Sienna poczuła, jak krew zamarza jej w żyłach.
– Robert! – zawołała. – Nie wiem, kim oni są, ale właśnie nas znaleźli!
Stojący pośrodku ulicy agent Christoph Brüder wydawał rozkazy podwładnym, którzy wbiegali właśnie do budynku. Był to potężnie zbudowany mężczyzna, który nauczył się w wojsku, że podczas akcji nie ma miejsca na emocje, a przełożonych należy szanować i słuchać. Wiedział, co do niego należy i o jaką stawkę toczy się gra.
Organizacja, dla której pracował, miała wiele wydziałów, jednakże grupę zwiadu bojowego wzywano tylko wtedy, gdy sytuacja stawała się kryzysowa.
Kiedy wszyscy jego ludzie zniknęli w budynku, Brüder nie ruszył się z miejsca, z którego mógł obserwować główne wejście, wyjął komunikator i połączył się z przełożonym.
– Tu Brüder – powiedział. – Udało nam się namierzyć Langdona po adresie IP. Moi ludzie już po niego idą. Odezwę się, jak go będziemy mieli.
Ukryta na dachu Pensione la Fiorentina kobieta spoglądała z niemym przerażeniem na agentów znikających w jednej z pobliskich bram.
Co oni tu u licha robią?!
Przeczesała dłonią postawione na sztorc włosy. W końcu dotarło do niej, jakie będą konsekwencje spartaczonego minionej nocy zadania. Wystarczyło jedno zagruchanie gołębia, aby wszystko wymknęło się spod kontroli. Niby taka prosta misja… a zamieniła się w prawdziwy koszmar.
Już po mnie, skoro sprowadzili tutaj grupę IWO.
Vayentha chwyciła szyfrowany komunikator i połączyła się z Zarządcą.
– Sir – wydukała. – Na miejscu pojawił się zespół IWO! Ludzie Brüdera wpadli do kamienicy!
Czekała na odpowiedź, ale usłyszała jedynie serię trzasków, a potem wypowiadany elektronicznym głosem komunikat: „Rozpoczęcie protokołu wykluczenia”.
Vayentha opuściła komórkę i spojrzała na wyświetlacz, który moment później ściemniał. Krew odpłynęła jej z twarzy, gdy uświadomiła sobie, co się stało. Konsorcjum właśnie się jej wyparło.
Koniec kontaktów. Koniec wsparcia.
Wykluczenie.
Szok szybko minął.
Zastąpił go strach.
Rozdział 16
– Szybciej, Robercie! – ponaglała Sienna. – Za mną!
Myśli Langdona wciąż obracały się wokół ponurych wizji świata podziemi, gdy wybiegał za nią z drzwi mieszkania. Do tej pory Sienna Brooks panowała jakoś nad trawiącym ją stresem, ale teraz emocje wzięły górę i porzuciła luzacką pozę, okazując po raz pierwszy czysty strach.
Na korytarzu pobiegła przed siebie, mijając windę, która właśnie zjeżdżała, zapewne wezwana przez ludzi w holu na dole, i nie oglądając się, zniknęła na klatce schodowej.
Langdon biegł tuż za nią, ślizgając się na gładkich podeszwach pożyczonych mokasynów. Maleńki projektor schowany w kieszeni garnituru obijał mu się o pierś przy każdym kroku. Robert nie potrafił wyrzucić z pamięci dziwnego słowa, w jakie ułożyły się litery odczytane w ósmym kręgu. CATROVACER. Pamiętał wciąż również dziwaczną maskę i inskrypcję: „Prawdę można ujrzeć wyłącznie oczami śmierci”.
Robił, co mógł, by połączyć te elementy, jednakże na razie nie widział żadnego sensownego rozwiązania.
Gdy w końcu zatrzymał się na półpiętrze, czekająca tam na niego Sienna zaczęła nasłuchiwać. Robert także słyszał łomot butów dobiegający gdzieś z dołu.
– Czy jest tutaj jakieś inne wyjście? – zapytał szeptem.
– Idziemy – zakomenderowała ochrypłym głosem.
Tego ranka uratowała mu już raz życie, zaufał jej więc po raz kolejny. Zaczerpnął tchu i pognał za nią po schodach, kierując się w dół.
Zeszli jedno piętro, zbliżając się niebezpiecznie do ścigających, od których dzieliły ich teraz co najwyżej dwie kondygnacje.
Dlaczego ona pędzi im na spotkanie?
Zanim zdążył zaprotestować, Sienna chwyciła go za rękę i pociągnęła w głąb korytarza z długim ciągiem pozamykanych drzwi.
Tu nie ma się gdzie schować!
Sienna przekręciła kontakt i kilka żarówek przygasło, lecz półmrok, który zapanował w korytarzyku, nie wystarczał, by się ukryć. Sienna i Langdon wciąż byli widoczni na tle ścian. Narastające odgłosy kroków świadczyły o tym, że prześladowcy lada moment dotrą na piętro i znajdą się na wprost korytarzyka, mając doskonały widok na całą jego długość.
– Potrzebuję twojej marynarki – wyszeptała Sienna, ściągając z niego górę pożyczonego garnituru. Potem szybko go wepchnęła do niewielkiej wnęki przy drzwiach i kazała przyklęknąć za sobą. – Nie ruszaj się.
Co ona wyprawia? Stoi na widoku!
Żołnierze, którzy zaraz pojawili się na klatce schodowej, stanęli jak wryci, gdy dostrzegli kobietę stojącą w ciemnym korytarzyku.
– Per l’amor di Dio! – wrzasnęła na nich Sienna zjadliwym tonem. – Cos’é questa confusione? – Dwaj napastnicy spojrzeli po sobie, wyraźnie nie wiedząc, jak zareagować. Sienna nie przestawała na nich wrzeszczeć. – Tanto chiasso a quest’ora!
Tyle hałasu o tak wczesnej porze! Langdon dopiero teraz zauważył, że Sienna narzuciła marynarkę na głowę i ramiona, przez co wyglądała jak typowa staruszka w chuście. Skuliła się też, by lepiej osłonić klęczącego za nią Roberta. Moment później zrobiła krok do przodu, wyzywając ich, jak przystało na prawdziwą włoską starowinkę.
Jeden z żołnierzy zamachał ręką, nakazując jej wrócić do mieszkania.
– Signora! Rientri subito in casa!
Sienna zrobiła kolejny koślawy krok, wygrażając gniewnie pięścią.
– Avete svegliato mio marito, che è malato!
Langdon słuchał z niedowierzaniem.
Obudzili chorego męża?
Drugi z żołnierzy uniósł karabin i wymierzył prosto w nią.
– Ferma o sparo!
Sienna natychmiast się zatrzymała, a potem złorzecząc pod nosem, zaczęła się cofać.
Napastnicy pobiegli dalej i zniknęli na schodach.
Może nie była to szekspirowska rola, uznał Robert, ale i tak zasługiwała na brawa. Wychodziło na to, że doświadczenie na deskach teatru może być bardzo groźną bronią.
Sienna zdjęła marynarkę z głowy i rzuciła ją Langdonowi.
– Dobra, możemy iść.
Tym razem Robert wykonał jej polecenie bez zbędnego ociągania.
Zeszli na półpiętro tuż nad holem, gdzie dwaj kolejni żołnierze właśnie wsiadali do windy, by pojechać na górę. Na ulicy znajdował się jeszcze jeden mundurowy, który stojąc obok furgonetki, obserwował wejście. Uniform opinał jego potężnie umięśnione ciało. Sienna i Langdon przemknęli się cichcem do piwnicy.
Podziemny parking tonął w mroku i cuchnął uryną.