– Pij!
Poruszające się światła obracają się w rytm muzyki, oblewając dziwną kolorową poświatą wnętrze lokalu i jego klientelę. Są na przemian zielone, niebieskie, białe i demonicznie czerwone. Grey przygląda mi się uważnie. Biorę niepewny łyk.
– Do dna! – woła do mnie.
Jest taki apodyktyczny. Przeczesuje palcami swoje niesforne włosy. Wygląda na sfrustrowanego i zagniewanego. Ma jakiś problem? Nie licząc niemądrej pijanej dziewczyny, która dzwoni do niego w środku nocy i której jego zdaniem potrzebny jest ratunek. No i okazuje się, że rzeczywiście, trzeba ją uratować przed zalotami przyjaciela. A potem patrzeć, jak puszcza pawia za pawiem. „Och, Ana… czy ty to kiedykolwiek przebijesz?” Moja podświadomość cmoka i piorunuje mnie wzrokiem. Chwieję się lekko i on kładzie mi dłoń na ramieniu. Robię, co mi każe, i wypijam całą wodę. Robi mi się niedobrze. Grey bierze ode mnie szklankę i stawia ją na barze. Mętnie zauważam, w co jest ubrany: luźną koszulę z białego lnu, dżinsy, czarne conversy i ciemną marynarkę w prążki. Kołnierzyk koszuli jest rozpięty i widać kilka włosków. W swoim przymuleniu stwierdzam, że wygląda bardzo apetycznie.
Znowu mnie bierze za rękę. Ożeż, prowadzi mnie na parkiet. Cholera. Ja nie tańczę. Wyczuwa moją niechęć i w kolorowym świetle dyskotekowych lamp widzę jego rozbawiony, z lekka sardoniczny uśmiech. Pociąga mnie mocno za rękę i znowu jestem w jego ramionach. Zaczyna się poruszać, a ja razem z nim. O rany, ależ on tańczy. I nie mogę uwierzyć, że za nim nadążam. Może dlatego, że jestem pijana. Przyciska mnie mocno do siebie i jestem pewna, że gdyby mnie nie trzymał, tobym się przewróciła. W głowie pojawia mi się ostrzeżenie mamy: „Nie ufaj mężczyźnie, który umie tańczyć”.
Prowadzi nas przez tłum tancerzy na drugi koniec parkietu i teraz znajdujemy się obok Kate i Elliota, brata Christiana. Muzyka głośno dudni, także w mojej głowie. A niech mnie! Kate działa. Tańczy, jakby jutra nie było, a robi tak tylko wtedy, kiedy ktoś jej się podoba. Naprawdę podoba. To oznacza, że jutro rano śniadanie zjemy we troje. Kate!
Christian nachyla się i krzyczy coś Elliotowi do ucha. Nie słyszę co. Elliot jest wysoki, szeroki w barach, ma jasne kręcone włosy i jasne oczy błyszczące szelmowsko. W tym pulsującym świetle nie potrafię określić ich koloru. Elliot uśmiecha się szeroko i bierze Kate w ramiona, a ona w ogóle nie protestuje… Kate! Pomimo stanu upojenia alkoholowego doznaję szoku. Przecież dopiero co go poznała. Kiwa głową na to, co mówi Elliot, uśmiecha się do mnie i macha. Christian w ekspresowym tempie wyprowadza nas z parkietu.
Ale nie udało mi się z nią porozmawiać. Wszystko w porządku? Doskonale wiem, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Muszę wygłosić jej wykład na temat bezpiecznego seksu. Mam nadzieję, że zapoznała się z treścią plakatów wiszących na drzwiach toalet. Myśli przetaczają mi się przez głowę, walcząc z pijackim zamroczeniem. Tak tu ciepło, tak głośno, tak kolorowo – zbyt jaskrawo. Głowa zaczyna mi wirować, o nie… i mam wrażenie, jakby ku mojej twarzy zbliżała się podłoga. Ostatnie, co słyszę, nim odpływam w ramionach Christiana Greya, to jego przekleństwo.
– Kurwa!
ROZDZIAŁ PIĄTY
Jest bardzo cicho. Panuje półmrok. W tym łóżku jest mi ciepło i wygodnie. Hmm… Otwieram oczy i przez chwilę spokojnie przypatruję się nieznajomemu otoczeniu. Nie mam pojęcia, gdzie się znajduję. Wezgłowie za mną ma kształt olbrzymiego słońca. Wydaje się dziwnie znajome. Pokój jest przestronny i cały w brązie, złocie i beżu. Już go kiedyś widziałam. Gdzie? Przytępiony mózg walczy o odzyskanie wspomnień. Jasna cholera. Jestem w hotelu Heathman… w apartamencie. W podobnym pokoju byłam razem z Kate. Ten wydaje się większy. O w mordę. Jestem w apartamencie Christiana Greya. Jak się tutaj znalazłam?
Powoli wracają fragmenty wydarzeń minionej nocy. Picie – o nie! – telefon – o nie! – wymioty – o nie! José i Christian. O nie! Wzdrygam się w duchu. Nie pamiętam, jak się tu dostałam. Mam na sobie T-shirt, stanik i figi. Skarpetek nie. Ani dżinsów. Jasny gwint.
Zerkam na stolik nocny. I widzę szklankę soku pomarańczowego oraz dwie tabletki. Advil. Może i lubi sprawować kontrolę, ale myśli o wszystkim. Siadam i łykam tabletki. Prawdę mówiąc, wcale nie czuję się aż tak źle, prawdopodobnie lepiej, niż na to zasługuję. Sok smakuje niebiańsko. Gasi pragnienie i odświeża. Nic nie pomaga na suchość w ustach tak jak sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy.
Rozlega się pukanie do drzwi. Serce podchodzi mi do gardła i nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Ale i tak otwiera drzwi i wchodzi do środka.
O niech mnie, był na siłowni. Ma na sobie szare spodnie od dresu i szarą koszulkę, która jest ciemna od potu, podobnie jak jego włosy. Pot Christiana Greya, jakoś dziwne mi się to wydaje. Biorę głęboki oddech i zamykam oczy. Czuję się jak dwulatka, jeśli zamknę oczy, to mnie tu nie będzie.
– Dzień dobry, Anastasio. Jak się czujesz?
O nie.
– Lepiej, niż na to zasługuję – mamroczę.
Zerkam na niego. Kładzie na krześle dużą reklamówkę i chwyta za końce ręcznika, który ma przewieszony przez szyję. Patrzy na mnie, a ja jak zawsze nie mam pojęcia, o czym myśli. Świetnie potrafi ukrywać myśli i uczucia.
– Jak się tutaj znalazłam? – Głos mam cichy i zduszony.
Podchodzi i siada na skraju łóżka. Znajduje się na tyle blisko, że mogę go dotknąć, mogę poczuć. O rety… pot, żel pod prysznic i Christian to odurzająca mieszanka, o wiele lepsza od margarity, a coś już na ten temat wiem.
– Kiedy odpadłaś, nie chciałem narażać skórzanej tapicerki w moim samochodzie i odwozić cię do domu. Przywiozłem cię więc tutaj – wyjaśnia niespiesznie.
– Położyłeś mnie do łóżka?
– Tak. – Minę ma niewzruszoną.
– Wymiotowałam jeszcze? – pytam cicho.
– Nie.
– Rozebrałeś mnie? – szepczę.
– Tak. – Unosi brew na widok moich rumieńców.
– My nie… – Czuję suchość w ustach i nie jestem w stanie dokończyć zdania. Wpatruję się w swoje dłonie.
– Anastasio, byłaś w stanie śpiączki. Nekrofilia mnie nie pociąga. Lubię, kiedy moje kobiety czują i odbierają bodźce – stwierdza sucho.
– Strasznie cię przepraszam.
Jego usta wykrzywiają się w cierpkim uśmiechu.
– To był bardzo zabawny wieczór. Nieprędko go zapomnę.
Ja też nie. Chwileczkę, on się ze mnie śmieje, drań jeden. Nie prosiłam go o ratunek. A teraz to ja się czuję jak jakiś czarny charakter.
– Nie musiałeś mnie wcale namierzać tym swoim bondowskim sprzętem, który produkujesz – warczę. W jego oczach dostrzegam zdziwienie i chyba lekką urazę.
– Po pierwsze, urządzenia do namierzania telefonów komórkowych są dostępne w Internecie. Po drugie, moja firma nie inwestuje ani nie wytwarza żadnych urządzeń inwigilujących, a po trzecie, gdybym po ciebie nie przyjechał, najpewniej obudziłabyś się w łóżku tego fotografa, a o ile pamiętam, nieszczególnie cię zachwycały jego zaloty – oświadcza lodowatym tonem.
Zaloty! Zerkam na Christiana, on zaś piorunuje mnie wzrokiem. Próbuję przygryźć wargę, ale nie jestem w stanie powstrzymać śmiechu.
– Ze stron jakiej średniowiecznej kroniki uciekłeś? – chichoczę. – Mówisz jak nadworny rycerz.
Jego nastrój