Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-533-2
Скачать книгу
k jest zabezpieczony znakiem wodnym

      Tytuł oryginału:

      GREY

      Copyright © 2011, 2015 by Fifty Shades Ltd.

      Copyright © 2015 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

      Copyright © 2015 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga

      Projekt graficzny okładki: by Sqicedragon and Megan Wilson

      Redakcja: Ewa Penksyk-Kluczkowska

      Korekta: Anna Just, Barbara Meisner, Aneta Iwan

      ISBN: 978-83-7999-533-2

      WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

      Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice

      tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

      e-mail: [email protected]

      www.soniadraga.pl

      www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

      www.facebook.com/50TwarzyGreya

      www.piecdziesiattwarzygreya.pl

      E-wydanie 2015

      Skład wersji elektronicznej:

      konwersja.virtualo.pl

      Ta książka jest poświęcona tym czytelnikom, którzy o nią prosili… i prosili…, i prosili…, i prosili.

      Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście.

      Mój świat kręci się każdego dnia dzięki Wam.

      PODZIĘKOWANIA

      Dziękuję:

      Anne Messitte za rady, dobry nastrój i wiarę we mnie. Za to, że szczodrze poświęcała czas i dokładała nieskończonych wysiłków, aby wygładzić moją prozę. Pozostanę jej dłużniczką na wieki.

      Tony’emu Chirico i Russellowi Perreault za to, że zawsze się o mnie troszczyli. Cudownemu zespołowi literackiemu i opracowania graficznego, który się postarał, by ta książka dotarła do mety: Amy Brosey, Lydii Buechler, Katherine Hourigan, Andy’emu Hughesowi, Claudii Martinez i Megan Wilson.

      Niallowi Leonardowi za miłość, wsparcie i porady, jak również za to, że jest jedynym człowiekiem, który potrafi mnie tak naprawdę, naprawdę rozśmieszyć.

      Valerie Hoskins, mojej agentce, bez której dalej pracowałabym w telewizji. Dziękuję Ci za wszystko.

      Kathleen Blandino, Ruth Clampett, Belindzie Willis; dzięki za przeczytanie wersji roboczej.

      Zagubionym Dziewczynom za ich cenną przyjaźń i terapię.

      Bunker Babes za dowcip, mądrość, wsparcie i przyjaźń.

      Paniom z fanpage’u za pomoc przy amerykanizmach.

      Peterowi Branstonowi za pomoc przy TSR1.

      Brianowi Brunettiemu za naukę latania śmigłowcem.

      Prof. Dawnowi Carusiemu za wytłumaczenie zawiłości systemu szkolnictwa wyższego w USA.

      Prof. Chrisowi Collinsowi za naukę gleboznawstwa.

      Dr Rainie Sluder za wyjaśnienia dotyczące leczenia uzależnień.

      I wreszcie gorąco dziękuję moim dzieciom. Kocham Was tak, że nie umiem wyrazić tego słowami. Dajecie nieopisaną radość mnie i wszystkim dokoła. Jesteście pięknymi, zabawnymi, inteligentnymi, empatycznymi młodymi ludźmi, a ja jestem z Was niebywale dumna.

      PONIEDZIAŁEK, 9 MAJA 2011

      Mam trzy samochodziki. Ścigają się szybko po podłodze. Bardzo szybko. Jeden jest czerwony. Jeden zielony. Jeden żółty. Lubię zielony. Jest najlepszy. Mamusia też lubi moje samochodziki. Lubię, jak mamusia bawi się ze mną samochodzikami. Jej ulubiony to czerwony. Dzisiaj siedzi na kanapie i patrzy w ścianę. Zielony samochodzik wpada na dywan. Czerwony za nim. Potem żółty. Bęc! Ale mamusia nie widzi. Jeszcze raz – ścigają się i zderzają. Bęc! Ale mamusia nie widzi. Celuję zielonym samochodzikiem między jej nogi. Ale on wjeżdża pod kanapę. Nie mogę go dosięgnąć. Mam za duże ręce, nie mieszczą się w szparze. Mamusia nie widzi. Chcę mój zielony samochodzik. Ale mamusia wciąż siedzi na kanapie i patrzy w ścianę. „Mamusiu, mój samochodzik”. Nie słyszy mnie. „Mamo”. Ciągnę ją za rękę, a ona kładzie się na plecach, i zamyka oczy. „Nie teraz, Małpeczko. Nie teraz”, mówi. Zielony samochodzik zostaje pod kanapą. Widzę go. Ale nie mogę go dosięgnąć. Zielony samochodzik jest włochaty. Pokryty szarym futrem i brudem. Chcę go z powrotem. Ale nie mogę go dosięgnąć. Nie dam rady. Straciłem zielony samochodzik. Straciłem. I nigdy więcej nie będę mógł się nim bawić.

      Otwieram oczy i sen rozpływa się w świetle poranka. Co mi się śniło, do diabła? Usiłuję sobie przypomnieć znikające fragmenty obrazów, ale na próżno.

      Odpędzam te myśli, prawie każdego ranka tak robię, wstaję z łóżka i idę do garderoby po świeży dres. Ołowiane niebo za oknem zapowiada deszcz, a ja nie mam ochoty przemoknąć dziś podczas przebieżki. Ruszam na górę do sali ćwiczeń, włączam telewizor nastawiony na poranne wiadomości biznesowe i wchodzę na bieżnię.

      Moje myśli wypełnia porządek dnia. Same spotkania, chociaż później jestem umówiony w biurze na zajęcia z trenerem osobistym – powalczyć z Bastille’em to czysta przyjemność.

      Może powinienem zadzwonić do Eleny?

      No, może. Zjedlibyśmy razem kolację pod koniec tygodnia.

      Zdyszany zatrzymuję bieżnię i idę pod prysznic rozpocząć kolejny monotonny dzień.

      – Jutro – rzucam, odprawiając Claude’a Bastille’a, który właśnie stanął na progu gabinetu.

      – W tym tygodniu golf, Grey. – Bastille uśmiecha się arogancko. Wie, że zwycięstwo na polu golfowym ma w kieszeni.

      Patrzę na niego spode łba, gdy się odwraca i wychodzi. Jego ostatnie słowa to sól na moje rany, bo choć podczas dzisiejszych ćwiczeń bardzo się starałem, mój trener skopał mi tyłek. Tylko Bastille jest w stanie mnie pokonać, a teraz chce zedrzeć ze mnie jeszcze parę deko tłuszczu na polu golfowym. Nie cierpię golfa, ale tyle interesów się przy nim załatwia, że muszę zdzierżyć te lekcje. Poza tym niechętnie przyznaję, że dzięki grze z Bastille’em faktycznie idzie mi coraz lepiej.

      Patrzę za okno na Seattle, dopada mnie tak dobrze znana, choć niemiła mi nuda. Nastrój mam szary i paskudny jak dzisiejsza pogoda. Kolejne dni niczym się od siebie nie różnią, potrzeba mi jakiejś rozrywki. Cały weekend pracowałem, a teraz, w czterech ścianach gabinetu, dopada mnie niepokój, zdenerwowanie. Niedobrze. Po tylu walkach z Bastille’em nie powinienem się tak czuć.

      Ściągam brwi. Uświadamiam sobie, że niestety, ostatnio zdołała mnie rozruszać jedynie wysyłka dwóch frachtowców z ładunkiem do Sudanu. A właśnie – miała przyjść Ros z obliczeniami, omówić logistykę. Co ją, do cholery, zatrzymało? Sprawdzam rozkład dnia i sięgam po telefon.

      Cholerny świat. Muszę ścierpieć upartą pannę Kavanagh z gazetki WSU, Uniwersytetu Stanu Waszyngton. Do diabła, co mnie napadło, że się zgodziłem? Nie cierpię wywiadów – bezmyślnych pytań z ust niedoinformowanych, zazdrosnych ludzi, którzy chcą grzebać w moim prywatnym życiu. I do tego studentka! Dzwoni telefon.

      – Tak? – rzucam ze złością do Andrei, jakby to ona była winna. Przynajmniej mogę się postarać, żeby ten wywiad nie trwał pół dnia.

      – Anastasia Steele