Sędzia Rymowicz napisał w marcu 1919 roku o zaprotokołowaniu ok. 1000 zeznań i oświadczeń złożonych przed jego komisją pod przysięgą12. Te dokumenty także nigdy nie zostały opublikowane. Część dokumentów z jego śledztwa ocalała we lwowskich archiwach. Raport sędziego Rymowicza także nie ujrzał światła dziennego.
Rząd w Warszawie zachował się odpowiedzialnie i bardzo szybko wysłał swoich przedstawicieli do Lwowa, aby przekazali mu rzetelny obraz wydarzeń. Nie opublikował nigdy raportów, które otrzymał. Jest to dla mnie zrozumiałe, bo obydwa dokumenty są dla polskiego Lwowa, dla Polski, oskarżeniem nieporównanie cięższym niż powstałe w drugiej połowie roku 1919 raporty komisji wysłanych do Polski przez rządy USA i Wielkiej Brytanii.
By dotrzeć do dokumentów we lwowskich archiwach, po przejściu czasami żmudnych procedur, trzeba studiować katalogi po ukraińsku.
Dokumenty zgromadzone są w niebieskopopielatych lub żółtawych teczkach opisanych po ukraińsku. Porusza zżółknięty, czasem skruszały papier. Niektóre arkusze są podklejone. Rękopisy zeznań sporządzane są szarym ołówkiem, niekiedy niebieskim. Podkreślenia i adnotacje wprowadzane są często czerwoną kredką. Bywa, że relacja to jedno pośpiesznie skreślone zdanie, bez daty, sygnatury, podpisu, a czasami są to obszerne i starannie zaprotokołowane zeznania.
Maszynopisy są często odpisami ręcznie sporządzanych relacji. Świadectwa spisywano ręcznie lub na maszynie przez kalkę na cienkim, bardzo kruchym tzw. papierze przebitkowym. Dziś to czasami rozpadające się dokumenty.
Protokoły i pisma sędziego Rymowicza wyróżnia jakość błyszczącego, ciągle jeszcze białego, dobrej jakości papieru i czerń atramentu, którym ostrym charakterem pisma odnotowywał zeznania i wydawał jasne dyspozycje lwowskiej policji.
Bywa, że dokumenty są pogrupowane w podzbiory opisujące rodzaje zdarzeń. Oddzielają je przekładki, czasami z sinobordowego kartonu, na których ręcznie, zamaszyście, dużymi literami po polsku wypisano ołówkiem: „mordy”, „zakaz gaszenia ognia”, „podobne oświadczenia w spr. zakazu gaszenia”, „plądrowanie wobec pełniących służbę organów wojskowych”, „składanie zrabowanych rzeczy w komendach wojskowych”, „używanie automobilów wojskowych wzg. Czerwonego Krzyża”, „sytuacja przed zdobyciem Lwowa. Preludium”, „pominięcie chrześcijan w czasie wypadków”. Jasna systematyka wydarzeń.
Dokumenty są głównie w języku polskim, czasem niemieckim. Zdarza się dokument po angielsku: „I confirm [przekreślone, a nadpisane słowo nieczytelne: inform? – przyp. G.G.] a Polish soldier, that I begged the officer, the commander of the casern at Zamarstynowska street for help for my family and he said me, that the Polish soldiers have a order to plunder the Jews and therefore, he could not help me. A.B [Ja polski żołnierz informuję, że błagałem oficera, komendanta koszar przy Zamarstynowskiej, o pomoc dla mojej rodziny, a on powiedział mi, że polscy żołnierze mają rozkaz grabić Żydów, i dlatego on nie mógł mi pomóc. A.B.]”13.
W archiwach znajduje się podobnej treści zeznanie po polsku żołnierza-Żyda, który przybył z odsieczą krakowską. Na szczęście podczas pogromu udało mu się wyprowadzić swoją rodzinę z dzielnicy żydowskiej.
Kiedy przytaczam relację, podaję, gdzie można ją znaleźć. Przypisy w tej opowieści mają charakter techniczny i sprowadzają się jedynie do wskazanie źródła, które cytuję lub kiedy omawiam relacje i zeznania, raporty i opisy.
Robię to dla tych, którzy mogą nie dowierzać. Doskonale to rozumiem. Ja też nie dowierzałem, że tak wyglądały tamte dni we Lwowie.
I nie dowierzałem, że było możliwe, by polscy historycy dokładnie nie zbadali i nie opisali tych wydarzeń.
CZĘŚĆ I
Powitanie niepodległości
Rozdział I
W piątek 22 listopada 1918 roku w ciemnościach nad ranem o godz. 5.30 Maurycy Ignacy Baczes zamieszkały w sercu dzielnicy żydowskiej Lwowa przy ul. Bóżniczej 24, róg ul. Smoczej, usłyszał ze swojego trzypokojowego mieszkania na drugim piętrze graną na ulicy na harmonijce melodię Jeszcze Polska nie zginęła14. Potem dobiegły go krzyki po polsku nakazujące otwieranie bram i bicie do bram okolicznych kamienic.
Baczes nie mógł wiedzieć, że melodia przyszłego hymnu Polski to zapowiedź pogromu. Wtedy, u schyłku nocy, nie mógł sobie nawet wyobrazić tego, co czeka dzielnicę żydowską we Lwowie przez najbliższe dwie doby.
Choć musiał mieć złe przeczucia, ponieważ po całodziennych walkach polsko-ukraińskich on, żona i czwórka dzieci nie spali całą noc. Zeznał: „Czuwaliśmy zupełnie ubrani”15.
Dziesięć minut wcześniej, o godz. 5.20, por. Roman Abraham i chor. Józef Mazanowski weszli na wieżę lwowskiego ratusza, zerwali zawieszone tam 1 listopada 1918 roku ukraińskie flagi i wywiesili polski sztandar16. Dwie godziny wcześniej, 22 listopada 1918 ok. godz. 3.20, oddziały por. Abrahama zajęły Odwach, Rynek i ratusz17.
To nie była pozbawiona rzeczywistego politycznego znaczenia rezolucja Rady Miejskiej z 20 października 1918 roku o przyłączeniu Lwowa do Polski. To był znak faktycznego militarnego i politycznego przejęcia władzy we Lwowie przez Polaków. Po raz pierwszy od 1772 roku mieliśmy całkowitą władzę nad miastem.
Oddziały ukraińskie po ponaddwudziestodniowych walkach wycofały się błyskawicznie w nocy z 21 na 22 listopada 1918 roku w całości w obawie przed okrążeniem przez odsiecz polskich wojsk przybyłą z Krakowa i Przemyśla pod dowództwem gen. Roji i ppłk. Karaszewicza-Tokarzewskiego.
Po 146 latach Lwów był w całości w rękach polskich.
Rzeczowo brzmi relacja Simona Kandla18, zamieszkałego przy pl. Krakowskim 10, o tym, co w jego mieszkaniu, w polskim już Lwowie, zrobił polski patrol wojskowy w piątek rano 22 listopada 1918 roku. Wojskowi zatrzymali go na ulicy ok. godz. 8.30 i zmusili do zaprowadzenia do domu: „(…) W domu napadli, pobili, grozili, strzałami, rewolwerami i żonie rozbili głowę, a córce odcięli palce z ręki złośliwie zniszczyli urządzenia domowe (…)”.
Simon Kandl jednym tchem wymienił palce odcięte córce (prawdopodobnie tak żołnierze zdjęli jej pierścionki) i zniszczone wyposażenie mieszkania. Któremu czynowi bandytów należałoby przyporządkować słowo „złośliwie”?
Być może brak przecinka we frazie o odcięciu palców córce i zniszczeniu sprzętów to błąd osoby protokołującej. A może to najwierniejszy zapis relacji człowieka, który w traumie opowiada o końcu świata. Jednym tchem.
Kandlowi z rodziną udało się uciec ok. godz. 12. Uzupełnił relację informacją, że dom został w całości obrabowany, a potem spalony.
Jego zeznanie jest krótkie i kończy się zdaniem, że o godz. 9 na drugim piętrze na schodach zastrzelono Mojzesa Spiegla, kiedy ten próbował uciec z domu.
Rozdział II
Informacja