je akurat w chwili, kiedy okręt wpłynął w przewężenie, skutkiem czego jednostka natychmiast zmieniła kierunek, pozbawiona sterowania.

      – OBRÓCIĆ GO! – rozkazał Erec.

      Wszyscy chwycili za liny trzymające drugą stronę burty i pociągnęli z całych sił, walcząc do chwili aż okręt, skrzypiąc na znak protestu, obrócił się z wolna w poprzek rzecznego nurtu. Wartki prąd poniósł kadłub ze sobą i osadził na kamienistym dnie, wcisnął między oba brzegi. Drewniane poszycie odezwało się jękiem i zaczęło pękać.

      – CIĄGNIJCIE MOCNIEJ! – wrzasnął Erec.

      Szarpali coraz mocniej i mocniej. Erec sam podbiegł i dołączył do nich. Wszyscy razem ciągnęli co sił, jęcząc z wysiłku. Powoli statek zaczął przewracać się na bok, trzymany na uwięzi, i coraz bardziej klinować się w skalnym uścisku.

      Kiedy znieruchomiał, całkiem zablokowany, Erec odetchnął z zadowoleniem.

      – ODCIĄĆ LINY! – wrzasnął, wiedząc, że nie zostało mu wiele czasu, jako że i jego statek zaczął poddawać się pod naporem wody.

      Ludzie Ereka odcięli pozostałe liny, uwalniając własny okręt—rychło w czas.

      Porzucony okręt zaczął pękać, przechylać się, szczelnie blokując swymi szczątkami rzekę—a po chwili niebo przykryła czerń. Na flotyllę Ereka poleciała salwa gorejących imperialnych strzał.

      Erec zdołał wyprowadzić ludzi na bezpieczną odległość w samą porę: strzały wylądowały na wraku, w odległości dwudziestu stóp od okrętu Ereka i jedynie zaprószyły ogień, czego skutkiem była kolejna przeszkoda na drodze między nimi a Imperium. Rzeka stała się teraz nieżeglowna.

      – Postawić wszystkie żagle! – wrzasnął Erec.

      Flotylla ruszyła na pełnej prędkości i, korzystając z pomyślnego wiatru, oddaliła się od blokady, płynąc coraz dalej na północ, unikając zagrożenia w postaci imperialnych strzał. W powietrze wzniosła się kolejna salwa, jednak wszystkie wylądowały w wodzie z głośnym sykiem i pluskiem.

      Płynęli dalej. Erec stał na dziobie i obserwował otoczenie. Obejrzał się na flotę Imperium i z wielkim zadowoleniem stwierdził, że zatrzymała się przed płonącym okrętem. Jeden ze statków Imperium podpłynął nieustraszenie i spróbował go staranować—lecz jedyną rzeczą, którą przez to osiągnął, było zaprószenie ognia u siebie; setki żołnierzy Imperium wydało okrzyk, kiedy pochłonięci płomieniami zaczęli wyskakiwać za burtę do wody – a ich płonący okręt tylko powiększył dzieło zniszczenia. Widząc to, Erec doszedł do wniosku, że Imperium nie będzie w stanie przedrzeć się przez nie przez następne kilka dni.

      Czyjaś silna dłoń ścisnęła mu ramię. Obejrzał się i zobaczył Stroma, który stał przy nim i uśmiechał się.

      – Jedna z twoich bardziej natchnionych strategii – powiedział.

      Erec uśmiechnął się w odpowiedzi.

      – No, nieźle – odparł.

      Erec odwrócił się i spojrzał w górę rzeki. Jej bieg obfitował niezliczonymi zakolami, które jakoś nie napawały go otuchą. Wygrali tę bitwę—lecz kto wie, jakie jeszcze czekają ich przeszkody?

      ROZDZIAŁ