Noce i dnie Tom 1-4. Maria Dąbrowska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Maria Dąbrowska
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-660-7613-6
Скачать книгу
była bardzo powabna i dobra, chociaż miało się wrażenie, że dobra jest raczej z lęku, żeby kogo na siebie nie rozgniewać, niż z jakichkolwiek innych przyczyn. Już też po kilku dniach pani Barbara przekonała się, że ją pierwsze wrażenia omyliły. Helcia zmęczyła ją tym, że nie była w stanie powziąć o niczym stanowczego mniemania. O cokolwiek ją zapytano, odpowiedź zdawała się przerastać jej siły. Nie wiedziała, czy jej się podobało w Warszawie, czy się cieszy, że już nie chodzi na pensję, czy chce iść na spacer, czy nie chce. A ta niepewność zdawała się wynikać nie, jak to bywa niekiedy, z nadmiaru sprzecznych przeżyć, w których trudno uczynić wybór, ale jakby z niedostateczności uczuć, myśli i chęci, które gasły, nim zdołały zapłonąć. Helcia była jakby znużona już tym, że się zdobyła na przeżycie dzieciństwa.

      – Dziwne dziecko – rzekła o niej pani Barbara do Bogumiła. – Chodzi jak we śnie.

      – Nic jej nie będzie – lekceważył to sobie Bogumił. – Przyjdzie miłość, to ją obudzi.

      – Miłość? Obudzi? Do czego? Do wiecznego cierpienia?

      Spojrzał na nią bacznie i rzekł:

      – Sama w to, co mówisz, nie wierzysz. A zresztą lepiej cierpieć niż nie czuć, że się żyje.

      Rozmowy z gośćmi przywiodły Niechcicom na pamięć dawne miejsca i czasy. Dowiedzieli się, że stary Krępski już nie żył.

      – Szlachetny to był człowiek, świeć mu Panie – rzekła pani Barbara. – Chociaż nigdy nie rozumiałam, jak on tam godził swoją pobożność z takim bogactwem, jakie mieli. Przecież Pismo święte mówi, że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogacz do królestwa niebieskiego.

      – A cóż? Miał wszystko rozdać? – oburzył się Hipolit Niechcic. – Na religii właśnie cały porządek stoi.

      – Nie mówię, żeby miał zaraz wszystko rozdać – uspokajała go pani Barbara. – I to prawda, że nie był on z postępowania podobny do drugich bogaczy. Wierzył, że go Pan Bóg przeznaczył do kierowania majątkiem. Cóż, człowiek wszystko w siebie potrafi wmówić.

      Hipolit Niechcic inaczej to zrozumiał.

      – Tak – powiedział. – Oni ogromnie zadzierali nosa, ci Krępscy. Z nikim nie żyli, zdawało im się, że jest Pan Bóg, a zaraz po Panu Bogu – Krępscy. A przecież Niechcicowie nie są niczym gorszym, choć zbiednieli.

      – No, młodzi nie byli pyszni – rzekła pani Barbara, i zaczęto o młodych. Panny powychodziły za mąż, jedne do Warszawy, inne do majątków po różnych stronach kraju. Syn Tadeusz spłaca je, osiadłszy na Krępie z matką.

      – Nie ożenił się? – zapytała pani Barbara zmienionym głosem.

      – Nie.

      – A jakże on gospodaruje?

      – Podobno bardzo dobrze.

      – Widzi pan – zawołała pani Barbara i, oswoiwszy się z drażliwym przedmiotem rozmowy, rzekła jeszcze: – W gruncie rzeczy ten chłopiec był zawsze niezwykłym człowiekiem, tylko nikt z nas nie umiał go zrozumieć. Był nieśmiały i skryty, ale miał rację. Bo komu się miał dawać poznać?… Wszyscy byli przy nim, jak…

      Przerwała sobie i, napastowana przez koszmar z minionych lat, dodała:

      – A przy tym on się musi czuć bardzo nieszczęśliwy.

      I zagadując niespokojne myśli, spytała:

      – A jak on teraz wygląda? Czy zawsze taki śliczny?

      – Owszem, przystojny. Widziałem go niedawno w Borku na końskim jarmarku – odparł Hipolit zdziwiony gorącością tej mowy.

      Pani Barbarze biło serce. Była zła na Hipolita Niechcica za to, czego nie mógł w żaden sposób o młodym Krępskim ni wiedzieć, ni powiedzieć.

      Wprędce jednak zaprzątnęły ją wiadomości o Ładach. A właściwie o pani Zenobii, która, mimo że już przed dziesięciu laty była jakby na ostatnich nogach, przeżyła męża. Bogumił i Barbara wiedzieli o śmierci Łady, ale wiadomość o tym przyszła była w czasie ostatniej choroby babci Ostrzeńskiej i nie mieli głowy, aby się tym wówczas zaprzątać. Jan Łada zginął w wypadku, konie się z nim rozbiegły i wypadł z bryczki tak nieszczęśliwie, że dostał wewnętrznego krwotoku. Pani Ładzina po zlikwidowaniu posesji Borek Dworski zamieszkała w Warszawie, a oto teraz jeden z jej synów, starszy, Kazimierz[208], został aresztowany i wywieziony w głąb Rosji za udział w jakiejś manifestacji politycznej.

      – Ten mały Kazio, dla którego szyłam ubranka, aresztowany? Wywieziony? – powtarzała pani Barbara wstrząśnięta. – Popędzony w kajdanach? Na katorgę?

      – Nie, to tylko takie policyjne zesłanie na pięć lat, gdzieś pod Ural. Mieszka tam sobie swobodnie, ale zawsze…

      – Na pięć lat?! A jak biedna Zenia to znosi?

      Tego już państwo z Turobina nie wiedzieli, gdyż słyszeli o tej sprawie od trzecich osób. Wiedzieli tylko, że mieszka dalej w Warszawie z młodszym synem i że w ogóle czuje się teraz prawie zdrowa.

      Pani Barbara cały wieczór przemęczyła się z powodu zesłania Kazimierza Łady.

      – Widzisz – mówiła do męża. – Kraj się znów budzi. Zaczynają się manifestacje, ludzi się wywozi na Sybir. Kazio Łada marznie tam w śniegach, a my kupujemy pianina.

      To znów los Ładów zdawał jej się prawdziwie godnym zazdrości.

      – Miałam tych dobrych Ładów za takich zaśniedziałych ludzi z głuchej prowincji – mówiła. – A tymczasem, patrz! Ich dzieci biorą udział w wielkich wypadkach. Takie dzieci – to rozumiem!

      Chciała się też czegoś dowiedzieć o samej manifestacji, za którą Kazio Łada został zesłany, ale Hipolit Niechcic jeszcze mniej mógł o niej powiedzieć niż o młodym Krępskim.

      Mimo to pani Barbara żyła nią przez dni kilka.

      – Zaczyna się jednak coś dziać – mówiła. – To chwała Bogu! Chwała Bogu! Dziwna rzecz, póki cicho, to się tak jakoś tu na odludziu nie czuje tego jarzma, co nas gniecie. Ale jak usłyszeć o jakimś ruchu, to się ono tak zaraz daje we znaki! Aż człowiekowi dziw, że może je znosić tak długo.

      I jak bywa z ludźmi, co nie czują się zadowoleni z powszedniego i osobistego życia, wzywała na pomoc dzieje, by jej dały uczuć radosną nicość własnego losu i wielkość sprawy, której ten los był cząstką.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9s