Góra Bogów Śmierci. Aleksander Sowa. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Aleksander Sowa
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-272-4504-5
Скачать книгу
nie wrócę.

      – Dlaczego?

      – Mówiłam ci: lubię historię. Wygrywałam konkursy o tym miejscu. Ono nie ma przyszłości. To zawsze była dziura. I tak zostanie, bo brak tu perspektyw. Kiedyś było lepiej, ale dziś nie jest dobrze. Za kilka lat zostaną tylko starcy.

      – A turystyka?

      – Zwariowałeś? To hasło dla burmistrza i radnych. Nic się nie zmienia. Po co ludzie mieliby do nas przejeżdżać? To nie Karpacz.

      – Ciągnie cię w świat?

      – Jak wszystkich. Dwa lata temu zdałam maturę. Powinnam być w Krakowie, Gdańsku albo Wrocławiu. Nie tutaj.

      Jakub przystaje. W pewnym sensie ona ma rację, choć różnią ich punkty widzenia. Przybysz zerka na biały dom w pruskim stylu, tak inny od kamiennych murów.

      – To Dom Kata – wyjaśnia Paula.

      – Uhm.

      – Mówiłeś, że jesteś nauczycielem. Czego uczysz?

      Jakub nie chce wiele mówić o sobie. Rodzi to niebezpieczeństwo, że będzie musiał kłamać, a woli tego uniknąć.

      – Mówiłeś o legendach… To może historii?

      – Blisko – uśmiecha się do niej. – Prawie zgadłaś. Jestem historykiem.

      – Ale?

      – Akademickim. Uczę studentów.

      – Mogłabym być twoją studentką?

      – Czemu nie.

      – Kurczę! Ale jaja – ta informacja zrobiła na niej wrażenie. – Muszę powiedzieć Izie! Czyli musisz mieć tytuł naukowy.

      – Jestem doktorem.

      – Zwykłym czy habilitowanym?

      – Zwykłym, dopiero planuję habilitację. Po to ta praca o legendach. Zadajesz dużo pytań, wiesz? A to ja przyjechałem, by pytać.

      – Przyzwyczajaj się. Zresztą: wszystkiego o tych okolicach możesz się dowiedzieć z książek.

      – To, co jest w książkach, już wiem. Szukam tego, co wiedzą ludzie. A potem wykluczę przekłamania.

      – Jak?

      – W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy, ale te opowieści przekazywano przecież z pokolenia na pokolenie. Ktoś coś dodał, zmyślił, ubarwił. Z czasem powstały niesamowite historie.

      – Niesamowite historie? Brzmi jak dialog z horroru – śmieje się Paula. – Ale wiesz co? To dobry pomysł. Bo praca naukowa kojarzy się z zadaniami, wzorami, datami. A tu taka niespodzianka. Miłe.

      – Uhm… Legendy zwykle dają się tak wytłumaczyć, że nabierają sensu.

      – To w ogóle możliwe?

      – Zaraz ci udowodnię.

      – A to ciekawe.

      – Weźmy twój Dom Kata. Co o nim wiesz?

      – Mieszkał w nim kat – dziewczyna wzrusza ramionami.

      – To nie jest pewne.

      – To skąd nazwa?

      – Budynek jest zbudowany inaczej niż pozostałe. Wyróżnia się.

      – No to co?

      – Poczekaj. Po drugiej stronie ulicy – Jakub wskazuje ręką – jest żydowski cmentarz, tak?

      – A co on ma wspólnego z katem?

      – Zaraz zobaczysz. Dalej jest kościół, prawda?

      – Uhm.

      – Komuś mogło się kiedyś wydawać, że to dość niesamowite miejsce, no nie?

      – Mogło – przyznaje Paula. – Choć to o niczym nie świadczy.

      – Ale byłoby to dobre miejsce dla kogoś takiego jak kat?

      – Pewnie tak.

      – Owszem, tym bardziej że tutaj – Jakub celuje palcem w bramę kamiennych murów obronnych – wieszano.

      – Wieszano? Jak?

      – Normalnie, na szubienicy.

      – No, ale za co?

      – Za szyję. Tyle że wcześniej niż powstał Dom Kata. Poza tym kat tu nie pracował. Co jednak ważne, mieszkaniec tego domu sprzedawał Armensünderfett.

      – Co?

      – Smalec ze skazańców.

      – Makabryczne.

      – Tak. A teraz posłuchaj: dom wygląda dziwnie, stoi obok miejsca, gdzie wieszano ludzi, cmentarza i kościoła. Mieszkał tu człowiek handlujący rzeczami skazanych. Sprzedawał kawałki ubrań ofiar jako amulety i ludzki tłuszcz. A kat z Otmuchowa był jego szwagrem. Już wiesz, skąd nazwa „Dom Kata”?

      – Myślisz, że tak było naprawdę?

      – To jedna z hipotez. Kat oprócz zabijania miał inne obowiązki: zajmował się przesłuchiwaniem i torturami, wymierzał kary, zwoził z miasta padlinę. Jako jeden z nielicznych mieszczan odebrał wykształcenie. Musiał się przecież znać na anatomii, prawda?

      – Fakt.

      – Więc nastawiał złamania. Z czasem przyszło mu wyłapywać bezpańskie psy i koty. Ale wtedy, nawiasem mówiąc – Jakub mruży oko – prowadził też miejski dom uciech.

      – Rozumiem – potakuje dziewczyna i się rumieni. – A właśnie, przepraszam za ojca.

      – O co mu chodziło?

      – Nienawidzę go – Paula przewraca oczami. – To glina! Nawet w domu.

      – Chcesz powiedzieć, że podejrzewa mnie o podpalenie?

      – Zwariowałeś? Skąd ta myśl?

      – Nie wiem – Jakub wzrusza ramionami. – Tak to zrozumiałem.

      – Och, daj spokój. On zawsze pyta. Nie byłby sobą, gdyby tego nie robił. To choroba zawodowa – dziewczyna kreśli palcem kółeczko nad czołem i wymownie pochyla głowę. – Nie przejmuj się.

      Wchodzą na rynek, przystają na wybrukowanym chodniku. Na zachodzie widać wąską ulicę z kamieniczkami z lewej i ruderą z prawej. W tle jasna wieża Bramy Kłodzkiej. Mężczyzna wpatruje się w majaczący daleko, jak tło na widzianym wcześniej obrazie, ciemnozielony łańcuch górski. „Z hotelowego okna widziałem to inaczej” – myśli, nie wiedząc jeszcze, że góry mają też mroczną stronę i są pełne makabrycznych sekretów.

      – A nie byłoby ci żal tych widoków? – zagaduje.

      – W życiu nie ma nic za darmo, prawda?

      Jakub spogląda na dziewczynę. Po chwili odwraca wzrok i widzi w oknie staruszkę ubraną na biało, która – obierając nożykiem jabłko – uważnie mu się przygląda. Do tego nie daje mu spokoju sprawa talerza. W mężczyźnie budzi się bliżej nieokreślony, tajemniczy niepokój.

      6

      Czerwcowy dzień jest ciepły, lecz nie upalny. Wiatr od gór przyjemnie chłodzi twarze, kiedy wspinają się z plecakami. Dobrze się przygotowali: mają deskę, w której rozgrzanym gwoździem wypalili alfabet i cyfry, od zera do dziewięciu.

      – Tu, w rogach – mówi Genek – jest jeszcze miejsce, nie? A może byśmy wypalili jeszcze dwa słowa, co?

      Cała trójka spogląda z wyczekiwaniem na Kazika, on zaś milczy. Zainteresował się tym pomysłem za sprawą niemieckiej książki. Zwróciła jego uwagę, gdy myszkował na strychu. Na czarnej skórzanej oprawie miała wyciśnięty złoty krzyżyk.

      – Z