– Och, to całkowicie zmieni postać rzeczy. Musi pan wiedzieć, Dawidzie, że podziwiam pańską pracę. Oglądałam pana dokument o maltretowanych i wykorzystywanych dzieciach. Był bardzo przygnębiający, a jednocześnie nie można się było od niego oderwać.
– O to chodziło.
– Rozumiem… – Wiele mogłaby opowiedzieć o okrucieństwie tego świata, nie sądziła jednak, by jej gość, na obecnym etapie znajomości, był w stanie zrozumieć, skąd o tym wie i jak sobie z tym poradziła. – Czego pan oczekuje po tym filmie?
– Dobrego widowiska, które zapewni dużą oglądalność. – Gdy się uśmiechnęła, wiedział z całą pewnością, iż słusznie zrobił, nie próbując jej oszukać. – A zarazem takiego, które da ludziom do myślenia i podważy pewne stereotypy.
– Uda się panu?
– Czy nam się uda… Jestem odpowiedzialny za to, by scenariusz był na odpowiednim poziomie, by zdjęcia wykonano właściwie, by zrobiono dobry montaż, i tak dalej. Natomiast to, czy widzów zafascynuje oraz zmusi do myślenia końcowy efekt, w ogromnej mierze będzie zależeć od pani.
Odpowiedź nie tylko była stosowna, ale także prawdziwa.
– Polubiłam pana, Dawidzie. Chętnie panu pomogę.
– Miło mi to słyszeć. Zechce pani rzucić okiem na kontrakt i…
– Nie. – Przerwała mu, gdy sięgnął po teczkę. – Takie rzeczy pozostawiam mojemu agentowi, niech on się głowi.
– Świetnie. – Wygodniej będzie negocjować i ustalać warunki z fachowcem, pomyślał. – Więc kto prowadzi pani sprawy?
– Agencja Fields w Los Angeles.
Znów go zaskoczyła. Sprawy sympatycznej damy o wyglądzie ciotki prowadziła jedna z najbardziej wpływowych i prestiżowych agencji na wybrzeżu.
– Jeszcze tego popołudnia prześlę im dokumenty. Praca z panią, Clarisso, będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością.
– Czy mogę obejrzeć pańską dłoń?
Był pewien, że zdołał ją rozgryźć i niejako podporządkować sobie, a oto znów mu się wymykała. Wyciągnął rękę.
– Czy to będzie wyprawa w głąb oceanu?
Nie roześmiała się ani nie obraziła. Jednak nie jego dłoń ją interesowała. Patrzyła na Dawida oczami, które nagle stały się chłodne i uważne. Ujrzała mężczyznę tuż po trzydziestce, atrakcyjnego na swój posępny sposób. Miał wyrazistą, stanowczą twarz, gęste brwi, równie ciemne jak włosy, i zadziwiająco łagodne, spokojne oczy. Albo też ich zimna, blada zieleń tylko sprawiała takie wrażenie. Wysmukły, wysportowany… Z całą pewnością przyciągał uwagę kobiet. Inteligentny przystojniak, człowiek sukcesu, jeszcze młody, ale już w pełni dojrzały. Do takich wzdychają zarówno nastolatki, jak i ich matki.
Lecz nie to interesowało Clarissę. Ona zobaczyła coś więcej.
– Dawidzie, jest pan bardzo silnym mężczyzną, zarówno pod względem fizycznym, emocjonalnym, jak i intelektualnym.
– Dziękuję.
– Och, to nie pochlebstwo. Jeszcze nie posiadłeś umiejętności, która by ci pozwoliła opanowywać i łagodzić tę siłę w relacjach z ludźmi. Myślę, że właśnie z tego powodu dotąd się nie ożeniłeś.
Choć starał się zachować dystans, wreszcie naprawdę go zaintrygowała. Skąd wiedziała, że jest kawalerem? Prawda, przecież nie nosił obrączki…
– Standardowa odpowiedź jest taka, że jeszcze nie spotkałem odpowiedniej kobiety.
– Zgadza się. Musi pan spotkać kogoś równie silnego. I stanie się to szybciej, niż pan przypuszcza. Trzeba się tylko uzbroić w cierpliwość, a przede wszystkim, i to dotyczy obojga, w ową łagodność, o której przed chwilą mówiłam.
– A więc wkrótce spotkam odpowiednią kobietę, ożenię się z nią i będziemy żyli długo i szczęśliwie?
– Nigdy nie przepowiadam przyszłości. – Jej twarz znów stała się pogodna. – A z ręki czytam tylko tym ludziom, którzy mnie interesują. Czy mam powiedzieć, co mówi moja intuicja, Dawidzie?
– Proszę.
– Że nasze stosunki będą interesujące i długotrwałe. – Zanim puściła jego dłoń, poklepała ją. – Z góry się na to cieszę.
– Ja również. – Wstał. – Zobaczymy się wkrótce, Clarisso.
– Tak. Oczywiście. – Strąciła kota na podłogę i także wstała. – Zmykaj, Mordred. 1
– Mordred? – powtórzył Dawid, podczas kiedy kot skoczył i umościł się na zapadniętej sofie.
– To taka smutna postać z pięknej legendy – wyjaśniła Clarissa. – Na pewno zawarł jakiś podejrzany pakt z… losem. W końcu przed przeznaczeniem nie ma ucieczki, prawda?
Po raz drugi Dawid poczuł na sobie jej trzeźwe, a zarazem dziwnie bliskie, wręcz intymne spojrzenie.
– Tak sądzę – mruknął i poszedł za nią do drzwi.
– Miło mi się z panem gawędziło, Dawidzie. Proszę jeszcze kiedyś do mnie zajrzeć.
Wyszedł na ciepłe wiosenne powietrze, zastanawiając się, skąd bierze się jego pewność, że jeszcze nieraz tu przyjdzie.
– Oczywiście, że jest świetnym producentem, Abe. Tylko nie jestem pewna, czy będzie odpowiedni dla Clarissy.
A.J. Fields przemierzała swój gabinet długim, płynnym krokiem, którym zawsze maskowała nadmiar niecierpliwej energii. Zatrzymała się, żeby wyrównać lekko przekrzywiony obraz, po czym zwróciła się do swojego współpracownika. Abe Ebbitt siedział w fotelu i swoim zwyczajem podtrzymywał rękami okrągły brzuch. Nie zadał sobie trudu, żeby poprawić okulary, które spadały mu na nos. Cierpliwie obserwował A.J., by wreszcie podrapać się w jedną z dwóch kępek włosów sterczących po bokach głowy.
– A.J., to bardzo korzystna propozycja.
– Ona nie potrzebuje pieniędzy.
Na takie dictum krew agenta zawrzała, choć tego nie okazał, i nadal mówił spokojnym głosem:
– A rozgłos?
– Czy o taki rozgłos jej chodzi?
– Jesteś nadmiernie opiekuńcza wobec Clarissy, A.J.
– Taka moja rola – skontrowała. Nagle przystanęła i usiadła na brzegu biurka. Na widok jej ściągniętych brwi Abe zamilkł, bo gdy A.J. była w takim nastroju, jakakolwiek dyskusja nie miała sensu. Szanował ją i podziwiał. Był to jeden z powodów, dla których on, hollywoodzki weteran w tej branży, pracował dla Agencji Fields, zamiast kombinować na własny rachunek. Był na tyle stary, że mógłby być jej ojcem, wiedział również, że dziesięć lat temu ich role byłyby odwrotne. Na szczęście fakt, że pracuje dla niej, nie psuł mu humoru. Mawiał, że to żaden wstyd być podwładnym i służyć najlepszemu, gdy samemu jest się najlepszym. Minęła minuta, później druga.
– Uparła się, że to zrobi – mruknęła A.J., na co Abe również nic nie powiedział. – A ja… – Mam przeczucie, pomyślała. Nie znosiła wypowiadać tego zdania. – Mam tylko nadzieję, że się nie myli. Nieodpowiedni producent, nieodpowiednia formuła, a pozwoli zrobić z siebie idiotkę. Nie dopuszczę do tego, Abe.
– Nie doceniasz Clarissy. Poza tym chyba