Nisko pod rufą obracały się dwie potężne śruby, które pchały okręt naprzód, podczas gdy dziób unosił się w powietrze. W maszynowni ustawiono silniki na całą wstecz, ale komenda nie dotarła do celu. Wtedy mężczyzna na Kremlu uzmysłowił sobie, że dzieje się coś bardzo niedobrego. W zaciszu swojego prywatnego gabinetu zaczął wściekle krzyczeć.
Dopiero kiedy Nachimow całkowicie się zatrzymał, załoga odzyskała kontrolę nad systemami pokładowymi. Wszystko znów zaczęło idealnie działać. Kapitan nakazał całą wstecz, a śruby zareagowały i zaczęły się obracać w przeciwnym kierunku. Na mieliźnie Goodwin nie ma kamieni, ale piasek jest bardzo grząski. Przednia połowa krążownika znacznie się w niego zagłębiła i nie sposób jej było uwolnić. Po półgodzinie próżnych wysiłków kapitan Denisowicz polecił wyłączyć silniki.
Setki milionów obserwatorów na całym świecie przyglądały się temu z zadziwieniem. Mieszkańcy Zachodu obudzili się, włączyli telewizory i zobaczyli na ekranach nieruchomą sylwetkę Admirała Nachimowa. Ludzie na Wschodzie usłyszeli wieści i odeszli od swoich biurek, by zgromadzić się przed telewizorami i z przejęciem wymieniać komentarze. Nikt nie rozumiał, jak to możliwe. A jednak to właśnie się stało.
W Rosji po kilku minutach wszczęto dochodzenie. Strumienie pytań popłynęły z gabinetu Wożdia do Murmańska, ale baza główna Floty Północnej nie miała logicznego wytłumaczenia.
W Waszyngtonie zbudzony prezydent zaczął śledzić transmisje telewizyjne na wszystkich możliwych kanałach. Potem zabrał się do tweetowania. Zadzwonił także do Marjory Graham w Londynie.
Pani premier próbowała dotrzeć do sir Adriana. Był w swoim samochodzie, właśnie jechał z Northwood do mieszkania na tyłach Admiralty Arch. Przez całą noc doglądał przejmowania kontroli nad rosyjskim krążownikiem. W Chandler’s Court doktor Jeremy Hendricks cicho zaklął, patrząc na ekrany w pracowni komputerowej.
W innym skrzydle budynku nastolatek, który dostarczył szyfry umożliwiające przeniknięcie do systemów okrętu, smacznie spał. Nie interesowało go całe to zamieszanie.
Specjaliści komputerowi w Murmańsku potrzebowali zaledwie doby, by przygotować raport dla Kremla. To nie była awaria. Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu ktoś włamał się do systemu i przez kilka kluczowych minut Nachimowem kierowali wrogo nastawieni ludzie z zewnątrz.
W głosie dobiegającym z prywatnego gabinetu na Kremlu nie było wyrozumiałości. Zapewniano Wożdia, że ich technologia jest niepokonana, a ryzyko infiltracji wynosi jeden do biliona. Szykowały się liczne zwolnienia, a nawet zarzuty karne w związku z zaniedbaniem obowiązków.
Technicy w Murmańsku zaczęli planować potężną operację ruszenia stalowego olbrzyma z mielizny. Pracownicy państwowych stacji telewizyjnych i radiowych, które do południa w ogóle nie informowały o wydarzeniach w cieśninie, zastanawiali się, jak wytłumaczyć to, co się stało, uległemu rosyjskiemu społeczeństwu. Wieści szybko się rozchodziły; nawet w dyktaturze nie da się zbyt długo powstrzymywać siły internetu.
W swoim gabinecie na siódmym piętrze w Jasieniewie człowiek stojący na czele wywiadu zagranicznego Federacji Rosyjskiej patrzył przez wielkie okno panoramiczne na brzozowy las w dole. W oddali widział migotanie wiosennego słońca na cebulastych kopułach soboru Wasyla Błogosławionego na Placu Czerwonym. Był pewien, że wkrótce zadzwoni telefon. Stało się to w południe następnego dnia po ugrzęźnięciu okrętu. Jewgienij Kryłow wiedział, kto jest po drugiej stronie linii. To był czerwony telefon. Podszedł i odebrał po drugim dzwonku. Przez chwilę słuchał instrukcji, po czym nakazał przygotować samochód.
Tak samo jak skromny Anglik wprowadzający się właśnie do małego mieszkania w Londynie, Kryłow poświęcił całe życie pracy w wywiadzie, do którego trafił jeszcze w czasach komunistycznych. On także został zauważony na studiach przez łowców talentów i po intensywnych testach zwerbowano go w szeregi KGB.
W tym samym naborze przyjęto też mężczyznę, z którym teraz rozmawiał, byłego członka tajnej policji, który został władcą całej Rosji. Ale podczas gdy Wożdia przydzielono do Drugiego Zarządu Głównego (wywiad wewnętrzny) i wysłano do Drezna w kontrolowanych przez Rosjan Niemczech Wschodnich, Jewgienij Kryłow dzięki talentowi do języków zapewnił sobie miejsce w Pierwszym Zarządzie Głównym (szpiegostwo zagraniczne), który uważano za najbardziej prestiżowy.
Służył w trzech zagranicznych ambasadach, w tym dwóch uznawanych za wrogie: w Rzymie i Londynie. Potrafił się porozumieć po włosku i znakomicie mówił po angielsku. Podobnie jak Wożd’, gdy nadeszła właściwa pora, bez wahania porzucił komunizm, ponieważ od dawna dostrzegał jego liczne wady. Ale nigdy nie stracił miłości do Mateczki Rosji.
Chociaż w tej chwili nie miał pojęcia, jak doszło do katastrofy na Goodwin Sands ani kto za nią odpowiada, w czasie swoich długich szpiegowskich karier on i Anglik już kiedyś skrzyżowali miecze.
Limuzyna marki ZiŁ wjechała na teren Kremla, jak zwykle przez bramę Borowicką, z której mogli korzystać tylko wysocy rangą urzędnicy. Chociaż żaden pionek nie mógłby jechać ziłem, fanatycznie lojalni strażnicy zatrzymali samochód Kryłowa i zajrzeli przez szyby, by sprawdzić, kto siedzi w środku. Potem podnieśli szlaban i gestem nakazali szoferowi ruszać.
Wożd’ ma trzy gabinety. Duży zewnętrzny gabinet służy do przyjmowania delegacji, a wewnętrzny, nieco mniejszy, to funkcjonalne miejsce codziennej pracy przy biurku, za którym stoją skrzyżowane flagi, rosyjska flaga narodowa oraz sztandar z czarnym dwugłowym orłem. Niemal nikt nie ma wstępu do najmniejszego gabinetu, znajdującego się w samym sercu Kremla, gdzie wiszą osobiste rodzinne portrety. A jednak właśnie tam Kryłow został przyjęty.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.