- Pewnie. Jest pan tu nowy? – odpowiedział mężczyzna, podchodząc bliżej.
- Przyjechałem na urlop.
- Nieźle – pokiwał głową starzec. – Ja chyba wybrałbym jakieś miejsce bliżej wybrzeża, ale każdy ma swoje upodobania.
- Tu było niedrogo – wzruszył ramionami Slim.
- Nic dziwnego.
- Szukam kogoś, kto znał Amosa Bircha – oznajmił Slim, zanim w ogóle przemyślał, co chce powiedzieć. – Zdaję sobie sprawę, że odszedł, ale zastanawiałem się, czy nie miał żony lub syna. Znalazłem coś, co mogło należeć do niego.
- Jego odejście jest kwestią dyskusyjną. A kim pan w ogóle jest? – spytał staruszek, wyraźnie spięty po usłyszeniu nazwiska Amosa.
- Nazywam się Slim Hardy. Przebywam w pensjonacie Lakeview w Penleven.
- Co pan znalazł?
- Zegar – Slim uznał, że nie ma sensu grać dłużej w kotka i myszkę. – Słyszałem, że Birch był pasjonatem.
- Pasjonatem? Kto panu naopowiadał takich rzeczy? – roześmiał się mężczyzna.
- Po prostu tak słyszałem.
- Cóż, przyjacielu, jeśli znalazłeś zegar Amosa Bircha, to lepiej zachowaj to dla siebie, a przynajmniej zamknij go pod kluczem.
- A niby dlaczego?
- Jest na nie wielki popyt. Amos Birch nie był żadnym pasjonatem. Był znanym w całym kraju rzemieślnikiem. Jego zegary są warte mnóstwo pieniędzy.
7
Slim siedział przy chybotliwym stole naprzeciwko staruszka, który przedstawił się jako Lester „ale mów mi Les” Coates. Przyłapał się na tym, że stale myślał o zegarze, beztrosko pozostawionym na swoim łóżku w pensjonacie. Mógł być przecież wart małą fortunę. Przydałaby mu się w takiej chwili, ponieważ na horyzoncie nie było widać żadnych nowych zleceń.
- Historii powstało bez liku – powiedział Les przy herbacie, która zdaniem Slima była irytująco słaba. – Człowiek dosłownie zniknął z dnia na dzień. Wymyślano, że wpadł do szybu kopalnianego na Bodmin Moor albo porwała go międzynarodowa grupa terrorystyczna. Całkiem wymyślne scenariusze, prawda?
- Mieszkał w pobliżu?
- Na Worth Farm. Na północ od kopalni i drugie przejście na lewo. Miał ludzi, którzy pracowali na farmie za niego. Nie wymagała jednak dużego nakładu pracy. Ludzie gadali, że trzymał ją dla ulg podatkowych.
- Z powodu zegarów?
- To było później. Z początku był rolnikiem. Chyba przejął gospodarstwo po ojcu. Potem zaczął bardziej interesować się dodatkowym zajęciem i jedno straciło kosztem drugiego.
- Przyjaźniliście się?
- Byliśmy sąsiadami – potrzasnął głową Les. – W zasadzie stary Birch nie miał przyjaciół. Nie był zbyt towarzyski, ale całkiem miły.
- Miał rodzinę?
- Żonę i córkę. Mary pociągnęła jeszcze kilka lat po jego zniknięciu, a po jej śmierci Celia sprzedała posiadłość i wyprowadziła się. Mieszkają tam teraz Tintonowie. Całkiem miła para. Nie wtykają nosa w cudze sprawy. Maggie trochę go zadziera, ale jest w porządku.
- Znali historię miejsca, które kupili?
- Nie wiem – oznajmił Les. – Nawet nie wiedziałem, że Celia wystawiła gospodarstwo na sprzedaż, dopóki nie zaczęły się pojawiać ciężarówki. Nie było żadnych tabliczek, że można kupić posiadłość, to wiem na pewno. Byłoby lepiej, gdyby przejął to ktoś miejscowy, ale nic się na to nie poradzi. Za to nikt tu nie tęskni za Celią. Krzyż jej na drogę!
Slim zmarszczył się przez nagłą zmianę tonu Lesa. Przypomniała mu o reakcji staruszka, gdy po raz pierwszy wspomniał o Amosie.
- Dlaczego tak mówisz?
- Z tej dziewczyny było niezłe ziółko – westchnął. – Stary Birch miał pieniądze. Młodej niczego nie brakowało. Wszędzie było jej pełno. Ludzie gadali o niej przeróżne rzeczy.
- Jakie?
Les wyglądał na zbolałego, jak gdyby słowa były nieświeżym owocem, który i tak musiał zjeść.
- Podobno lubiła mężczyzn. Zwłaszcza tych żonatych. Gdy tu mieszkała, sprzedano sporo domów, bo rozpadały się rodziny. W dniu zniknięcia Amosa miała tylko dziewiętnaście lat. Wielu twierdziło, że stary Birch miał jej dość.
- Myślisz, że mogła go zabić?
Les pacnął w stół wystarczająco mocno, żeby Slim podskoczył.
- Dobry Boże, nie – roześmiał się. – Myślisz, że coś takiego uszłoby jej na sucho? Dziewucha miała swoje talenty, ale nie była najbystrzejsza.
Slim chciał spytać, czy Les zna nowy adres Celii, lecz staruszek tylko zmarszczył się i spojrzał w dal. Detektyw rozejrzał się po wnętrzu, szukając śladów obecności kobiety. Nie znalazł żadnego. Zaczął zastanawiać się, czy opowieści o rozwiązłości Celii Birch nie były czymś więcej, niż tylko zasłyszaną historią.
- Dzięki za poświęcony czas – powiedział. – Będę się już zbierał.
Les odprowadził go do wyjścia.
- Wpadaj kiedy chcesz – oznajmił. – A jeśli mógłbym ci coś doradzić, to nie grzeb zbyt głęboko.
- Co masz na myśli?
- Drzwi tutejszych domów zawsze stoją otworem dla obcych. Jednak jeśli za bardzo wtrącasz nos w sprawy dziejące się za nimi, mogą zamknąć się przed tobą z hukiem.
8
Slim zjadł lunch przy włazie wychodzącym na odległe i zielone sukno wrzosowisk Bodmin Moor. Ślady stóp pozostawione na miękkim błocie w rogu pola sugerowały, że była to popularna trasa, aczkolwiek nie widział jeszcze żadnych spacerowiczów.
Czuł się dość niekomfortowo na samą myśl zapukania do drzwi Worth Farm. Jednak ścieżka ku dolinie zakręcała za ogród gospodarstwa, skąd przecinała strumień i prowadziła na wrzosowisko. To dało Slimowi możliwość zajrzenia po drodze przez żywopłot.
Przed domkiem był betonowy plac, otoczony dwoma dużymi stodołami dla zwierząt, jedną na sprzęt i kilkoma innymi, których przeznaczenia detektyw nie był w stanie odgadnąć. Z tyłu głównego placu znajdowała się żwirowa ścieżka, prowadząca do paru mniejszych przybudówek, które pewnie służyły mieszkańcom do załatwiania spraw osobistych. Slim zajrzał przez płot. Zastanawiał się, czy ceglana szopa z oknem po każdej stronie drzwi i małym kominkiem wystającym z dachu, była niegdyś warsztatem Amosa Bircha.
W ciągu ośmiu lat pracy jako prywatny detektyw, Slim wyrobił w sobie instynkt do wyszukiwania możliwych poszlak. Wyciągnął aparat cyfrowy i zrobił kilka zdjęć gospodarstwa. Chwilę po tym, gdy wsunął urządzenie z powrotem do kieszeni, usłyszał kobiecy głos.
- Wie pan, że można tam utknąć?
Slim odwrócił się i wpadł w poślizg. Wylądował w stercie błota. Gdy podniósł