Trevor nie miał czasu na przyglądanie się, jaki był ciąg dalszy, gdyż prawie natychmiast został zaatakowany przez innego wampira. Zderzenie było tak mocne, że Trevor odbił się od ściany i osunął na ziemię. Zdążył tylko zarejestrować, że pistolet wylatuje mu z ręki, poza tym starał się za wszelką cenę skoncentrować i nie stracić przytomności. Wampir powtórzył atak. Trevor nagle poczuł, że coś ociera się o jego nogę. Była to głowa wampira, którego udało mu się zastrzelić.
Trevor złapał ją za włosy i cisnął rozkładającym się przedmiotem w atakującego krwiopijcę. Tamten uchylił się i wyszczerzył kły, przygotowując się do skoku. Nagle powietrze przeciął jakiś błyszczący przedmiot. W następnej chwili Trevor zobaczył ostry sztylet, który aż po rękojeść wszedł w pierś wampira. Trevor odwrócił głowę i zobaczył, że stojąca za nim Kat jest cała we krwi.
„Uważaj!” Zawołał.
Kat uniosła w górę drugi sztylet. Po chwili jednak krzyknęła z bólu, gdy wampir złapał ją za nadgarstek i skierował rękę, trzymającą nóż do dołu tak, że ostrze wbiło się jej w udo. Ból sprawił, że znalazła w sobie na tyle siły, by móc odepchnąć wampira. Kat z wysiłkiem pokuśtykała do miejsca, w którym stał Trevor, po czym zacisnęła zęby i wyciągnęła sztylet z uda. Krew ciepłym strumieniem spływała jej po nodze.
Trevor zdawał sobie sprawę, że muszą coś zrobić. Byli obydwoje ranni. Trevor po uderzeniu o ścianę nie mógł swobodnie oddychać i czuł piekący ból w okolicy żeber i barku. Teraz patrzył na Kat, która stałą przed nim w pozycji obronnej i zastanawiał się, co mogą zrobić w tej sytuacji.
Wiedział, ze najlepiej będzie, jeżeli teraz przemieni się w jakieś duże i groźne zwierzę, które będzie mogło pokonać wampiry. To była ich szansa. Z drugiej strony, Trevor wiedział, że jeżeli przemieni się teraz, będzie musiał ujawnić przed Kat swoją prawdziwą naturę. Ze względu na szeroki zakres swoich możliwości, tacy jak on nigdy nie dogadywali się z innymi zmiennokształtnymi. Mogli, natomiast, dostosować się do otoczenia i dołączyć do dowolnego klanu zmiennokształtnych na dłuższy okres, jeżeli sytuacja tego wymagała. Pod warunkiem, że inni nie znali ich prawdziwej natury, tacy jak on byli bronią idealną.
Dzięki temu, że to tylko od nich zależało, w jakie zwierzę chcą się przemienić, Trevor i jemu podobni zawsze mieli ogromną przewagę nad nieprzyjacielem. W ludzkim ciele obowiązywały podobne zasady, ale do tej pory Trevor nie widział w tym żadnych korzyści. Wiedział natomiast, że jeżeli nie przemieni się teraz, obydwoje mogą się pożegnać z życiem.
W tym momencie Kat upuściła broń i zgięła się wpół. Z powodu ran jej przemiana trwała dłużej, niż zazwyczaj. Teraz stała już na czterech łapach. Luźne ubranie opadło z jej ciała, zamiast niego jej skórę pokrywała lśniąca czarna sierść ozdobiona jaśniejszymi cętkami.
Jeden z wampirów zaatakował. Kat stanęła na tylnych łapach i złapała go przednimi tak, że to przypominało walkę zapaśników. Jej pazury wbiły się w ciało wampira, a ostre zęby były gotowe do ataku. Nie zastanawiają cię dłużej, Trevor skorzystał z tej chwili, żeby też się przemienić.
Dwa pozostałe wampiry zasyczały, widząc jak facet, którego próbują wykończyć nagle zamienia się w wielkiego brunatnego niedźwiedzia. Trevor zamachnął się olbrzymią łapą w kierunku bliżej stojącego wampira, przepoławiając jego ciało tak, że góra kompletnie oddzieliła się od nóg. Wiedząc, że wampir wciąż jeszcze żyje, Trevor przycisnął jego tułów do ziemi i zmiażdżył głowę w swojej potężnej paszczy.
Chwilę później Trevor stanął na tylnych łapach, żeby wesprzeć Kat w walce z pozostałymi dwoma wampirami, które teraz już wiedziały, że to one muszą walczyć o życie. Trevor cofnął się dla lepszego rozpędu, zaryczał głośno, wystrzelił do przodu, wbił łapę, uzbrojoną długimi pazurami w pierś jednego z wampirów, podniósł go w w górę i cisnął daleko przed siebie. Zaryczał jeszcze raz, czując jak ostatni wampir wbija kły w jego bark. Chwilę później Trevor usłyszał za sobą groźny pomruk jaguara, w następnym momencie poczuł na plecach potężne uderzenie. Jego głowa odbiła się od ceglanego muru i wielki niedźwiedź osunął się na ziemię.
*****
Quinn i Warren przeczesywali cały rewir w promieniu pięciu mil od klubu.
„Nic tu nie ma.” Stwierdził Quinn, próbując nie myśleć o ogarniającej go frustracji. Jego zmysły podpowiadały mu, że coś tu nie gra.
Warren wyczuł napięcie w jego głosie. „Po zadymie w magazynie, nic mnie już nie zaskoczy.” W tym momencie zadzwonił jego telefon. Obaj mężczyźni podskoczyli zaskoczeni, zdając sobie sprawę jak bardzo były napięte ich nerwy. Warren wyjął telefon z tylnej kieszeni dżinsów.
„Słucham,” powiedział. Po chwili pokiwał głową. „Jasne, sprawdzimy to.” Warren rozłączył się i schował telefon z powrotem do kieszeni. „To był Nick. Mówił, że w kościele odkryli jakiś podziemny tunel.”
„Trzeba to sprawdzić,” zgodził się Quinn, próbując nie zwracać uwagi na to, że cała jego ciało drżało od adrenaliny i zupełnie nie mogąc sobie wytłumaczyć tego zjawiska.
Nagle nocna cisza została zakłócona przenikliwym rykiem jaguara. Obaj mężczyźni zamarli. Odwrócili głowy w kierunku, z którego dobiegł ten dźwięk, po czym spojrzeli po sobie.
„Kat!” Wykrzyknęli w tym samym momencie.
Warren od razu wyjął z kieszeni telefon komórkowy i umieścił go w nieprzemakalnym elastycznym etui, które przypiął sobie wokół kostki u nogi.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, obaj mężczyźni przemienili się w wielkie koty i pobiegli w kierunku miejsca, z którego dobiegał ryk. Mijani przechodnie uciekali z wrzaskiem na widok pędzącej pary olbrzymich drapieżników. Quinn biegł jako pierwszy. Wyskoczył na jezdnię. Nadjeżdżający samochód zahamował tuż przed nim i zatrzymał się z piskiem opon. Samochód, jadący tuż za nim wjechał mu w tył, tym samym wywołując reakcję łańcuchową za sobą.
Warren wskoczył na maskę pierwszego wozu, odwrócił się żeby sprawdzić czy nikt nie ucierpiał, po czym skoczył z powrotem na jezdnię i pocwałował za Quinnem.
Kierowca samochodu, z którego zeskoczył Warren, po chwili otrząsnął się z szoku i wyciągnął telefon komórkowy.
*****
Jason nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Przez ostatnie kilka dni w mieście nie działo się nic specjalnego, a po wyjeździe Tabby i Envy wydawało mu się, że umrze z nudów.
Gdy wreszcie zadzwonił telefon, Jason z dziecięcą radością wyskoczył z fotela, żeby odebrać.
„Straż,” powiedział Jason wyraźnie.
„Dzięki Bogu!” Usłyszał w słuchawce roztrzęsiony głos, „Chciałbym zgłosić coś niezwykłego.”
Jason bezgłośnie wciągnął powietrze, po czym wyjął służbowy notatnik i długopis. „Dobrze. Proszę opowiedzieć co pan zobaczył.”
„Nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego,” wypowiedział rozmówca ledwo łapiąc oddech. „Przed sekundą widziałem kuguara i jaguara na wolności w samym środku miasta. Kuguar wyskoczył na jezdnię tuż przed moim autem. Musiałem ostro zahamować, żeby w niego nie wjechać. Tuż za nim biegł jaguar. Wskoczył mi na maskę, spojrzał na mnie, po czym się odwrócił i pobiegł dalej za kuguarem.”
„Pewnie znowu ktoś w ZOO nie dopilnował,” skłamał Jason zachowując spokojny