Przekleństwa niewinności. Jeffrey Eugenides. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jeffrey Eugenides
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-837-9
Скачать книгу
Elementy świata przedstawionego, fizycznie wręcz namacalne, powstają jak wiersz: bluzki bez ramiączek Lux, karty do tarota Cecilii, lampa Apollo 11, pomarańczowa aspiryna dla dzieci… Nawet lista zakupów państwa Lisbon, wyżebrana od dostawcy ze sklepu spożywczego, przyjmuje romantyczną, gnomiczną jakość. Dlaczego te szczegóły – zaprawiony alkoholem sok ananasowy, różowy marmur, zabrudzony płócienny but – tak nas oczarowują? Postaci o mniejszym znaczeniu Eugenides traktuje z równą troskliwością i drobiazgowością, a nawet poświęca im sporo uwagi, często osiągając efekt komiczny: Trip Fontaine (personalia idealne) na przykład, sumiennie pracujący nad opalenizną, trzyma w słoikach kolekcję „Wielkich jointów świata”, a dziewictwo stracił na wakacjach w Acapulco z kobietą rozdającą karty w kasynach Las Vegas. Z kolei Dominic Palazzolo „był pierwszym chłopakiem w sąsiedztwie, który nosił okulary słoneczne” i wyglądał „właśnie tak, jak wyobrażaliśmy sobie Europejczyka – słabowity, schorowany, chimeryczny”. Eugenides przedstawia warstwę czasu i miejsca tak, jak zachowujemy ją w pamięci – tak jak zapach, konkretne ustawienie przedmiotów, sposób, w jaki cień przeplata się ze światłem z perspektywy tylnego siedzenia w samochodzie, mogą nagle obudzić w nas przeszłość, która czuwała tuż pod powierzchnią.

      To skrupulatne skupienie na detalach zdaje się dla narratorów próbą uzasadnienia słuszności swoich racji, wysiłkiem mającym na celu obronę ich wiarygodności jako tych, którzy opowiedzą historię sióstr Lisbon. Bezwzględność, z jaką brną przez przeszłość, sprawia, że są w stanie uprzedzić potencjalny zarzut stronniczości i niestosowności swojej narracji, tak jakby ilość przekazywanych informacji sama była w stanie obronić sens sprawy. Choć detali wciąż przybywa, a z każdego kąta osiedla i z każdego zaułka pamięci chłopcy wyciągają coraz więcej i więcej, ogólny obraz sytuacji pozostaje niejasny. „Ustawiając lunetę Carla Tagela pod odpowiednim kątem przez okno domku, udało się nam zobaczyć dziobatą twarz księżyca przepływającego powoli po niebie, a potem błękitną Wenus, ale gdy skierowaliśmy lunetę na okno pokoju Lux, zbliżenie było tak mocne, że nic nie mogliśmy zobaczyć”. Nawet planety, oddalone o miliony kilometrów, są dla chłopców bardziej uchwytne niż dziewczęta mieszkające po drugiej stronie ulicy. Gdy komunikują się z siostrami bezpośrednio – na zmianę puszczając im przez telefon piosenki w trakcie urywanych, tajemniczych rozmów – chłopcy notują tytuły utworów w kolejności ich odtwarzania, podając sobie „klejącą się słuchawkę”, jakby „przyciskali uszy do piersi dziewczyn”.

      Dopiero później dociera do nich, że wiadomość, którą przysłały im wówczas dziewczęta, wcale nie musiała wymagać rozszyfrowania, a teorie spiskowe chłopców i uporczywe próby złamania rzekomego kodu jedynie przysłaniały im rzeczywistość. Być może siostrom chodziło wyłącznie o to, by nawiązać z nimi kontakt. „Byliśmy tak skoncentrowani na naszych obserwacjach, że nie zauważyliśmy tylko jednego – prostego, odwzajemnionego spojrzenia”. Prawda stała się zakładnikiem szczegółów, które udaremniały wszelkie próby znaczącej rozmowy. Chłopcy stają się więc nagle współwinnymi losu dziewcząt: ich własne wyobrażenia na temat sióstr uniemożliwiły im rzeczywiste poznanie bohaterek. „Doszliśmy do wniosku, że dziewczęta przez cały czas próbowały nawiązać z nami kontakt, uzyskać naszą pomoc, ale my byliśmy zbytnio zaślepieni naszą namiętnością, aby to zauważyć”. To, co chłopcy nazywają miłością, bliższe jest raczej wyobcowaniu.

      Nie tylko chłopcy źle oceniają otaczający ich świat. Ich rodzice – pozbawieni już moralnego autorytetu zapewnianego niegdyś przez wojnę – muszą dowieść swojej wartości już nie w okopach, lecz na mizernych polach bitwy własnych podmiejskich domostw, gdzie uogólniony strach zastępuje skonkretyzowanego wroga. Źródło potencjalnego zagrożenia zmienia się od globalnego – groźba nuklearnej anihilacji, zanieczyszczenia środowiska, toksycznych odpadów – do lokalnego – martwe muchy zalegające na maskach samochodów, drzewa skażone chorobą. Niebezpieczeństwo, czy może raczej śmierć, jest czymś zewnętrznym, znanym, a zatem czymś, czemu można zapobiec: chłopcy idą na szczepienia, trzymają pod językami lekarstwo przeciw polio, ostrzegają Cecilię, by nie dotykała ustami wodotrysku z wodą pitną. Nawet gdy Lux nie przychodzi do domu o ustalonej porze, państwo Lisbon zakładają, że zawinił jakiś czynnik zewnętrzny, a z pewnością nie sama dziewczynka. Wierzą, że każde zagrożenie może zostać zniwelowane poprzez zamknięcie wszystkich córek w areszcie domowym. Ich moralność nakazuje im myśleć, że dom jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie, chroniącym mieszkańców przed wszelkimi zagrożeniami z zewnątrz, lokalnymi i globalnymi. Wkrótce jednak, niczym w horrorze, rodzice z przerażeniem zdają sobie sprawę, że to właśnie dom przyzywa dziewczynki. Cały balast podmiejskiego światka, przystrzyżone trawniki, mili sąsiedzi i przestronne, praktyczne samochody nie są w stanie powstrzymać niebezpieczeństwa o źródle psychologicznym, tajemnicy gotującej się w nastoletnich ciałach, królestwie leżącym poza zasięgiem nawet najsurowszych rodziców.

      Przekleństwa niewinności są elegią nie tylko o martwych dziewczętach, lecz także o nastoletnich chłopcach. Ich relacja z siostrami Lisbon to przede wszystkim fantazja, choć intensywność ich uczuć była jak najbardziej prawdziwa, może nawet prawdziwsza niż cokolwiek, co przydarzyło im się później. Po śmierci ostatniej z dziewcząt czar jakby pryska: nadciąga świat dorosłych i jego zwyczajne, codzienne rozczarowania. Czas ich zdradził, wszystkich bez wyjątku, gdy tak trwali, „[…] powoli pogrążając się w melancholii pozostałej części naszego życia”; nawet Trip Fontaine, niegdyś posiadacz „najbardziej lśniącej ojcowsko-synowskiej opalenizny w miasteczku”, staje się udręczonym alkoholikiem osadzonym w ośrodku dla uzależnionych gdzieś na pustyni i plotącym pod nosem całkowite bzdury. Być może, żyjąc w przeszłości i katalogując każdą jej pamiątkę, chłopcy mogą podtrzymać intensywność tamtych czasów, skupić się na czymś poza żalem, starzeniem się i poczuciem utraty. Nie są jednak w stanie zatrzymać czasu. Mówią o dziewczynach – które zmarły, gdy ich dorastanie dopiero rozkwitało – z zazdrością, jak o gościach, którzy wyszli z imprezy w jej punkcie kulminacyjnym. Martwe dziewczęta nie muszą znosić niesprawiedliwości starzenia się, nie widzą, jak przemija ich młodość, a wspomnienia gasną. Dom Lisbonów kupuje pewna para, która przemienia go w „lśniącą, pustą przestrzeń, oazę spokoju przeznaczoną dla medytacji, japońskimi przepierzeniami zakrywając smętne wspomnienie sióstr Lisbon”. Nawet dawni idole chłopców upadają: „Paul Baldino zaczął wyglądać jak każdy inny grubas z podkrążonymi oczami, i pewnego dnia poślizgnął się, a może ktoś go popchnął, pod szkolnym prysznicem, i widzieliśmy, jak leży na kafelkach, trzymając się za obolałą stopę”. Cenne wystawy przedmiotów zbieranych przez chłopców kurzą się i rozkładają: „stare kosmetyki Mary, wysychające i zmieniające się w beżowy pył, […] trampki Cecilii, żółknące tak, że nie pomoże im już pasta do zębów i płyn do naczyń”. Jak mówią chłopcy, „grobowiec nie jest hermetycznie szczelny i nasze świętości powoli znikają”.

      Przeszłość nigdy nas nie opuszcza, zdaje się mówić Eugenides, lecz tylko podwaja się i ujawnia, zawsze nam umykając. Ta powieść jest elegią o tym, jak życie przepływa przez nas i nas zmienia. Jesteśmy przedmiotem jego tajemniczych działań, ale nigdy nie otrzymujemy satysfakcjonującej narracji. Każde usiłowanie narzucenia mu jakiejś logiki nie wytrzymuje próby: nie istnieje wspomnienie, które nie rozmywałoby się ani trochę, nie jawiło się nagle jako coś zupełnie innego, co dzieje się choćby u pani Lisbon, gdy kobieta bierze promyk słońca w oknie za twarz dawno zmarłej dziewczynki. Wrażliwość przynosi ból, tak samo jak bycie świadkiem fenomenu świata bez wiedzy o sensie jego istnienia. Gdy myślę o zdaniach, które zakreśliłam sobie w moim egzemplarzu Przekleństw niewinności jako nastolatka, nie potrafię określić, co popchnęło mnie do reakcji akurat na te słowa, na fragmenty, które dziś nie mają dla mnie wielkiego znaczenia. Dziwnie jest być równocześnie