Blask. Marek Stelar. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Marek Stelar
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7835-726-1
Скачать книгу
pani wiadomo o ciotce? – zapytała.

      – Hm… Właściwie to mama prawie nigdy o niej nie wspominała. Ciocia zginęła, kiedy mama miała dwadzieścia lat, więc sporo powinna pamiętać, ale jakoś nie przypominam sobie żadnych historii z nią związanych…

      – Mogę wiedzieć, jak to się stało? Nie chciałabym być natrętna, ale zaciekawiła mnie pani teraz.

      – Zabito ją.

      Agata poczuła lekki niepokój. Wstała z ławeczki i przeszła kilka kroków ścieżką.

      – Zabito? – upewniła się.

      – Tak.

      – Tak mi przykro… – wydusiła z siebie.

      – Nie ma sprawy, ja jej kompletnie nie znałam – pocieszyła ją kobieta.

      – Wie pani, jak to się stało?

      – Niestety, nie. Wiem tylko tyle, że ktoś ją zabił. Nic więcej. Moja mama… Ona nie wyrażała się o ciotce najlepiej. Chyba nie były kochającymi się siostrami. W każdym razie nie mam pojęcia, kto to zrobił i dlaczego. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jak mogłabym się tego dowiedzieć… To było czterdzieści lat temu, a mama była jedyną osobą, która coś o tym wiedziała. I zabrała tę tajemnicę do grobu.

      Agata spojrzała w bok. Na starej, połamanej płycie ktoś przykleił zalaminowaną kartkę z czerwonym napisem „Uwaga, grób przeznaczony do likwidacji!”. Zawróciła i poszła z powrotem do miejsca, gdzie spoczywała Magdalena Czaban. Fakt, że matki jej rozmówczyni nie pochowano w tym samym grobie, w którym leżała siostra, o czymś jednak świadczył.

      – Cóż, dziękuję pani za pomoc – powiedziała. – I przepraszam, że zawracałam głowę.

      – Nic się nie stało. Cieszę się, że mogłam pomóc. Tak mi przyszło teraz do głowy, że może kiedyś powinnam się tym zainteresować. W końcu to moja rodzina. Wypadałoby wiedzieć coś o własnych bliskich krewnych, prawda? Co, jak mnie kiedyś moje dziecko zapyta?

      – Fakt – przyznała, ale wyglądało na to, że ona nie będzie miała problemu, przynajmniej częściowo: też nie znała historii najbliższej rodziny, ale nie miała dziecka, które mogłoby ją o to zapytać. – Aha, jeszcze jedno: czy mówi pani coś nazwisko Danuta Wyraj?

      W telefonie zapadła chwila ciszy.

      – Nie – odparła kobieta zdecydowanie. – Na pewno nie. Nie znam nikogo o takim nazwisku.

      – Okej, jeszcze raz dziękuję…

      Agata pożegnała się i rozłączyła. Schowała telefon i ostatni raz obrzuciła spojrzeniem nagrobek i porcelanowe zdjęcie. Za każdym razem, kiedy patrzyła na tę twarz, wydawała się jej inna. Coraz bardziej tajemnicza. Gdy ujrzała ją po raz pierwszy, kiedy znalazła dowody, wydawała się zupełnie normalną dziewczyną, nieco postarzoną mocnym makijażem, charakterystycznym w tamtych czasach. A teraz w jej oczach było coś nieokreślonego; już nie wydawały się jej wesołe, a spojrzenie zalotne. Agata zdawała sobie sprawę, że to tylko jej wyobraźnia, nic ponadto. Ale mimo to czuła się coraz dziwniej.

      Co robił jej dowód osobisty w papierach ojca? To, że był prokuratorem i być może prowadził nawet śledztwo w tej sprawie, nie tłumaczyło faktu, że taki dokument znalazł się w jego prywatnych rzeczach. Coś mówiło jej, że historia tej dziewczyny nie skończyła się wraz z jej śmiercią i będzie miała ciąg dalszy.

      Wsiadła na rower i ruszyła w stronę pierwszej bramy. Mijając ją, wpadła jeszcze na coś. Tu, w budynku wkomponowanym w założenie bramne, mieściła się siedziba wydziału usług cmentarnych ZUK-u. I tak będzie musiała tu jeszcze wrócić w związku z pogrzebem ojca, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby teraz sprawdzić coś jeszcze. To, że Danuta Wyraj nie figurowała w rejestrze osób pochowanych, mogło oznaczać kilka rzeczy: albo że żyła i wtedy pozostanie jej przeprowadzić dokładnie takie samo „śledztwo” jak w przypadku Czaban, albo że nie żyła, ale pochowano ją gdzie indziej, na przykład w Stargardzie czy gdziekolwiek w świecie. Zbliżała się piętnasta, ale Agata nie zamierzała spędzić w ZUK-u dużo czasu. Była przekonana, że i tak niczego się nie dowie, choć zawsze warto próbować i w tym przekonaniu trwała równie mocno, co w tamtym.

      Zostawiła rower oparty o ścianę i weszła do środka, kierując się od razu do wolnego stanowiska.

      – Dzień dobry, chciałabym się dowiedzieć, czy ktoś został pochowany na cmentarzu Centralnym.

      Krótkowłosa kobieta w średnim wieku spojrzała na nią zza okularów. Jej fryzura przypominała tę Magdaleny Czaban i Agata od razu zwróciła na to uwagę.

      – Może pani to zrobić przez stronę… – powiedziała, poprawiając szkła.

      – Korzystałam już z wyszukiwarki – odparła Agata. – Widzi pani, przyszło mi do głowy, że nagrobek tego kogoś mógł zostać po prostu zlikwidowany. Podobno jeśli po dwudziestu pięciu latach nie przedłuży się umowy i nie wniesie opłaty, miejsce jest likwidowane?

      – Po dwudziestu – sprostowała urzędniczka. – I tak, wtedy miejsce jest likwidowane i sprzedawane. Chyba że napisy na nagrobku są nieczytelne i nie ma możliwości ustalenia, kto tam leży. Wtedy zostaje…

      – A co się dzieje ze szczątkami w przypadku likwidacji grobu?

      – Zostają na miejscu, ale głębiej, poniżej poziomu dna grobu głębinowego.

      – Aha. Czyli mówi pani, że da się sprawdzić, czy taka sytuacja miała miejsce? A jeśli tak, to również to, kiedy zmarła?

      – Prawdopodobnie tak.

      – O! Jak szybko?

      – Praktycznie od ręki. Mamy w formie elektronicznej jakieś dziewięćdziesiąt procent akt pozostających w naszych zasobach, więc jeśli pani typ nie jest w tych pozostałych dziesięciu, to dowie się tego pani już zaraz. Poproszę imię, nazwisko i datę urodzenia tej osoby.

      – Jeju, chwileczkę, zaskoczyła mnie pani. – Agata uśmiechnęła się. – Danuta Wyraj, trzynasty marca tysiąc dziewięćset pięćdziesiąt siedem.

      Nie wzięła dowodu, ale pamiętała datę urodzin: tego samego dnia i tego samego miesiąca urodził się jej ojciec. Kobieta przebierała palcami po klawiaturze, zerkając znad okularów na monitor. W szkłach odbijały się niewyraźnie jakieś tabelki.

      – O, proszę – rzuciła z zadowoleniem. – Ma pani szczęście!

      – Taaak? – Agata sama nie mogła w nie uwierzyć.

      – Ta kobieta faktycznie była pochowana na naszym cmentarzu. Zmarła trzynastego września siedemdziesiątego ósmego. Jest również adnotacja, że pogrzeb odbył się na koszt miasta.

      Prażmowska poczuła się nieswojo. Dziwny zbieg okoliczności. Oby tylko zbieg.

      – Rozumiem, że nagrobek zlikwidowano, bo nikt nie zapłacił za przedłużenie? – zapytała.

      – Dokładnie. Może nie miała rodziny, choć to przecież taka młoda osoba.

      – A jeśli ona była zameldowana w Stargardzie? Nie powinna zostać pochowana tam?

      – Tego nie wiem, przykro mi. Mówię pani, jak to wygląda w naszych aktach. – Wskazała monitor przed sobą.

      – Rozumiem…

      – Coś jeszcze chce pani sprawdzić?

      – Nnnie, to wszystko – mruknęła niewyraźnie. – To mi wystarczy. Dziękuję pani za pomoc…

      Wyszła