– Przeczytaj protokoły przesłuchań, sama zobaczysz – powiedział Chudecki. – Nie ogarniam współczesnej młodzieży, a przecież nie jestem stary. Jestem? – Zmarszczył brwi. – To objaw starzenia się? Narzekanie na nowe pokolenie?
– Nie wiem, Chudy, ale ja też nie ogarniam. – Agata posłała mu spojrzenie pełne rozbawienia. – Może gdy przeczytam, to coś zrozumiem. A więc mamy rodzinę, cichego adoratora… Ktoś jeszcze?
– Z jednej strony bliscy – powtórzył Sławek. – A z drugiej strony możemy mieć do czynienia z obcym świrem, który postanowił naprawić świat.
– Jakiś porąbany misjonarz?
– Na przykład, ale równie dobrze może to ktoś, kto ma żal do sędziego Skowrońskiego za coś zupełnie innego i zrobił to, co zrobił, żeby odwrócić uwagę od właściwej sprawy.
– Sporo tego. – Chudy podrapał się za uchem.
– Trzeba by też pogadać z dziennikarką – zdecydował Sławek. – Reportaż reportażem, ale może ma nagraną rozmowę z sędzią, albo jakieś notatki. Wiadomo, że nie wszystko mogła wrzucić do tekstu.
– Dobry pomysł – zgodziła się Górska. – Od czego zaczynamy?
– Od dziennikarki. Zobaczymy, co powie o wszystkich osobach dramatu – zdecydował Tomczyk. – Pojedziemy pogadać z Makowską, a później z byłym adoratorem Idy. Jak się nazywał?
– Zaczekaj. – Agata zaczęła wertować akta. – Łukasz Jakubowski. – Zanotowała adres zamieszkania.
– Trzeba sprawdzić też, czy produkował się w internecie w grupie, która krytykowała wyrok sędziego Skowrońskiego. – Tomczyk wyjął kluczyki do auta i podrzucił. – Później odwiedzimy Więcków. Myślę, że nie zaszkodzi również, jeżeli pogadamy ze sprawcą gwałtu. Jeśli mamy do czynienia z zemstą w związku z samobójstwem Idy, on może być kolejną ofiarą. Jedziemy?
Wyszli na zewnątrz, zamienili kilka słów z komisarzem Pawelcem, który właśnie przyjechał do komendy, i wsiedli do samochodu.
– Nie wydaje ci się, że Chudego coś gniecie? – spytała Górska.
– Gniecie? – Tomczyk uruchomił silnik i ruszył. – Znaczy się, że ma problem?
– Tak. Był rozkojarzony i taki nieswój.
– Rozkojarzony? – zdziwił się Sławek. – Według mnie był przytomny i konkretny jak zawsze.
– Tomczyk, już ustaliliśmy z rok temu, że jestem bardziej spostrzegawcza od ciebie, prawda? – Agata zmrużyła oczy w uśmiechu. – Stawiam zgrzewkę piwa, że coś jest na rzeczy.
– Stoi. – Sławek przyjął zakład. – Już możesz iść do sklepu.
– Nie tak szybko, poczekamy dwa tygodnie i wtedy rozstrzygniemy.
– Zgoda. – Tomczyk zahamował na czerwonym świetle i odwrócił się do Agaty. – Kino wieczorem? Kolacja? Jutro sobota.
– A może być jedno i drugie?
Danutę Nowacką obudził dzwoniący telefon. Pośredniczka handlu nieruchomościami znalazła wreszcie klienta, który był zainteresowany kupnem działki rekreacyjnej z domkiem letniskowym na warszawskich Bielanach. Mimo atrakcyjnej lokalizacji, ciszy i wszechobecnej zieleni, która stwarzała złudzenie, że przebywa się poza miastem, nikt nie był zainteresowany nawet na tyle, żeby obejrzeć małą posiadłość, poza jednym mężczyzną, ale i on, mimo początkowego zainteresowania, nie zdecydował się na kupno kawałka ziemi z niewielkim, parterowym domem. Od czasu, gdy Krzysiek został oskarżony o gwałt przez tamtą dziewczynę i postawiony przed sądem, życie rodziny Nowackich już nigdy nie wróciło na dawne tory. Danuta pamiętała, jakby to było wczoraj, tę chwilę, gdy do drzwi ich poprzedniego mieszkania na Żoliborzu zapukali policjanci, a później ten moment, gdy dowiedziała się, że jej, wówczas osiemnastoletni, syn stanie przed sądem, oskarżony o gwałt. Nigdy nie przeszło jej przez gardło słowo „zgwałcił”, które odzierało z wszelkich złudzeń. „Oskarżony” brzmiało inaczej, dawało nadzieję, zasiewało wątpliwości. Oskarżonym można było zostać na podstawie pomówień lub złej oceny sytuacji, czasem z powodu czyjegoś kłamstwa. Aby przekonać sąd, że oskarżony dopuścił się wymienionych w akcie oskarżenia czynów, należało przedstawić sądowi mocny materiał dowodowy. Oskarżony mógł również zostać uznany za niewinnego. I chociaż wyrok zapadł, fakt, że sędzia zawiesił wykonanie kary oznaczał, że winy nie udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że istniały niejasności, które nie pozwoliły sędziemu wtrącić Krzysztofa do więzienia. Danuta nie przyjmowała do wiadomości, że jej syn zgwałcił dziewczynę. Wokół niego nie brakowało chętnych koleżanek, mógł wybierać, nie musiał stosować przemocy. Nowacka czasem obserwowała nastolatki, które odwiedzały Krzyśka w domu, i była zdania, że niczym nie różniły się od tych, które widywała na ulicach, w środkach komunikacji miejskiej i w pracy. Współczesne nastolatki nie miały za grosz klasy i skromności; spódnice ledwo zakrywały im pośladki, biusty wylewały się z przyciasnych staników, a twarze były pokryte grubą warstwą makijażu. W piątkowe i sobotnie wieczory podążały do klubów ubrane jak młodociane prostytutki; żując gumę z niedomkniętymi ustami i ściskając przyspawane do dłoni smartfony, szukały mocnych wrażeń, którymi można było się pochwalić na drugi dzień w mediach społecznościowych. Danuta pracowała w jednym z takich klubów jako szefowa zmiany, wielokrotnie miała okazję napatrzeć się i nasłuchać do woli. Przyjęłaby też zakład, że niejedna z wymalowanych dziewczyn nie mogła jeszcze pochwalić się dowodem osobistym, ale bramkarze, za cichą zgodą właściciela, wpuszczali do środka małolaty, które przyciągały do klubu obślinionych gości z pękatymi portfelami, chętnych, żeby postawić drinka w zamian za możliwość zaglądania w głębokie dekolty i pomacania młodych, zgrabnych pośladków. Danuta była pewna, że dziewczyny podobnie wyglądały i zachowywały się na tych swoich „domówkach”, imprezach urządzanych w mieszkaniach pod nieobecność niczego nieświadomych rodziców. Małe puszczalskie nie stroniły od alkoholu, a pijane rozkładały nogi przed kolegami. Potem trzeźwiały i oskarżały porządnych chłopców o gwałt.
Danuta i jej mąż Piotr postanowili sprzedać działkę na Bielanach. To tam odbyła się pamiętna impreza, po której życie ich rodziny nigdy nie wróciło do normalności. Żadne z nich nie chciało już tam jeździć, nawet Krzysiek. Mimo atrakcyjnego położenia działki i dobrze wyposażonego domku nie trafił się nikt, kto byłby zainteresowany kupnem, dlatego Danuta, znużona zamieszczaniem w gazetach i w internecie ogłoszeń, przekazała sprawę sprzedaży w ręce obrotnej agentki nieruchomości. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Agentka zadzwoniła przed południem i poinformowała właścicielkę, że potencjalny kupiec chciałby w sobotę obejrzeć posiadłość, więc Danuta zerwała się z łóżka, w którym leniuchowała, żeby wypocząć przed wieczorną zmianą w klubie, zjadła śniadanie, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wysłała do męża esemesa z informacją.
Domek wymagał szczegółowych oględzin, ponieważ żadne z nich nie było w nim co najmniej od roku. Trzeba było posprzątać, zetrzeć kurz, wyszorować łazienkę i kuchnię, więc Danuta, wyposażona w środki czystości, wsiadła do auta. Wyjechała na Drawską, na rondzie skręciła w lewo, w Szczęśliwicką, a później w Bitwy Warszawskiej 1920 r. Korki na Alejach Jerozolimskich i alei Prymasa Tysiąclecia uświadomiły jej, że zbliża się koniec sezonu urlopowego. Nowacka uzbroiła się w cierpliwość i wolno posuwała do przodu. Mijając kolejne ulice, pozwalała myślom swobodnie błądzić do czasu, aż skręciła z ronda Turowicza