– Chyba teraz minęło już dość dużo czasu – powiedziała Torunn – więc myślę, że mógłbyś je wreszcie przymierzyć.
Zapukała, ale nawet nie zdążył zareagować, a ona już weszła, dopiero nabierał oddechu, żeby powiedzieć „proszę”, a ona już stała na środku jego niedużego pokoju z naręczem ubrań przewieszonym przez prawe ramię, trzymając w drugiej ręce dwie pełne reklamówki, które zaraz odstawiła na podłogę. Miał nadzieję, że jest w nich napój Solo, chociaż o niego nie prosił, byłoby świetnie, gdyby zaczęła sama na to wpadać, tak jak to zawsze robił Margido. Mimo wszystko było to niemiłe, kiedy tak szybko weszła do jego pokoju. Serce biło mu gwałtownie, czuł je aż w gardle i musiał przełknąć ślinę.
– Dość dużo czasu…?
– Spodnie od garnituru po Margidzie – wyjaśniła. – Oczywiście są o wiele za duże, ale możesz używać paska, kupiłam ci pasek, jest elastyczny, więc nie będziesz musiał się męczyć z dziurkami i tak dalej, po prostu mocno go dociągniesz, pokażę ci jak. Albo mogę ci zrobić zaszewki, sprawdziłam w necie, w centrum jest kilka punktów krawieckich, kupiłam po drodze centymetr. Ale najpierw przymierzymy.
– Na pewno wystarczy pasek.
– Ale mogą też być za długie. Nogawki.
– Podwinę sobie – odparł.
Nie miał ochoty rozbierać się przy Torunn, nigdy nie widziała go nagiego, kiedyś tylko była świadkiem, jak zemdlał i upadł na podłogę, ale nie bez ubrania, o nie, na to nie zamierzał się zgodzić, nie była jego matką.
– Możesz je wziąć do łazienki, nie będę patrzeć – stwierdziła, czyżby powiedział to na głos? Był tak mocno pogrążony w lekturze, myśli mu błądziły.
– Teraz nie chcę, połóż je na łóżku – powiedział.
Z całej siły ściskał w rękach pierwszy tom dzieł zebranych Roalda Amundsena, żeby nie zsunął mu się z pledu, który miał na kolanach, często upuszczał przedmioty na podłogę, kiedy serce tak mocno mu biło. Dom opieki nawiązał współpracę z miejską biblioteką i teraz namiętnie czytywał literaturę polarniczą, miał już trochę dość babrania się w wojnie, ciągle pojawiały się nowe książki na ten temat, a on przeczytał już większość z nich. Torunn czytała ich recenzje w gazecie, a potem mu je kupowała, nie chciała zwrotu pieniędzy, ale nie wiedziała o tym, że on odklejał od każdej książki etykietę z ceną i przylepiał ją na ostatniej stronie wielkiej biografii Goebbelsa. Oczywiście, że się rozliczy, podsumuje te wszystkie wartości, zwróci jej, nie chciał być nic winien.
Ale jeśli chodzi o tę nową literaturę wojenną, jego zapał do czytania był coraz mniejszy, to wszystko zostało napisane przez młodych ludzi, których przy tym nie było, którzy tego nie przeżyli, ludzi, którzy nie rozumieli, jak to jest obudzić się pewnego dnia w okupowanym kraju. Ci młodzi autorzy często próbowali piętnować, wyciągać nazwiska konkretnych osób, tak jakby chcieli się zemścić, chociaż prawie wszyscy ci ludzie już nie żyli. Czytał i miał uczucie, że podczas pisania tych książek poszła w ruch pęseta, jakby dłubali w martwym zwierzęciu, nie było tam żadnych prawdziwych uczuć, żadnego przerażenia. Chciał czytać o przerażeniu, o tym, co sam pamiętał i co rozpoznawał, o tej potworności, której również Dieter był tak gorącym przeciwnikiem, o tym uwodzicielskim monstrum, Hitlerze, o pogardzie dla człowieka, i pomyśleć, że Dieter wiedział to na długo przedtem, zanim cała sprawa z planem zagłady Żydów wyszła na jaw. „Widzę to po jego wąsach”, powiedział kiedyś ze śmiechem do Tormoda, „wąsik Hitlera jest małym, czarnym kwadracikiem i dokładnie taka sama jest zawartość jego głowy, ciemna i ograniczona. Któż inny na świecie nosiłby pod nosem czarną jak smoła szczoteczkę do zębów i jednocześnie żądał dla siebie szacunku? Nur ein grössenwahnsinniger Emporkömmling1, który sądzi, że jest jedynym normalnym człowiekiem na kuli ziemskiej, a pozostali to śmiecie!”
Zamiast odpowiedzieć Dieterowi – bo co Tormod mógłby odpowiedzieć na coś, z czym się całkowicie zgadzał, chociaż dla jego szkolnego niemieckiego grössenwahnsinniger Emporkömmling stanowiło zbyt duże wyzwanie – więc zamiast tego palcem wskazującym ostrożnie pogłaskał Dietera pod nosem, w miejscu, gdzie mógłby mieć czarny, kwadratowy wąsik, a potem go tam pocałował. Delikatną, miękką, bezwąsą skórę.
Dieter pojął, że Hitler jest kompletnie szalony, i zwierzył się Tormodowi, że zamierza od tego wszystkiego uciec, osiąść w Norwegii, zbudować sobie przyszłość, móc spędzać z Tormodem każdą chwilę, było to śmiertelnie niebezpieczne i cudowne i nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, aż do czasu, kiedy Tallak się jednak dowiedział, bo ktoś zobaczył Dietera i Tormoda, jak się całowali, i Tallak załatwił sprawę tak, że Dieter popadł w niełaskę i został odesłany do Niemiec.
– Chyba spałeś? – zapytała Torunn. – Drzemałeś sobie nad książką?
– Nie, ależ skąd, siedziałem sobie po prostu i rozmyślałem. Tak, czytam. O Roaldzie Amundsenie. Tylko się przestraszyłem, jak weszłaś.
– Co, na Boga, ma wspólnego Roald Amundsen z drugą wojną światową? Z tych wszystkich polarników to chyba tylko Fridtjöf Nansen kojarzy się z wojną. Z jakimś paszportem?
– Tak, to było po tej pierwszej wielkiej wojnie. Paszport nansenowski. A Roald Amundsen zorganizował wyprawę na biegun południowy.
– Pokonał wtedy Scotta, oglądałam serial o tym. Wydawało mi się, że czytasz wyłącznie książki o wojnie. Wobec tego zostawiam tu spodnie, wzięłam też trochę innych rzeczy. O, widzę, że tam leży szlafrok, który dla ciebie kupiłam, lubisz go?
– Tak. Ale zapłaciłem za niego sam. To nie był prezent.
– Jasne, że zapłaciłeś sam – odparła. – Ja tylko go kupiłam. Masz całkowicie własne pieniądze, jesteś prawie zamożnym człowiekiem.
– Tak – rzekł, zamykając książkę po uprzednim założeniu kawałkiem papieru toaletowego miejsca, gdzie skończył czytać, w wypożyczonych książkach nie można było tak po prostu zaginać kartek. Teraz to Torunn miała pełnomocnictwo i załatwiała w banku wszystkie jego sprawy, tak jak wcześniej robił to Margido.
– Margido też miał szlafrok – powiedziała – bardzo dobrej jakości, ale zabrałam go do Neshov i wyprałam. Przyda się dla gości, niedługo będę przecież miała najazd z Kopenhagi, chyba ci o tym mówiłam. Ale ten szlafrok byłby na ciebie o wiele za duży. Pasowałby zapewne idealnie na Erlenda.
– Wcale bym go nie chciał – powiedział.
Nie chciał też tych spodni, zamierzał zapytać Hannelore, czy ktoś inny w domu opieki nie mógłby ich nosić. Torunn nie musiała o tym wiedzieć, powie jej, że je wyrzucił, bo na niego nie pasowały, nie decydowała tutaj o wszystkim. Albo może Erlend wziąłby też i spodnie.
– A co z resztą jego rzeczy? – zapytał.
– Ludzie, którzy kupili mieszkanie, byli chętni do wzięcia mebli i reszty wyposażenia, młode małżeństwo, chcieli wszystko przemalować i wytapicerować na nowo, już wcześniej i tak kupowali wszelkie możliwe rzeczy na pchlim targu. Marynarki i koszule oddałam do sklepu Armii Zbawienia. Resztę wyrzuciłam.
– Wyrzuciłaś?
– Bieliznę, przybory toaletowe, buty i takie tam.
– Nie miał żadnych książek? – zapytał.
– Nie. Żadnych, które byś chciał… Nic zasługującego na uwagę. Chyba wygodniej ci teraz, jak już zdjęli ci ten opatrunek uciskowy,