On chce wersji jasnej, ale czy mogę go o to prosić? A czy ja nie lubię mrocznej? Część lubię. W mojej głowie pojawiają się nieproszone wspomnienia tamtego wieczoru z Thomasem Tallisem.
– A co z karami?
– Zero kar. – Kręci głową. – Zero.
– A zasady?
– Żadnych zasad.
– Absolutnie żadnych? Ale ty masz swoje potrzeby.
– Ciebie potrzebuję bardziej, Anastasio. Przez tych kilka ostatnich dni czułem się jak w piekle. Instynkt mówi mi, żebym pozwolił ci odejść, mówi mi, że nie zasługuję na ciebie. – Milknie na chwilę. – Te zdjęcia, które zrobił chłopak… Widzę, jak on ciebie postrzega. Wyglądasz beztrosko i ślicznie. Nie znaczy to, że teraz nie jesteś śliczna, ale widzę twój ból. Okropna jest świadomość, że to przeze mnie tak się czujesz. Ale jestem egoistą. Pragnąłem cię od chwili, gdy wpadłaś do mojego gabinetu. Jesteś wyjątkowa, uczciwa, ciepła, silna, dowcipna, zniewalająco niewinna… lista nie ma końca. Podziwiam cię. Pragnę cię, a myśl, że mógłby mieć cię ktoś inny, jest niczym nóż, obracający się w ranie mojej mrocznej duszy.
W ustach mi zasycha. Jeśli to nie jest deklaracja miłości, to nie wiem, jak miałaby takowa wyglądać. Pęka tama i z moich ust wypływa potok słów:
– Christianie, dlaczego uważasz, że masz mroczną duszę? Ja bym tego nie powiedziała. Może smutną, ale jesteś dobrym człowiekiem. Ja to widzę… jesteś hojny, życzliwy i nigdy mnie nie okłamałeś. Wiesz, w sobotę doznałam szoku. To mnie obudziło. Dotarło do mnie, że nie potrafię być kobietą, jakiej pragniesz. Potem, kiedy już wyszłam, uświadomiłam sobie, że ból fizyczny, który mi sprawiałeś, nie był taki zły jak ból towarzyszący świadomości, że cię straciłam. Naprawdę chcę sprawiać ci przyjemność, ale to trudne.
– Zawsze sprawiasz mi przyjemność – szepcze. – Ile razy mam ci to powtarzać?
– Nigdy nie wiem, co myślisz. Czasami wydajesz się taki zamknięty… jak samotna wyspa. Onieśmielasz mnie. Dlatego właśnie trzymam buzię na kłódkę. Nie wiem, w którym kierunku zmierza twój nastrój. W ułamku sekundy potrafi diametralnie się zmienić. To działa dezorientująco. No i na dodatek nie pozwalasz się dotykać, a ja tak bardzo ci pragnę pokazać, jak mocno cię kocham.
Mruga w ciemności, chyba nieufnie, a ja już nie mogę mu się oprzeć. Odpinam pasy i wdrapuję mu się na kolana, biorąc go tym z zaskoczenia. Ujmuję jego twarz w dłonie.
– Kocham cię, Christianie Greyu. A ty jesteś gotowy zrobić to wszystko dla mnie. To ja nie zasługuję na ciebie i tak mi przykro, że nie jestem w stanie robić dla ciebie tych wszystkich rzeczy. Może z czasem… nie wiem… ale tak, zgadzam się na twoją propozycję. Gdzie mam podpisać?
Obejmuje mnie mocno i tuli do siebie.
– Och, Ana. – Chowa twarz w moich włosach.
Siedzimy objęci, słuchając muzyki – spokojnego utworu na fortepian – odzwierciedlającej emocje obecne w samochodzie, słodki spokój po burzy. Wtulam się w niego jeszcze bardziej, opierając głowę o ramię. Delikatnie gładzi mnie po plecach.
– Dotykanie to dla mnie granica bezwzględna, Anastasio – szepcze.
– Wiem. Chciałabym zrozumieć dlaczego.
Po dłuższej chwili wzdycha i mówi:
– Miałem paskudne dzieciństwo. Jeden z alfonsów dziwki… – Urywa i cały się spina, wspominając jakieś niewyobrażalne okropieństwo. – Ja to pamiętam – dodaje szeptem.
Serce mi się ściska, gdy przypominają mi się blizny po przypaleniach na jego skórze. Och, Christianie. Zarzucam mu ramiona na szyję.
– Stosowała przemoc? Twoja matka? – Głos mam cichy i nabrzmiały od niewypłakanych łez.
– Nie mam takich wspomnień. Ale nie dbała o mnie. Nie ochroniła mnie przed swoim alfonsem. – Prycha. – To chyba ja opiekowałem się nią. Kiedy w końcu się zabiła, dopiero po czterech dniach ktoś podniósł alarm i nas znalazł… To pamiętam.
Z przerażeniem zakrywam dłonią usta. Kurwa mać. Do gardła podchodzi mi żółć.
– To mocno popieprzone – szepczę.
– Na pięćdziesiąt sposobów.
Przyciskam usta do jego szyi, szukając pociechy i ją oferując, gdy wyobrażam sobie małego, brudnego, szarookiego chłopczyka, zagubionego i osamotnionego przy zwłokach matki.
Och, Christianie. Wdycham jego woń. Pachnie bosko, mój ulubiony zapach na świecie. Mocniej mnie obejmuje i całuje moje włosy, i tak siedzę w jego ramionach, gdy tymczasem Taylor pędzi przez noc.
Kiedy się budzę, jedziemy już przez Seattle.
– Hej – mówi miękko Christian.
– Przepraszam – mruczę i prostuję się. Mrugam powiekami i przeciągam się. Nadal siedzę na jego kolanach.
– Bez końca mógłbym patrzeć, jak śpisz, Ana.
– Mówiłam coś?
– Nie. Jesteśmy już prawie pod twoim domem.
Och?
– Nie jedziemy do ciebie?
– Nie.
– Dlaczego?
– Dlatego, że jutro musisz iść do pracy.
– Och. – Wydymam usta.
– A czemu pytasz, czyżby coś ci chodziło po głowie?
– Może.
Chichocze.
– Anastasio, nie zamierzam cię dotknąć, dopóki nie będziesz o to błagać.
– Że co?
– Chodzi mi o to, żebyś w końcu zaczęła się ze mną komunikować. Gdy następnym razem będziemy się kochać, będziesz mi musiała powiedzieć ze szczegółami, czego pragniesz.
Zsuwa mnie z kolan, gdy Taylor zajeżdża pod moje mieszkanie. Christian wysiada i otwiera przede mną drzwi.
– Mam coś dla ciebie. – Przechodzi na tył samochodu, otwiera bagażnik i wyjmuje spore, ozdobnie zapakowane pudełko. Co to takiego?
– Otwórz, jak wejdziesz do mieszkania.
– Ty mi nie potowarzyszysz?
– Nie, Anastasio.
– Kiedy się więc zobaczymy?
– Jutro.
– Mój szef chce, żebym jutro poszła z nim na drinka.
Na twarzy Christiana pojawia się zacięcie.
– Czyżby? – W jego głosie pobrzmiewa nutka groźby.
– Aby uczcić mój pierwszy tydzień pracy – dodaję szybko.
– Gdzie?
– Nie wiem.
– Mógłbym cię stamtąd zabrać.
– Okej… Wyślę ci mejl albo esemesa.
– Dobrze.
Odprowadza mnie do drzwi i czeka, aż znajdę w torebce klucze. Otwieram drzwi, a on nachyla się, ujmuje moją brodę i unosi. Jego usta wiszą nad moimi, a potem Christian zamyka oczy i delikatnymi pocałunkami zaznacza szlak od kącika oka do kącika ust.
Z moich ust wydobywa się