Nowe oblicze Greya. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7508-643-0
Скачать книгу
– odszeptuję.

      Odsuwa się ode mnie i obrzuca spojrzeniem, w którym obecne jest ciepło, pragnienie i rozbawienie.

      – Pani Grey, jest pani nienasycona i strasznie bezwstydna. Czyżbym stworzył potwora?

      – Na swoje podobieństwo. No więc jak będzie?

      – Posiądę cię, w jaki tylko sobie życzysz sposób, doskonale o tym wiesz. Ale nie teraz. Nie na oczach widowni. – Pokazuje głową na brzeg.

      Co takiego?

      Rzeczywiście wielu plażowiczów zrzuciło maskę obojętności i obserwuje nas z zainteresowaniem. Nagle Christian łapie mnie w talii, podrzuca do góry i puszcza, a ja cała zanurzam się w wodzie. Wyskakuję na powierzchnię, kaszląc, prychając i chichocząc.

      – Christianie! – besztam go, udając oburzenie. – Myślałam, że będziemy się kochać w morzu… i zaliczymy kolejny pierwszy raz. – Przygryza dolną wargę, aby ukryć rozbawienie. Pryskam na niego wodą, a on mi się odwzajemnia.

      – Mamy dla siebie całą noc – mówi, śmiejąc się jak głupi do sera. – Na razie, mała.

      Daje nura pod wodę i wyłania się metr ode mnie, po czym perfekcyjnym kraulem odpływa.

      Och! Żartobliwy, drażniący się ze mną Szary! Przyglądam mu się, dłonią osłaniając oczy przed słońcem. Co mogę zrobić, aby go do siebie zwabić? Płynąc do brzegu, rozważam możliwości. Przy naszych leżakach zdążyło pojawić się nasze zamówienie, więc szybko wypijam kilka łyków dietetycznej coli. Christian stanowi w tej chwili niewielki punkt w oddali.

      Hmm… Kładę się na brzuchu, rozwiązuję sznureczki stanika i rzucam go niedbale na leżak Christiana. Proszę bardzo… popatrz sobie, jak bardzo potrafię być bezwstydna, panie Grey. Musi pan to przełknąć. Zamykam oczy, a słońce ogrzewa mi skórę… ogrzewa mnie całą. Moje myśli biegną do dnia naszego ślubu.

      – Może pan pocałować pannę młodą – oznajmia pastor Walsh.

      Uśmiecham się promiennie do męża.

      – Nareszcie jesteś moja – szepcze, po czym bierze mnie w ramiona i składa na ustach niewinny pocałunek.

      Jestem mężatką. Jestem teraz panią Grey. Ze szczęścia kręci mi się w głowie.

      – Ślicznie wyglądasz, Ano – szepcze z uśmiechem, a w jego oczach lśni miłość… i coś bardziej mrocznego, coś gorącego. – Tylko mnie wolno zdjąć z ciebie tę suknię, jasne? – Jego uśmiech i opuszki palców, którymi przesuwa po moim policzku, rozgrzewają mnie do czerwoności.

      Cholera… Jak mu się to udaje, nawet tutaj, w obecności tych wszystkich ludzi?

      Bez słowa kiwam głową. Jezu, mam nadzieję, że nikt nas nie słyszy. Na szczęście pastor Walsh dyskretnie się cofnął. Zerkam na wystrojonych gości. Mama, Ray, Bob i Greyowie biją brawo – nawet Kate, moja druhna. Wygląda oszałamiająco w jasnoróżowej kreacji, stojąc obok drużby Christiana, jego brata Elliota. Kto by pomyślał, że nawet Elliot potrafi się tak odstawić? Wszyscy uśmiechają się promiennie – z wyjątkiem Grace, która wdzięcznie szlocha w nieskazitelnie białą chusteczkę.

      – Gotowa na imprezę, pani Grey? – pyta cicho Christian, posyłając mi ten swój nieśmiały uśmiech. Cała się rozpływam. Wygląda bosko w prostym czarnym smokingu ze srebrną kamizelką i krawatem. Jest taki… szykowny.

      – Gotowa jak nigdy dotąd.

      A później, kiedy przyjęcie weselne się rozkręca… Carrick i Grace przeszli samych siebie. Ponownie rozstawili w ogrodzie namiot, który przystrojono przepięknie w odcieniach bladego różu, srebra i kości słoniowej. Poły uniesiono, abyśmy mieli widok na zatokę. Pogoda nam sprzyja i woda skrzy się w popołudniowym słońcu. Z jednej strony namiotu znajduje się parkiet do tańca, z drugiej zasobny szwedzki stół.

      Ray i moja matka tańczą razem, śmiejąc się wesoło. Ich widok sprawia mi radość zaprawioną kroplą goryczy. Mam nadzieję, że związek mój i Christiana przetrwa dłużej niż ich. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby mnie zostawił. Co nagle, to po diable. Dręczy mnie to powiedzenie.

      Obok mnie stoi Kate. Tak ślicznie wygląda w długiej sukni z jedwabiu. Zerka na mnie i marszczy brwi.

      – Hej, to ma być najszczęśliwszy dzień twego życia – beszta mnie.

      – I jest – szepczę.

      – Och, Ano, co się dzieje? Chodzi ci o mamę i Raya?

      Kiwam ze smutkiem głową.

      – Są szczęśliwi.

      – Bardziej szczęśliwi osobno.

      – Naszły cię wątpliwości? – pyta niespokojnie.

      – Nie, w żadnym razie. Po prostu… tak bardzo go kocham. – Urywam, nie potrafiąc, a może nie chcąc ubrać w słowa swoich obaw.

      – Ana, na pierwszy rzut oka widać, że za tobą szaleje. Początek waszej znajomości był niekonwencjonalny, zgoda, ale przez ostatni miesiąc miałam okazję popatrzeć, jak bardzo jesteś szczęśliwa. – Ujmuje moje dłonie i ściska je mocno. – Zresztą klamka i tak już zapadła – dodaje, uśmiechając się szeroko.

      Chichoczę. Kto jak kto, ale Kate rzeczywiście potrafi wszystko trafnie podsumować. Funduje mi teraz Specjalne Przytulenie Katherine Kavanagh.

      – Ana, wszystko będzie dobrze. A jeśli z głowy spadnie ci choć jeden włos, twój mąż odpowie za to przede mną. – Puszcza mnie i obdarza uśmiechem kogoś, kto stoi za mną.

      – Cześć, maleńka. – Christian obejmuje mnie ramieniem i całuje w skroń. – Kate – dodaje. Choć minęło sześć tygodni, moją przyjaciółkę traktuje dość chłodno.

      – Witaj ponownie, Christianie. Uciekam, aby poszukać twojego drużby, który przypadkiem jest moją osobą towarzyszącą. – Uśmiecha się do nas, po czym oddala w stronę Elliota, pijącego w towarzystwie jej brata Ethana i naszego przyjaciela José.

      – Pora się zbierać – mruczy Christian.

      – Już? To pierwsze przyjęcie, na którym mi nie przeszkadza, że znajduję się w centrum uwagi. – Odwracam się do niego.

      – Zasługujesz na to. Przepięknie wyglądasz, Anastasio.

      – Ty także.

      Uśmiecha się.

      – Do twarzy ci w tej ślicznej sukni.

      – Naprawdę? – Uśmiecham się nieśmiało i pociągam za koronkowe wykończenie prostej, dopasowanej sukni ślubnej, zaprojektowanej dla mnie przez matkę Kate. Niesamowicie podoba mi się sposób, w jaki koronka opada z ramion; to takie skromne, a jednocześnie kuszące. Taką mam przynajmniej nadzieję.

      Christian całuje mnie w usta.

      – Chodźmy. Nie chcę się już tobą dzielić z tymi wszystkimi ludźmi.

      – Możemy opuścić swoje własne wesele?

      – Skarbie, to nasze przyjęcie i wolno nam robić, co tylko chcemy. Pokroiliśmy tort. A teraz mam ochotę porwać cię stąd i mieć całą dla siebie.

      Chichoczę.

      – Będzie mnie pan miał do końca życia, panie Grey.

      – Bardzo mnie to cieszy, pani Grey.

      – Ach, tu jesteście! Gruchające gołąbki.

      Jęczę