Ministerstwo Obrony Narodowej (MON) to resort szczególnego znaczenia. Zależy od niego bezpieczeństwo Polski, a nawet zachodnich sojuszników. Bo trzeba pamiętać, że nasz kraj stanowi filar wschodniej flanki NATO. Broniąc siebie, bronimy Europy, Zachodu, całego atlantyckiego świata.
„To niemożliwe, to się nie dzieje!” – powtarzaliśmy więc sobie pod koniec 2015 r. A jednak się działo. Dlatego zadałem sobie pytanie: „Jak to w ogóle jest możliwe?”. Jak to się stało, że mimo swych „dokonań”, mimo ogromnej niepopularności Antoni Macierewicz znów powrócił? I dostał jedno z najważniejszych stanowisk w rządzie?
„Gdy nie wiesz, o co chodzi, chodzi o pieniądze” – mówi słynne prawo Murphy’ego. Follow the money, „Zobacz, skąd płynie kasa”, powiadają amerykańscy dziennikarze śledczy. Trzeba sprawdzić, kto finansuje tę niezwykłą karierę Antoniego Macierewicza – pomyślałem. Może stoi za nim jakiś oligarcha?
Żadną tajemnicą nie są związki Macierewicza z katolickim oligarchą Tadeuszem Rydzykiem, dyrektorem Radia Maryja i TV Trwam. Ale nie jest też tajemnicą, że Tadeusz Rydzyk ma ogromne wydatki i raczej woli brać niż dawać. „Ojciec dyrektor” udziela Macierewiczowi ogromnego poparcia politycznego, lansując go w swoich mediach. Czy wobec tego będzie go jeszcze finansować?
W każdym razie nie płaci mu tyle, żeby mógł być jedynym sponsorem jego działalności – założyłem. I zacząłem szukać innych sponsorów Macierewicza.
Na początku tropy zdawały się prowadzić do jeszcze jednego toruńskiego oligarchy. Tym razem świeckiego, choć mającego w życiorysie epizod współpracy z Rydzykiem. Tej „hipotezy toruńskiej” nie udało mi się potwierdzić. Ale gdy tylko zacząłem badać ten wątek, trafiłem na coś, co okazało się znacznie bardziej niepokojące. Coś, co bezpośrednio prowadziło do komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. A pośrednio – do sowieckiego wywiadu GRU.
CZĘŚĆ PIERWSZA
SPRAWA LUŚNI. SB I BIZNES
Będziemy teraz mówić o dawnych czasach – o latach 80. i 90. ubiegłego wieku.
Gdy zacząłem się zajmować powiązaniami Macierewicza z tamtych lat, od wielu osób słyszałem: „To starocie. Nawet nie trupy w szafie, tylko szkielety. Ludzie nie pamiętają, co było w zeszłym roku, a ty chcesz, żeby się interesowali czymś sprzed ery Facebooka i internetu? Zajmij się tym, co Macierewicz robi teraz! To jest ważne, to jest interesujące…”.
Faktycznie – to, co Macierewicz robi teraz, jest najważniejsze i najbardziej interesujące. Ale to, co robi teraz, ma związek z tym, co robił kiedyś.
Coraz więcej osób zdaje sobie z tego sprawę. Jeden z moich kolegów, którzy uważali, że sprawa Luśni to prehistoria, Radosław Gruca, zasłużony dziennikarz śledczy popularnej gazety „Fakt”, niedawno zmienił zdanie. „To może być główny korzeń innych afer, ta afera z Luśnią” – powiedział mi ostatnio.
Nie wiem, czy sprawa Luśni jest „głównym korzeniem” afer związanych z Macierewiczem. Na pewno jest jednym z kilku. Odkrycie tego „szkieletu w szafie” zaczęło się od informacji całkiem aktualnej, z roku 2016. Jak na nią natrafiłem? W Polsce istnieje wiele serwisów internetowych, które dostarczają oficjalnych informacji biznesowych. Są to m.in. KRS-Online, Internetowy Monitor Sądowy i Gospodarczy (IMSiG), Moje Państwo, Kto-Kogo i wiele innych. Niektóre z nich są darmowe, jak Moje Państwo. Inne, jak IMSiG, są dostępne za grosze. Serwisy te oparte są na Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS). Jest to zbiór akt sądów gospodarczych, w którym znajdują się statuty firm, fundacji i stowarzyszeń, ich sprawozdania finansowe oraz inne oficjalne dokumenty.
Każdy, kto chce być świadomym obywatelem, powinien korzystać z serwisów opartych na KRS-ie. To łatwiejsze, niż się wydaje. Gąszcz suchych informacji i prawniczy język może z początku odstraszać, ale już po kilku godzinach człowiek zaczyna rozumieć treść i logikę oficjalnych wpisów. Dzięki temu może zajrzeć za kulisy spektaklu, który codziennie ogląda w mediach. Zobaczy wtedy, że pozorni nieprzyjaciele często jedzą przy jednym stole.
Oczywiście, Krajowy Rejestr Sądowy też nie odsłania całej prawdy. Są powiązania, których w aktach sądowych nie widać. Ale na pewno lepiej znać KRS – choćby za pośrednictwem serwisów internetowych – niż go nie znać. Ja na początku 2016 r. w serwisie Moje Państwo zobaczyłem, że Antoni Macierewicz zasiada w radzie fundacji Głos, której prezesem zarządu jest Robert Jerzy Luśnia. Sprawdziłem, kim jest Luśnia. I nie mogłem uwierzyć w to, co widzę.
MILIONER NIESPECJALNIE GRZECZNY
Robert Jerzy Luśnia urodził się 9 lipca 1962 r. w Warszawie. Dzisiaj, gdy jest milionerem, wypadałoby podkreślić: w niezamożnej rodzinie i niezamożnej dzielnicy Warszawy. W swoim życiu Robert Luśnia przeszedł długą drogę. Prowadziła ku szczytom, aczkolwiek była kręta. Wychowywał się na warszawskiej Pradze, w okolicy ulic Ząbkowskiej i Nieporęckiej. Skromne pochodzenie nie zabiło w nim ambicji. Wręcz przeciwnie, był przebojowy. Według informacji podawanych przez liczne źródła dostępne w internecie – od Wikipedii po parafialne pismo „Kana” (numer z czerwca 2013 r.21) – młody Robert Luśnia został uczniem liceum im. Gottwalda. Szkołę tę uważano za jedno z lepszych liceów w Warszawie. Gdy przyszło wybrać kierunek studiów, nasz bohater też nie poszedł na łatwiznę. W latach 80. trafił na Politechnikę Warszawską. Ale czas był burzliwy – i Luśnia tych studiów nie skończył. Mimo to dziś jest człowiekiem sukcesu. Jeśli sukces mierzyć majątkiem.
Spółka ARL, którą Luśnia ma razem z żoną, posiada cenne nieruchomości w kilku polskich miastach. Ale przede wszystkim ARL jest jedynym udziałowcem świetnie prosperującej firmy Intrograf Lublin, która produkuje opakowania leków i eksportuje je na Zachód. Firma stosuje nowoczesne zarządzanie i technologie. Lublinianie są z niej dumni. Znawcy branży opakowaniowej mówią mi, że sukces Intrografu jest bardziej zasługą jej menedżerów niż właściciela. Według jednego z informatorów zarząd firmy postawił Luśni nieformalne ultimatum: „Zarabiamy dla ciebie pieniądze – pod warunkiem że nie pojawiasz się w fabryce”.
Jeśli to prawda, to podziwiam odwagę menedżerów, bo wszystkie źródła mówią, że Luśni trudno się postawić. W latach 1996–2002, gdy budował swoją fortunę w Lublinie, nazywano go tam „Luśnia Bin Laden”. Jest człowiekiem ekspansywnym. „I niezbyt przyjemnym” – dodaje Maciej Wrześniowski, który poznał Luśnię wcześniej, w latach 80. Działali wtedy razem w antykomunistycznym podziemiu.
„Zawadiacki” – tak Roberta Luśnię określa Tomasz Wołek, dziś publicysta, a w tamtym czasie jeden z liderów podziemnego Ruchu Młodej Polski (RMP). I opowiada: „W 1981 r. Luśnia był na zjeździe RMP w Gdyni. Przywiózł ze sobą wielki nóż, którym wymachiwał”.
Jak widać, w latach 80. Robert Jerzy Luśnia był aktywny w podziemnej opozycji. Ale była to aktywność bardzo szkodliwa. Robił gorsze rzeczy niż machanie nożem.
PŁATNY KONFIDENT SB
W latach 80. Luśnia był płatnym konfidentem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Działał pod pseudonimem TW „Nonparel”. Donosił m.in. na kolegów z nielegalnych organizacji, których był członkiem (Ruch Młodej Polski i Niezależne Zrzeszenie Studentów).
Kilkanaście lat temu Luśnia został publicznie zlustrowany i zdemaskowany. W latach 2003–2006 sądy rozpatrywały jego sprawę