TERAZ ZAŚNIESZ. C.L.TYLOR. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: C.L.TYLOR
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-7885-017-5
Скачать книгу
wyjściem, żeby nie musiała go oglądać, podczas gdy on siedzi tu w szpitalnym holu, czekając, aż ona skończy zmianę?

      Spogląda na ekran i oddycha z ulgą. To tylko Anna.

      Próbujesz być zabawny?

      Alex ściąga brwi i zakłopotany czyta wiadomość, którą wysłał do niej wcześniej. O co jej chodzi? Przecież był miły. Chciał wiedzieć, jak sobie radzi.

      Rozgląda się, wypatrując wzrokiem Bekki (byłoby kiepsko, gdyby przyłapała go, jak koresponduje ze swoją byłą), i odpisuje:

      Nie. O co ci chodzi?

      Odpowiedź przychodzi od razu.

      Ten komentarz o śnie.

      Alex się krzywi. A, to! Jeśli ma być szczery, od wyjazdu Anny prawie w ogóle nie myślał o tych napisach. Pewnie, że myślał o Annie; po dwóch latach związku trudno tak po prostu o kimś zapomnieć, ale cieszył się, że wreszcie ma łóżko tylko dla siebie, że nie musi znosić, jak ona przewraca się z boku na bok albo patrzy na niego przerażonym wzrokiem z drugiego końca pokoju. Mimo to czuł się winny, kiedy wracał do domu i logował się na Facebooku, podczas gdy wszędzie dookoła walały się pudła z rzeczami Anny. Jej strona łóżka jeszcze nie wystygła, a on już oglądał się za pielęgniarką, która się nią zajmowała. Od razu wpadli sobie w oko – zupełnie jakby przeskoczyła między nimi niewidzialna iskra, która sprawiła, że stracił dech. Był pewien, że ona poczuła to samo; wyczytał to ze sposobu, w jaki się zarumieniła i odwróciła wzrok, by spojrzeć na nieprzytomną Annę. Wmawiał sobie, że źle odczytuje jej życzliwość, że obowiązkiem pielęgniarki jest nie tylko opieka nad pacjentami, ale również nad ich bliskimi, ale Becce najwyraźniej sprawiały radość rozmowy, które prowadzili, kiedy Anna spała. Był przerażony, gdy Anna się obudziła i zaczęła krzyczeć. Oczy miała szkliste i puste, jak gdyby patrzyła przez niego. I ten wrzask… nigdy dotąd nie słyszał czegoś takiego. Miał ochotę przytulić Beccę za profesjonalizm, z jakim podeszła do sytuacji. Naturalnie tego nie zrobił. Po pierwsze, byłoby to niestosowne; po drugie, kiedy Anna odzyskała przytomność, zrobiło mu się wstyd. Jakim trzeba być podłym gnojkiem, żeby oglądać się za pielęgniarką, gdy twoja dziewczyna dochodzi do siebie po ciężkim wypadku? W chwilach słabości tłumaczył sobie, że to mechanizm radzenia sobie z tragedią, sposób na to, by wyjść z dołka, do którego wpadł po tym, jak ojczym Anny zadzwonił i łamiącym się głosem poinformował go o wypadku.

      Ale Anna nie zginęła. Przeżyła wypadek i operację, a kiedy chirurg powiedział im, że jedyną pamiątką będzie blizna na brzuchu, Alex wzniósł oczy w biały szpitalny sufit i podziękował Bogu, w którego nie wierzył. Wiedział, że jego obowiązkiem jest opiekowanie się nią po powrocie do domu; był jej to winien po dwóch latach bycia razem. Tyle że rano ledwie zwlekał się z łóżka po tym, jak Anna przez pół nocy przewracała się z boku na bok, walcząc z koszmarami. Czuł się jak w potrzasku za każdym razem, gdy wracał do domu. Wiedział, że to nie jej wina, ale nie mógł opanować rozdrażnienia, które przelewało się przez brzegi jego cierpliwości niczym rzeka po burzy.

      Nie spodziewał się, że będzie chciała zakończyć ich związek. Myślał, że będzie o niego dbała, tak jak robiła to zawsze. A tymczasem ona też miała dość. Był tak wdzięczny, że miała odwagę powiedzieć to na głos, że przytulił ją i poprosił, żeby została na jeszcze jedną noc, na wypadek gdyby chcieli powiedzieć sobie coś jeszcze. Nie chcieli. Odbyli tylko nerwową rozmowę na temat kartki, którą znalazła za wycieraczką. Kiedy tamtego ranka szedł na stację metra, czuł nieopisaną ulgę, że nie musi się już martwić o Annę. I było mu z tego powodu wstyd.

• • •

      – Alex? – Wzdryga się, kiedy ktoś dotyka jego ramienia.

      Prawie nie poznaje kobiety, która uśmiecha się do niego. Ma na sobie czerwony płaszcz przeciwdeszczowy, zaczesane do tyłu długie kasztanowe włosy opadają jej na ramiona. Kąciki oczu podkreśliła brązową kredką, a jej lśniące usta mają kolor wiśni.

      – Becca? – Wstaje pospiesznie i niezdarnie całuje ją w policzek. – Ślicznie wyglądasz. Prawie cię nie poznałem.

      – Dzięki. – Ona śmieje się i bierze kwiaty, które Alex wpycha między nich. – Pięknie pachną – mówi, wdychając zapach lilii i róż. Spogląda na niego znad bukietu, a on nie może uwierzyć, jakie piękne ma oczy, jakie roześmiane i jakie cudownie niebieskie.

      Czuje ucisk w żołądku, kiedy Becca odwraca wzrok i chabrowymi oczami wodzi po twarzach ludzi, którzy siedzą pochyleni nad magazynami, kawą i telefonami, zatraceni we własnych małych światach.

      – O co chodzi? – pyta, widząc jej ściągnięte brwi.

      – O nic. – Becca prostuje się i delikatnie kręci głową.

      – Na pewno? Wyglądałaś, jakbyś kogoś szukała.

      W odpowiedzi zgarnia włosy w dłoń i zarzuca je na ramię. Jest zdenerwowana, myśli zaskoczony Alex, podczas gdy Becca nie przestaje bawić się włosami i spogląda na niego pytająco. Chęć, by otoczyć ją ramieniem i przytulić, jest niemal nie do wytrzymania.

      – Ja tylko… – Becca przestępuje z nogi na nogę. – Między tobą i Anną to na pewno koniec? Nie wyskoczy nagle jak diabeł z pudełka i nie zarzuci mi, że ukradłam jej chłopaka?

      Alex śmieje się rozbawiony jej paranoją.

      – Nie, pewnie, że nie. Tak jak ci pisałem, nasz związek rozpadł się na długo przed wypadkiem.

      – To dobrze. – Becca bierze go pod rękę i opiera głowę o jego ramię. – W takim razie mam cię tylko dla siebie.

      Rozdział 12

Anna

      Alex nie odpisał na moją ostatnią wiadomość i teraz żałuję, że na niego naskoczyłam. Chciał tylko wiedzieć, jak sobie radzę, ale wzmianka o śnie była jak nóż w serce. Myślałam, że przyjeżdżając tu, zostawię to wszystko za sobą. Tylko że smutek to nie kurtka, nie można go tak po prostu zrzucić. Staje się częścią ciebie, niewidoczną powłoką na twojej skórze. Czasami ją czujesz, a czasami nie, zawsze jednak tam jest.

      – Wchodźcie, wchodźcie. – Mój szef wprowadza do holu pięcioro gości: dwóch mężczyzn, dwie kobiety i nastoletnią dziewczynę. Ich kurtki i torby są mokre od deszczu.

      David przeciska się w stronę biurka i staje obok mnie.

      – Witamy w hotelu Bay View, najlepszym na wyspie Rum – mówi, otwierając ramiona w powitalnym geście.

      Chuda kobieta w średnim wieku, w czerwonej kurtce przeciwdeszczowej z kapturem i w czerwonej czapce z pomponem, wybucha wymuszonym śmiechem. Hotel Bay View jest jedynym hotelem na wyspie.

      – Anna was zamelduje, a ja zaniosę wasze bagaże do pokoi – dodaje David.

      Odwraca się do stojącego najbliżej mężczyzny – wysokiego, średniej budowy bruneta w jasnoniebieskim polarze, ciemnych spodniach i butach trekkingowych – i sięga po pasek jego plecaka. Mężczyzna cofa się gwałtownie i wpada na stojącą za nim kobietę w czerwieni.

      – Przepraszam, przepraszam. – Rozgląda się nerwowo zza okularów bez oprawek, szukając miejsca, w którym mógłby stanąć, nie dotykając nikogo. – Ale ja… ja… mam tam pewne ważne rzeczy i… i…

      – W porządku. – David przepraszająco podnosi rękę i rozciąga usta ni to w półuśmiechu, ni w grymasie. – Jeśli nie chcecie, żebym zaniósł wasze bagaże, nie ma problemu.

      – Mój może pan wziąć. – Kobieta w czerwieni przeciska się między pozostałymi i odwraca tyłem do Davida, niemal podstawiając