Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Joanna Chyłka
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-030-5
Скачать книгу
domu.

      Zdążył wyjąć z kartonu przy biurku kilka rzeczy, zanim rozległo się łomotanie do drzwi. Nie czekając na zaproszenie, Chyłka raptownie je otworzyła.

      Oryński obejrzał się przez ramię i odłożył na blat dwie spinki do mankietów.

      – Meblujesz się à la Artur? – spytała podejrzliwie. – Czy szukasz sobie atrybutu władzy, której nie masz?

      – Nie, po prostu… – Urwał i machnął ręką. – A ty naprawdę nie musisz pukać, skoro i tak…

      – Kultura tego wymaga. A ja jestem jej ostoją w tej firmie.

      – Oczywiście.

      – Widzisz to inaczej?

      – Nie, nie. W firmie jak najbardziej – odparł. – Gorzej w domu.

      – Do czego niby pijesz?

      – Do tego, że zdarza ci się wchodzić bez pukania do łazienki, kiedy myję zęby, a potem bez słowa siadać na…

      – Bo to moja łazienka – ucięła. – Poza tym jeśli nie mogę przy tobie spokojnie się wydryzdać, jakim cudem mam spędzić z tobą resztę życia?

      – Wydryzdać?

      – Uwolnić nadmiar balastu z pęcherza, Zordon.

      – Tak, wiem, ale… – Znów urwał i pokręcił głową. – Mniejsza z tym. Masz coś konkretnego?

      Rezolutnie skinęła na niego ręką, po czym oboje ruszyli korytarzem na tyle szybko, by Oryński bez słów zrozumiał, że partnerka zrobiła postępy.

      – Wyciągaj notes i zapisuj, żeby nie było jak z Abrahamem Lincolnem w Bloomington – poradziła, kiedy torowali sobie drogę do windy.

      – Chyba nie znam tego kazusu.

      – Abe wygłosił tam tak inspirujące przemówienie, że dziennikarze zamiast notować, słuchali go z rozdziawionymi paszczami. I przez to nie zachował się żaden zapis tamtej mowy. Przepadła zupełnie.

      – To niefartownie.

      Weszli do windy, a Chyłka czym prędzej wybrała parter.

      – Prześledziłam jeszcze raz wszystko, co związane z Klarą – zaczęła. – Szczególnie filmiki, które kręciła w górach, i trochę wywiadów. Wylewna, medialna kobitka. Wiedziałeś, że wspinała się na Kanczendzongę, żeby odnaleźć Wandę Rutkiewicz?

      – Znaczy się jej ciało?

      – Właśnie nie. Kabelis rozpętała burzę w mediach, bo twierdziła, że nasza najwybitniejsza alpinistka nie zmarła na górze, tylko przeszła na drugą stronę i wciąż żyje w jednym z tamtejszych klasztorów.

      Oryński spojrzał na Joannę z powątpiewaniem.

      – Podobną wersję przedstawiała matka Wandy, ale mniejsza z tym. Klarze rozchodziło się głównie o szum medialny, potrzebowała sponsorów i łaknęła rozgłosu. Krytykowano ją za to w środowisku, ale niewiele sobie z tego robiła. I uzbierała po tej akcji wystarczająco dużo ofert sponsorskich, żeby ze spokojem wypiąć się na resztę towarzystwa.

      – Medialny drapieżnik?

      – Na to wygląda – odparła Joanna, kiedy winda dotarła na parter. Oboje szybkim krokiem z niej wyszli, a przed opuszczeniem Skylight skinęli jeszcze głowami do obsługi w Costa Coffee.

      Chwilę później zasiedli w zaparkowanej w Złotych Tarasach iks piątce.

      – Z Kabelis był tylko jeden problem.

      – Z tego, co mówisz, chyba więcej niż jeden.

      – Mam na myśli kłopot praktyczny – odparła Chyłka, przesuwając listę kontaktów na ekranie komputera pokładowego. – Klara ni w ząb nie zna angielskiego. Nigdy nie nauczyła się ani tego, ani żadnego innego języka, przez co towarzystwo innych wspinaczy z Polski to dla niej absolutna konieczność.

      – Przypuszczam, że niełatwo jest jej znaleźć chętnych?

      Joanna nie odpowiedziała. Wybrała numer Paderborna i kiedy odchrząknęła, Oryński zrozumiał, że to zapewne ten moment, w którym nauczony kazusem Lincolna, powinien zacząć notować.

      Prokurator odebrał dopiero za drugim razem, kiedy mknęli już Alejami Jerozolimskimi w kierunku placu Zawiszy.

      – Jak miło, że… – zaczął Olgierd Paderborn.

      – Macie przejebane jak stąd do wieczności – wpadła mu w słowo Joanna.

      Ripostą było chwilowe milczenie.

      – My? – odezwał się w końcu Olgierd.

      – Prokuratura.

      – Znowu wydłużyli nam wiek emerytalny? Obcięli emerytury?

      – Nie, ale w porównaniu z gównoburzą, która przejdzie dzisiaj nad Okęciem, to byłoby nic.

      – Chyba pominąłem jakąś prognozę, bo żadnych lotów nie odwołano.

      – Pominąłeś znacznie więcej, Pader. Ty i twoja kontrola prokuratorskich lotów w sprawie Klary Kabelis.

      Z głośników dobiegło niepewne, ciche chrząknięcie.

      – Bronicie jej?

      Chyłka zignorowała pytanie.

      – Słuchaj mnie teraz wyjątkowo uważnie, bo jeśli uronisz choć kroplę, nie dostaniesz dolewki – rzuciła. – Jestem w drodze na lotnisko i mam zamiar sprawić, że ta dziewczyna zostanie natychmiast zwolniona.

      – Powodzenia.

      – W dupę je sobie wsadź – odparła od razu. – Mnie ono niepotrzebne. W zupełności wystarczy mi znajomość przepisów prawa.

      – To znaczy?

      W przypadku każdego innego prokuratora Kordian podejrzewałby, że rozmówca jedynie gra głupa. Olgierd nie zwykł jednak tego robić – zdziwienie w jego głosie jednoznacznie świadczyło, że nie wie, w czym rzecz.

      – Nie masz pojęcia, że Klara nie zna angielskiego, prawda? – spytała Joanna. – Nie wspominając już o tym, że po nepalsku nie potrafiłaby nawet oznajmić Szerpom, że chce iść w góry.

      Paderborn milczał, ale na tym etapie musiał już się zorientować, że w istocie ma problem.

      – Przypomnę ci rozwój wypadków – ciągnęła Chyłka. – Miejscowi śledczy ją zamknęli, a Kabelis nie skontaktowała się z polskim konsulem. Nie miała też do dyspozycji tłumacza.

      – I?

      – I może wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że Nepalczycy umieścili ją w areszcie. Nie w naszej ambasadzie, jak to się normalnie dzieje w przypadku deportowanych.

      – Nadal nie wiem, czego ode mnie…

      – Artykuł szósty Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.

      Olgierd prychnął do słuchawki.

      – Punkt trzeci jest dość obszerny, ale powinieneś go przeczytać. Jest tam mowa o prawie do bezpłatnego tłumacza, o informacji na temat zatrzymania i…

      – To europejska umowa. Mówimy o Nepalu.

      – Tak, ale jej znajomość przyda ci się na zaś – odparła z zadowoleniem Joanna, przyspieszając, by zdążyć na końcówkę żółtego światła przy zjeździe na Raszyńską. – Bo wyraźnie macie braki w prawie międzynarodowym. Poszperaj trochę, znajdziesz aż nadto przepisów o obowiązku zapewnienia tłumacza, by zatrzymany za granicą wiedział po pierwsze, za co pakują go za kratki, po drugie, co mu grozi, po trzecie, jak może się bronić