– Chory jesteś? – z troską zapytał Kostiec. – Może zawołać Facjatę, żeby przyprowadził lekarza?
Facjatą nazywano jednego z dyżurnych zastępców naczelnika kolonii, w skrócie DPNK2, który akurat dzisiaj miał zmianę. Wychodzenie z baraku w niedozwolonym czasie było zakazane, a nawet jeśli ktoś wyszedł, daleko nie zaszedł, bo każdy barak ogrodzono siatką, furtkę zaś zamykano na klucz. Nie można było wyjść bez naczelnika oddziału albo DPNK. Gdy więc ktoś potrzebował lekarza, musiał prosić o pomoc DPNK.
Saulak nawet się nie odwrócił, tylko patrzył w milczeniu na chłopaka, który odbijał się w lustrze. Lustro było nie tylko zamglone, ale też krzywe, więc krzepki i masywny Kostiec wyglądał w nim, jakby był wychudzony i mizerny.
– Nie trzeba – wycedził w końcu przez zęby.
– Położyłbyś się, Trzonek – nieśmiało rzekł Kostiec. – Zaraz będzie obchód baraków.
– Zamknij się – powiedział Saulak spokojnie i niemal serdecznie.
Kostiec się wycofał. Paweł wsłuchał się w siebie – bok ćmił, ale ból był do zniesienia. Byleby tylko nie skoczyła temperatura. Na wolności zrobiłby oczywiście wszystko, co trzeba. Wypiłby trochę oleju roślinnego z cytryną albo butelkę podgrzanej wody mineralnej Jessentuki 17 z ksylitolem i położyłby się do łóżka z gorącym termoforem pod bokiem. Najlepszy sposób profilaktyki i jeśli go w porę zastosować, można uniknąć ataku.
Wrócił i położył się na pryczy. Zostało tylko sześć dni. Co potem?
– Zostało tylko sześć dni – powiedział okazały mężczyzna w szarym garniturze, a w jego głosie zabrzmiały stalowe nuty. – A co potem? Przecież on wie o wszystkim i w każdej chwili może puścić farbę.
– Nie jest typem gaduły. Przez te dwa lata, które spędził w kolonii, informacje nigdzie nie wyciekły. To znaczy, że trzyma język za zębami i nie zamierza wykorzystywać zdobytej wiedzy. Dlaczego pan myśli, że po wyjściu na wolność zacznie mówić? Skąd ta pewność?
– Stąd, że zbyt dobrze wiem, co to jest wolność i czym się różni od więzienia. Gdy był pod kluczem, na co mógł liczyć, rozgłaszając tajemnice, które posiadł? Tylko na popularność. Ujawniona tajemnica nie ma wartości. Przebywając w kolonii, nie można szantażować kogokolwiek na zewnątrz. Stąd nie da się zadzwonić, poczta jest kontrolowana. Za to na wolności można sprzedać swoją wiedzę, i to bardzo drogo. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. Saulak musi umrzeć, zanim otworzy gębę. Zrozumiałeś? Nikt nie powinien dopatrzyć się w jego śmierci czegoś dwuznacznego. Najlepsze rozwiązanie to pijacka bójka na jakiejś budowie albo na pustkowiu. Menele zalały się w sztok. Dobrze wiem, że Saulak znajduje się pod obserwacją, że ktoś na niego czeka i nie odpuści, póki się nie dowie, co facet ma w głowie. I pod żadnym pozorem nie próbuj się go pozbyć w sposób, który dałby powód do krzyku, że się go pozbyto.
– Dobrze, Grigoriju Walentinowiczu, wszystko zrozumiałem.
– Trzydzieści sześć samodzielnych ugrupowań wysunęło do tej pory trzydziestu kandydatów, ale dopiero później się okaże, który z nich zgodzi się ubiegać o prezydencki fotel – mówiła urocza czarnowłosa prezenterka telewizyjna.
Na ekranie zaczęły się pojawiać fotografie znanych polityków. Wiaczesław Jegorowicz Sołomatin uśmiechnął się krzywo, widząc znajome twarze. Oto gdzie ich wszystkich ma, pomyślał, bezwiednie zerkając na zaciśniętą pięść. Wszystkich. Co do jednego. Wszyscy są unurzani, nie ma wśród nich ani jednego naprawdę niezależnego człowieka. Za każdym stoi kapitał kryminalny, bo ten uczciwie zarobiony, pozbawiony znamion kryminalnych, nie ma skąd się wziąć. Prawo ekonomii. Duże i uczciwe pieniądze w jednych rękach to kwestia odległej przyszłości, tak odległej, że jej nie doczekamy.
Wołodka Bułatnikow mógłby dużo opowiedzieć o politykach prezentowanych teraz w telewizji, szkoda, że go nie ma, ktoś się go przestraszył i zamknął mu usta. Nie szkodzi, jest jeszcze jego pomocnik, Paweł Saulak. Wie oczywiście mniej, ale to też wystarczy, żeby skręcić kark tym pożal się Boże prezydentom. Jest tylko jeden prezydent w tym kraju, naród już raz go wybrał i na razie nie potrzebuje drugiego. Żeby wyeliminować z walki wszystkich rywali, Sołomatin musi znaleźć Paszę Saulaka.
Wiaczesław Jegorowicz ani przez chwilę nie wątpił, że się dogada z pomocnikiem nieżyjącego generała Bułatnikowa. Przecież każda umowa to w gruncie rzeczy kwestia pieniędzy i gwarancji. Jeśli chodzi o pieniądze, Sołomatin ma ich w bród, no a gwarancje może dać każde.
Rozdział 2
Trzeci lutego wypadł akurat w sobotę, więc o ósmej rano droga ze stacji do kolonii świeciła pustkami. Zrobiło się już jasno, okolice były dobrze widoczne, toteż Nastia pomyślała: Chyba to nawet lepiej, że Saulak wychodzi w sobotę. Jeżeli Pączek Gordiejew ma rację i ktoś zamierza zapolować na tego agenta chuligana, to w sobotni poranek niełatwo mu będzie niezauważenie przemknąć przez wieś.
Dwa dni temu po przyjeździe do Samary chciała skontaktować się ze służbą więzienną i dowiedzieć się, o której Saulak wyjdzie za mury. Ale po krótkim namyśle zrezygnowała. Jeżeli generał Minajew się nie myli, ktoś zaczął się interesować Pawłem Dmitrijewiczem, i to bardzo. A zatem będzie działał najprawdopodobniej przez administrację kolonii. Skoro tak, to ona, major milicji Anastazja Kamieńska, nie powinna się ujawniać. Kto wie, który funkcjonariusz został przekupiony. Przecież zgodnie z prawem Murphy’ego, Nastia trafi akurat na niego.
Koło wpół do dziewiątej znalazła się pod budynkiem administracji więziennej i usiadła na ławce. Brama, przez którą miał wyjść Saulak, była pięć metrów dalej. Nastia położyła obok siebie lekką, ale pojemną torbę, wsunęła ręce w kieszenie i przygotowała się na długie czekanie. Już w pociągu zmarzły jej nogi, więc siedząc na ławce, apatycznie poruszała palcami w butach, żeby krew zaczęła żwawiej krążyć i żeby choć trochę się rozgrzać.
O dziewiątej piętnaście pod budynek zajechała szara wołga. Kierowca zatrzymał się tuż przy bramie, ale na polecenie pasażera, który obejrzał się na Nastię i skrzywił z niezadowoleniem, znowu ruszył i odjechał jakieś pięćdziesiąt metrów dalej – tam, gdzie powinien pójść wypuszczony na wolność więzień Saulak.
Pierwsi już się stawili, z satysfakcją odnotowała Nastia. Ciekawe, czy przyjechali wcześniej, tak jak ja, czy może wiedzą, o której wyjdzie Saulak. Jeżeli im powiedziano, to znaczy, że mają swoich ludzi w kolonii. Zobaczymy.
Nieśpiesznie wstała z ławki i podeszła do bramy. Cokolwiek się zdarzy, musi być pierwszą osobą, którą zobaczy Saulak. I co najważniejsze, muszą ją też zobaczyć ci, którzy się interesują Pawłem Dmitrijewiczem.
O dziewiątej dwadzieścia pięć na zakręcie prowadzącym ze stacji pojawił się młody mężczyzna w puchowej kurtce i dużej czapce z wilczego futra. Na widok szarej wołgi zatrzymał się w odległości dwustu metrów. Nastia zauważyła, że pasażer i kierowca zamienili parę słów, po czym samochód znowu zaczął manewrować, jakby szukając lepszego miejsca. Tylko nie wiadomo, czemu inne miejsce miało okazać się lepsze. Chłopak w czapce postał ze trzy minuty, w zamyśleniu obserwując pętle zataczane przez auto, po czym wrócił na gościniec.
Osaczają nas ze wszystkich stron, pomyślała Nastia. Pięknie, bez dwóch zdań. A przeciwko całej tej różnorodnej