Powrót Walecznych . Морган Райс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Królowie I Czarnoksiężnicy
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9781632913869
Скачать книгу
to okropne poczucie zdrady.

      – A kiedy wrócisz? – zapytał Kyra – Spotkasz się z ojcem?

      Dierdre dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.

      – On nadal jest moim ojcem. Popełnił błąd. Jestem pewna, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co tam ze mną zrobią. Myślę, że kiedy się dowie, już nigdy nie będzie taki, jak dawniej. Chcę mu powiedzieć. Oko w oko. Chcę, żeby zrozumiał przez co przeszłam. Do czego doprowadziła jego zdrada. On musi zrozumieć, co się dzieje, gdy mężczyzna decyduje o losie kobiety – otarła łzę z policzka – Kiedyś był moim bohaterem. Nie rozumiem, jak mógł mnie im oddać.

      – I co teraz?

      Dierdre pokręciła głową.

      – Nigdy więcej. Skończyłam z czynieniem z mężczyzn moich bohaterów. Czas poszukać innych.

      – A co z tobą?

      Dierdre zwróciła się do niej, zdezorientowana.

      – Co masz na myśli?

      – Po co szukać bohaterów dalej niż w samej sobie? Nie możesz być swoją własną bohaterką?

      Dierdre zupełnie zatkało.

      – Nie bardzo rozumiem.

      – Dla mnie już jesteś bohaterką – oznajmiła Kyra – To, co tam przeszłaś… ja bym nie zniosła takiego cierpienia. Ty to wszystko przetrwałaś. Co więcej, otrząsnęłaś się z tego i teraz jesteś jeszcze silniejsza. To właśnie sprawia, że jesteś moją bohaterką.

      Dierdre najwyraźniej kontemplowała jej słowa, bo przez dłuższą chwilę jechały w ciszy.

      – A ty, Kyra? – Dierdre zapytał w końcu – Opowiedz mi coś o sobie.

      Kyra wzruszył ramionami, zastanawiając się, co powiedzieć.

      – Co chciałabyś wiedzieć?

      Dierdre odchrząknęła.

      – Powiedz mi o smoku. Co tam się stało? Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Dlaczego on do ciebie przyszedł? – zawahała się przez chwilę – Kim ty jesteś?

      Ku swemu zaskoczeniu, w jej głosie Kyra rozpoznała strach.

      Długo zastanawiała się, jak jej odpowiedzieć. Starannie dobierała słowa, by jak najlepiej oddać prawdę, przynajmniej tą, którą znała.

      – Nie wiem – odpowiedziała w końcu, zgodnie z prawdą – Przypuszczam, że tego właśnie jadę się dowiedzieć.

      – Nie wiesz? – Dierdre naciskała – Smok nadlatuje z nieba, by walczyć o ciebie, a ty nie wiesz dlaczego?

      Kyra wiedziała, jak nieprawdopodobnie to brzmi, ale nic więcej nie potrafiła jej powiedzieć. Odruchowo spojrzała na niebo między koronami drzew, naiwnie wierząc, że może gdzieś tam dostrzeże Theosa.

      Nie było tam jednak nic, poza gęstym mrokiem. Poczuła się jeszcze bardziej samotna.

      – Wiesz, że jesteś inna, prawda? – dopytywała Dierdre.

      Kyra wzruszyła ramionami i zakłopotana oblała się rumieńcem. Zastanawiała się, czy przyjaciółka patrzy na nią jak na jakiś wybryk natury.

      – Kiedyś byłam wszystkiego taka pewna – odpowiedziała Kyra – Ale teraz… teraz nic już nie jest dla mnie jasne.

      W milczeniu kontynuowały podróż, przechodząc chwilami do kłusu, gdy tylko las się dla nich otwierał, to znów zeskakując z koni i prowadząc je za sobą pomiędzy powykręcanymi konarami drzew. Przez cały ten czas Kyra czuła się tak, jak gdyby za chwilę coś miało wyskoczyć na nie z krzaków i rozerwać im gardła. Ani przez chwilę nie mogła się w tym lesie zrelaksować. Nie wiedziała, co dokucza jej bardziej: przeszywające zimno, czy skurcze żołądka wywołane głodem. Bolały ją wszystkie mięśnie i nie czuła już ust. Czuła się okropnie. Nie mogła uwierzyć w to, że ich podróż tak naprawdę dopiero się zaczęła.

      W pewnej chwili Leo zaczął dziwnie skamleć. Wydawał z siebie takie odgłosy, jakby poczuł zapach jedzenia. W tej samej chwili Kyra też coś poczuła. Wstrzymawszy solzora zaczęła nasłuchiwać z uwagą. Po chwili, gdzieś z oddali, zaczęły dochodzić ją jakieś szmery.

      Kyra z jednej strony była podekscytowana, z drugiej jednak obawiała się, co to mogło oznaczać: w lesie był ktoś, poza nimi. Przypomniała sobie ostrzeżenie ojca, a ostatnią rzeczą, której chciała, była konfrontacja. Nie tutaj i nie teraz.

      Dierdre spojrzała na nią.

      – Umieram z głodu – powiedział cieniutkim głosem.

      Kyra czuła to samo.

      – Ktokolwiek tam jest – odpowiedziała – w taką noc jak ta raczej nie będzie miał ochoty dzielić się z nami jedzeniem.

      – Mamy mnóstwo złota – przekonywała ją Dierdre – Może będą chcieli trochę nam odsprzedać.

      Kyra miała złe przeczucia.

      – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – powiedziała stanowczo, miło kolejnego bolesnego skurczu żołądka – Powinnyśmy trzymać się naszego szlaku.

      – A jeśli nie znajdziemy już żadnego jedzenia? – Dierdre była bliska płaczu – Możemy umrzeć tutaj z głodu. I nasze konie też. Nasza podróż może potrwać jeszcze kilka dni. A co, jeśli to nasza jedyna szansa? Poza tym, nie mamy się czego obawiać. Masz broń, ja też mam swoją, no i są z nami Leo i Andor. Przecież ty potrafiłabyś umieścić trzy strzały w człowieku, zanim ten zdążyłby mrugnąć.

      Kyra wciąż nie była przekonana.

      – Poza tym, nie wydaje mi się, żeby jakiś myśliwy z mięsem na rożnie, chciał zrobić nam krzywdę – dodała Dierdre.

      Kyra niechętnie zaczęła ulegać namowom towarzyszki.

      – Nie podoba mi się to – powiedziała – Idźmy powoli i zobaczmy, kto tam jest. Przyrzeknij mi, że jeśli dostrzeżemy coś niepokojącego, natychmiast uciekniemy.

      Dierdre skinęła głową.

      – Masz moje słowo – odpowiedziała uroczyście.

      Wszyscy razem żwawo ruszyli przez las. Z każdym ich krokiem zapach stawał się coraz intensywniejszy. Pomiędzy zaroślami Kyra dojrzała wreszcie blade światło. Cała w nerwach zastanawiała się, któż to mógł być.

      Im bardziej zbliżali się do źródła światła, tym wolniej i ostrożniej jechali. Z każdą chwilą poświata stawała się jaśniejsza, hałas głośniejszy, a zamieszanie większe. Nie było już wątpliwości, że zbliżają się do sporej grupy ludzi.

      Dierdre pozwoliłaby głód przejął nad nią kontrolę. Zwiększając tępo zaczęła coraz bardziej oddalać się od Kyry.

      – Dierdre! – syknęła Kyra, próbując przywołać ja z powrotem do siebie.

      Ale Dierdre oddalała się coraz bardziej, myśląc wyłącznie o swoim głodzie.

      Kyra pospieszyła konia, by ją dogonić. Już po chwili obie dziewczyny znalazły się na skraju polany, oślepione jasnym światłem.

      Stanęły jak wryte, oszołomione tym, co tam zobaczyły.

      Na całej polanie rozstawione były dziesiątki rusztów, na których piekły się w ogniu ogromne świniaki. Zapach był wprost zniewalający. Wokół ognisk siedzieli mężczyźni, którzy śmieli się, pili wino i śpiewali, zajadając się przy tym świeżym mięsiwem. Kyra zmrużyła oczy, by przyjrzeć się im dokładniej i ku swojemu przerażeniu dostrzegła, że na ich strojach widnieją emblematy Pandezji.

      Конец ознакомительного