Tytuł oryginału: Не мешайте палачу
Copyright © Aleksandra Marinina, 1996
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2019
Copyright © for the Polish translation by Aleksandra Stronka, 2019
Redaktor prowadzący: Adrian Tomczyk
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Alicja Laskowska
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Fotografie na okładce: © Werner Lerooy/Shutterstock
© Astroette/Shutterstock
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-66278-32-5
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
fax: 61 853-80-75
www.czwartastrona.pl
Część 1
Powrót
Rozdział 1
– Wiesz na ten temat więcej ode mnie, więc nie rozumiem, po co ci moja pomoc.
Wysoki, zwalisty mężczyzna w generalskim mundurze wstał zza biurka i zaczął miarowo, nieśpiesznie przechadzać się po swoim przestronnym gabinecie. Jego rozmówca siedział w fotelu, założywszy nogę na nogę, ale niewymuszona poza i luźno spoczywające na poręczach ręce stwarzały tylko pozory spokoju i pewności siebie. Anton Andriejewicz Minajew miał nerwy napięte jak postronki, chociaż rozmawiał nie z przeciwnikiem czy z szefem, ale ze starym dobrym znajomym z czasów studenckich. Przyszedł wprawdzie prosić o przysługę i pomoc, ale to przecież kolega… Rangą też są równi, mają nie tylko ten sam stopień, ale i stanowisko, mimo że w różnych resortach.
– Co ma do tego moja wiedza? W tym wypadku stanowi tylko przeszkodę – odparł Minajew. – Chodzi o to, że chłopak nie dojedzie do Moskwy, bo go dopadną, gdy tylko wyjdzie za bramę kolonii karnej. Służby operacyjne już mi nie podlegają, a występowanie z prośbami do kierowników innych wydziałów grozi zniweczeniem całej operacji. Proszę cię, żebyś zrobił tylko dwie rzeczy: skieruj zapytanie do administracji kolonii, niech ci przekażą informacje operacyjne na jego temat, i pomóż mu dotrzeć do Moskwy. To, co się wydarzyło dwa lata temu, pozwala mi sądzić, że dużo osób będzie zainteresowanych tym człowiekiem, ja zaś chcę pierwszy się z nim spotkać. I to wszystko. Potem niech sam decyduje, gdzie i jak będzie żył i dla kogo pracował, jeśli w ogóle będzie żył i pracował, a nie zginie i nie trafi do kostnicy.
– Czemu on cię w ogóle obchodzi? Weź pod uwagę, Antonie, że jeśli zamierzasz się mieszać do polityki, to droga wolna, ale beze mnie. Nie bawię się w te gierki. Mogę spełnić twoją prośbę, mimo że będzie wymagała sporo zachodu, ale nawet nie kiwnę palcem, póki mi nie wytłumaczysz, po co ci ten skończony drań Saulak.
– Powodów jest wiele, Sasza – bardzo poważnie, a nawet z pewnym smutkiem odparł Anton Andriejewicz. – Ale najważniejszy jest jeden. Saulak był agentem Bułatnikowa i trafił za kratki właściwie zaraz po jego śmierci. Chyba pamiętasz, jak zginął Władimir Wasiljewicz Bułatnikow? Chcę się dowiedzieć, kto ukrył chłopaka i dlaczego. Czy po to, żeby go chronić? Czy przeciwnie, żeby zmusić do milczenia? Jeżeli to prawda, Saulak powinien dać mi namiary tych, którzy wiedzą, jak i dlaczego zginął Bułatnikow. Zrozum, Sasza, Bułatnikow był moim mentorem, stał na czele wydziału, do którego trafiłem jako starszy inspektor, pod jego kierownictwem i przy jego wsparciu doszedłem do stanowiska zastępcy naczelnika wydziału. Potrzebuję Saulaka, bo tylko on ma wiedzę, czym się zajmował Władimir Wasiljewicz, gdy nagle zginął, i to w tak dziwny i niedorzeczny sposób. Poza tym jedynie Saulak wie, z jakiego powodu znalazł się w więzieniu.
– Przekonujące. – Aleksander Siemionowicz kiwnął głową, nie przestając miarowo przemierzać gabinetu. – Kiedy twój chłopak kończy odsiadkę?
– Dokładnie nie wiem, powinien wyjść między pierwszym a piętnastym lutego.
– No cóż, mamy czas, przynajmniej dziesięć dni. Zobaczę, co da się zrobić, Antonie. Nie obiecuję niczego konkretnego, sam chyba rozumiesz, że takie rzeczy należy planować wcześniej, w ciągu dziesięciu dni nic sensownego się nie wymyśli. Wyślemy zapytanie do służby więziennej, ale nie mogę ręczyć za jakość i rzetelność odpowiedzi. Pomyślimy też, jak go do ciebie przewieźć. Przepraszam, Antonie, spotkajmy się nie tutaj, lecz w domu. Już pięć po trzeciej, a na trzecią wyznaczyłem naradę, ludzie czekają.
Generał Minajew od razu wstał z niskiego fotela, poderwał się lekko i bez żadnego wysiłku, co świadczyło o tym, że przez cały czas miał napięte wszystkie mięśnie.
Kończąc naradę, Aleksander Siemionowicz Konowałow zastanawiał się, jak spełnić prośbę przyjaciela, by nie obarczyć podwładnych zbyt wieloma dodatkowymi zadaniami. Wykorzystując swoje stanowisko, bez trudu był w stanie zdobyć informacje na temat więźnia Saulaka, ale przewiezienie go z Samary mogło stanowić spory kłopot. Jeżeli Minajew mówił prawdę i Saulak był rzeczywiście agentem samego Bułatnikowa, pojawi się sporo chętnych, żeby go dopaść zaraz po opuszczeniu kolonii. Generał lejtnant Władimir Wasiljewicz Bułatnikow był postacią równie wpływową, co nikomu nieznaną, z wyjątkiem, ma się rozumieć, jego kolegów. Tylko nieliczni wiedzieli, że stał za prawie wszystkimi roszadami na wysokich stanowiskach w rządzie od sierpnia 1991 do października 1993 roku, za ujawnieniem skandali, a także za wszystkimi ważnymi wydarzeniami w tamtym czasie. Nikt nie wiedział dlaczego, nikt nie potrafił rozszyfrować mechanizmów, które uruchamiał. Istniało jedynie wąskie grono osób, które wiedziało: jak będziesz w potrzebie, wal do Bułatnikowa. On może wszystko.
Tak przynajmniej widział to Anton Minajew, choć nie wiadomo, czy należało mu wierzyć. Aleksander Siemionowicz raczej nie zastanawiał się nad tym, jak pomóc przyjacielowi, przepracował w organach spraw wewnętrznych tyle lat, że przyzwyczaił się myśleć najpierw o sprawie, później o interesach swojego resortu i własnych, a dopiero na końcu o przyjaźni. Jeżeli Anton nie przesadzał i niczego nie przeinaczył, ktoś może Saulaka albo porwać, albo kropnąć, gdy tylko wyjdzie za bramę kolonii. Jeśli zginie – pal go licho, nie jest żadną osobistością, deputowanym, artystą ludowym czy dziennikarzem znanym z ujawniania skandali. Nikt nawet nie zauważy, że go zabito. Ale jeśli zostanie porwany, to nie wiadomo w jakim celu. A także jak dużo wie. Przez dwa lata, które spędził w więzieniu, milczał i siedział jak mysz pod miotłą, a to znaczy, że nie próbował kupić sobie wolności za cenę gorzkiej wiedzy. Z tego wniosek, że dobrowolnie nie puści farby, gdy znajdzie się po drugiej stronie więziennej bramy. To oczywiste, że musi mieć jakieś powody, żeby trzymać język za zębami. Bogu niech będą dzięki, że je w ogóle ma. Ale jeśli ktoś zechce wykorzystać te informacje, będzie musiał go porwać i skłonić do mówienia. Następstwa z jednej strony trudno przewidzieć, ale z drugiej łatwo je sobie wyobrazić, bo rozpoczyna się przedwyborczy wyścig. Prezydent obiecał, że najpóźniej piętnastego lutego oznajmi, czy będzie się ubiegał o reelekcję. A zatem do tego czasu można jeszcze wpłynąć na jego decyzję. Czy nie znaleźli się czasem chętni, żeby wykorzystać dawnego agenta jako kartę przetargową?
Narada skończyła się koło piątej, o wpół do siódmej do instytucji znajdującej się w obwodzie samarskim i mającej skomplikowany kod literowo-cyfrowy wysłano zaszyfrowany telegram. Generał Konowałow postanowił zaczekać na odpowiedź, zanim podejmie dalsze działania.
Odpowiedź na zaszyfrowany telegram przyszła trzy dni później i nie spodobała się Aleksandrowi Siemionowiczowi. Zdania były okrągłe, rutynowe, zwyczajne, nic nie przykuwało