Spis treści
Kiedy przedostatni raz wystrzelili mnie z armaty
Tytuł oryginału
Tytuł wydania anglojęzycznego
Fly Already
Opieka redakcyjna: MACIEJ ZARYCH
Redakcja: GRZEGORZ JANOWSKI
Korekta: KAMIL BOGUSIEWICZ, EWELINA KOROSTYŃSKA, MAŁGORZATA WÓJCIK
Projekt okładki i stron tytułowych: ŁUKASZ ZBIERANOWSKI / Fajne Chłopaki
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Copyright © 2018, Etgar Keret
All rights reserved
© Copyright for the Polish translation by Agnieszka Maciejowska
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2020
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07193-9
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.
ul. Długa 1, 31-147 Kraków
tel. (+48 12) 619 27 70
fax. (+48 12) 430 00 96
bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40
e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Kiedy przedostatni raz
wystrzelili mnie z armaty
Przedostatni raz, kiedy wystrzelili mnie z armaty, to było jak Odalia opuściła mnie, zabierając dziecko. Pracowałem wtedy jako czyściciel klatek w rumuńskim cyrku, który zajechał właśnie do miasta. Klatki lwów skończyłem w pół godziny, i też niedźwiedzi, ale klatki słoni to był koszmar. Bolały mnie plecy i cały świat śmierdział gównem. Moje życie było zrujnowane i zapach gówna pasował do niego. W którymś momencie poczułem, że muszę zrobić przerwę. Znalazłem kąt na zewnątrz klatki i skręciłem sobie papierosa. Nawet nie umyłem wcześniej rąk.
Po kilku machach usłyszałem za sobą lekkie kaszlnięcie, udawane. To był dyrektor cyrku. Nazywał się Izio i wygrał ten cyrk w karty. Stary Rumun, który był pierwotnym właścicielem, miał trzy damy, ale Izio miał karetę. A opowiedział mi tę historię w dniu, kiedy mnie przyjął do pracy. „Kto potrzebuje szczęścia, jeśli umie oszukiwać”, powiedział i puścił oko. Byłem przekonany, że Izio zgani mnie za tę przerwę w robocie, ale nie wyglądał wcale na zagniewanego.
– Powiedz – spytał – chcesz zarobić łatwego tysiaka?
Kiwnąłem głową, a on ciągnął dalej:
– Dopiero co byłem w karawanie Isztwana, naszej ludzkiej kuli armatniej. Jest kompletnie pijany. Nie udało mi się go dobudzić, a przedstawienie powinno się zacząć za piętnaście minut… – wyciągnięta dłoń Izia narysowała w powietrzu trajektorię kuli, która skończyła się, gdy jego krótkie palce stuknęły w moje czoło. – Daję ci tysiąc gotówką, jeśli go zastąpisz.
– Ani razu nie byłem wystrzelony z armaty – odpowiedziałem i jeszcze raz zaciągnąłem się papierosem.
– Ależ oczywiście, że byłeś – stwierdził Izio. – Kiedy porzuciła cię żona, kiedy syn ci powiedział, że nie chce cię więcej widzieć, bo jesteś zerem, kiedy uciekł twój tłusty kot. Zrozum, żeby być ludzką kulą armatnią, nie musisz być giętki, szybki czy silny, tylko wystarczająco samotny i nieszczęśliwy.
– Nie jestem samotny – zaprotestowałem.
– Naprawdę? – parsknął Izio. – To powiedz mi – seks zostaw – kiedy ostatni raz któraś się do ciebie uśmiechnęła?
Przed występem ubrano mnie w srebrny kombinezon. Spytałem jednego starego klauna z olbrzymim czerwonym nosem, czy zanim mnie wystrzelą, nie powinienem przejść jakiegoś szkolenia.
– To, co ważne – wymamrotał – to żebyś rozluźnił ciało. Albo je skurczył, jedno z dwojga. Dokładnie nie pamiętam. I też trzeba dopilnować, żeby armata była skierowana prosto do przodu, żeby nie chybiła celu.
– I to tyle? – spytałem.
W srebrnym kombinezonie nadal jeszcze śmierdziałem odchodami słoni. Przyszedł dyrektor cyrku i klepnął mnie po ramieniu.
– Pamiętaj – powiedział – po wystrzeleniu cię do celu wracasz natychmiast na scenę, uśmiechasz się i kłaniasz. A jeśli, nie daj Bóg, boli cię albo masz coś złamane, chowasz to dla siebie, musisz to ukryć, żeby publiczność nie widziała.
Publiczność wyglądała na bardzo szczęśliwą. Oklaskiwała klaunów, którzy wpychali mnie w gardziel armaty, a wysoki klaun z kwiatkiem psikającym wodą zapytał mnie na chwilę przed podpaleniem lontu:
– Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? To ostatnia okazja, żeby się wycofać.
Kiwnąłem głową, a on powiedział:
– Wiesz, że Isztwan, poprzednia kula armatnia, leży w tej chwili w szpitalu z dwunastoma złamanymi żebrami?
– Nie – zaprzeczyłem. – On jest tylko trochę