Jack znów stał się bohaterem.
Historię Drew Graylanda wyemitowano dzień po Bożym Narodzeniu. Nazajutrz sportowiec został aresztowany i oskarżony o gwałt. Wiadomość natychmiast obiegła cały kraj. Znalazła się nawet na okładce „National Enquirer”.
W całym kraju ludzie przy barze prowadzili ostre dyskusje. Czy można mówić o gwałcie podczas randki? Kiedy „nie” naprawdę oznacza odmowę? Czy kobieta może „się o to prosić”? Czy zasady dotyczą także wyjątkowych sportowców? Te pytania i wiele innych nagle zaczęły zaprzątać umysły wszystkich ludzi w Ameryce. Dziennikarze radiowi pytali słuchaczy o opinie. Relacje na ten temat pojawiały się w gazetach od Portlandu w Oregonie po Portland w Maine.
Od chwili, kiedy Jack i Elizabeth wrócili do domu, telefon dosłownie się urywał. Wyglądało na to, że nagle wszyscy chcą porozmawiać z Jackiem. Z dnia na dzień stał się legendą. Po tylu latach zapomnienia znów był sławny. Oczywiście, nie tak sławny jak w przeszłości, był jednak kimś.
W końcu historię Drew Graylanda ujawnił nie byle kto.
O nie. Sprawę tę zaprezentował Ameryce człowiek, który kiedyś był bardzo dobrym sportowcem, ale potem popełnił błąd i musiał za niego zapłacić. I oto teraz pojawia się ponownie w blasku chwały. Podstarzali, otyli, nieszczęśliwi mężczyźni od Kalifornii po Nowy Jork, widząc powrót Jacka Shore’a, myśleli: „Może coś takiego zdarzy się i mnie… może moje życie również zmieni się w ułamku sekundy”.
Teraz Jack dzierżył pałeczkę z napisem: „nigdy się nie poddawaj”. Stał się przykładem odkupienia własnych grzechów.
Zmianę, jaka w nim nastąpiła, widać było we wszystkim, co robił. Chodząc, wydawał się wyższy, promienniej się uśmiechał, lepiej sypiał.
Niestety, kiedy on rósł, Elizabeth wyraźnie malała. Tym razem nie potrafiła cieszyć się jego sukcesem i miała z tego powodu wyrzuty sumienia.
Była jego żoną. Wszystkie kobiety doskonale wiedzą, co następuje po ceremonii kościelnej. Każda z nich zostaje cheerleaderką, niezależnie od tego, czy o tym wie, czy nie, czy ma na to ochotę, czy nawet nie chce o tym myśleć. Mówi się, że wszystko, co jest dobre dla jednego z małżonków, jest dobre dla obojga.
Jak miała się przyznać, że jest zazdrosna o szczęście i sukces męża? Gdyby spróbowała powiedzieć to Jackowi, poczułby się urażony i zażenowany. Spojrzałby na nią, marszcząc czoło – zawsze robił taką minę, ilekroć chciała mówić coś na temat ich związku – i powiedziałby rzeczowo: „O co ci, Birdie, właściwie chodzi?”.
Zaczynała nienawidzić tego pytania.
A więc zamiast powiedzieć Jackowi, że czuje się zagubiona i samotna z powodu jego nagłego szczęścia, jak szalona urządzała jadalnię.
Było to bardzo funkcjonalne pomieszczenie, między kuchnią a salonem. Jak wiele starych domków w tej części wybrzeża, ich dom został zbudowany jako dacza dla jakiejś bogatej rodziny z Portlandu. Miał być używany tylko w lecie, więc zaprojektowano go tak, żeby miał ogromny parter z dużą kuchnią, jeszcze większy salon i dwie maleńkie sypialnie na piętrze. Przez lata przechodził z rąk do rąk; bywał wtedy rozbudowywany i bardzo zmieniany. Gdy Jack i Elizabeth zamieszkali w nim w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku, stanowił obraz nędzy i rozpaczy.
Jack widział tylko koszty: walący się dom wymagał zdarcia farby, wymiany instalacji sanitarnej… sypialnie były za małe, okna wypaczone, podwórko zaniedbane. Nie wspominając już o dojeździe. Echo Beach znajdowało się wiele kilometrów od Portlandu.
Elizabeth zobaczyła coś więcej: ujrzała piękną, małą chatkę z biegnącą dookoła werandą i widok, za który warto umrzeć. Zakochała się w wydmach nad niewielkim skrawkiem plaży.
Jeden jedyny raz w ich małżeństwie uparła się, a Jack ustąpił.
Od razu zaczęła pracować. W ciągu dwóch lat dokonała wielu przeróbek. Sama rozebrała wszystkie dobudówki, odsłaniając pierwotny kształt. Zdjęła zielony, poszarpany dywan. Okazało się, że jest pod nim złocista dębowa podłoga, więc Elizabeth ją odnowiła. Potem dokładnie zdarła białą farbę z kominka, który zbudowano z kamieni rzecznych, i usunęła plastikowy gzyms, który biegł wzdłuż drewnianej ściany. Zdrapała pięćdziesięcioletnią warstwę farby z szafek kuchennych i wyłożyła blaty wspaniałymi płytkami z granitu.
Pracowała w pojedynkę, więc remont posuwał się do przodu bardzo wolno. Chociaż (prawie) skończyła kuchnię i salon, nadal miała bardzo dużo do zrobienia. Jeszcze w ubiegłym tygodniu jadalnia nie była najważniejsza, ustępowała miejsca gabinetowi pana domu. W końcu dziewczynki nieczęsto się pojawiały, a gdy przyjeżdżały, wychodziły z przyjaciółmi na kolację. Ona i Jack rzadko miewali gości, mieszkali za daleko, by ktoś z pracy miał ochotę ich odwiedzić.
Ostatnia noc zmieniła wszystko. Elizabeth nawet nie była pewna dlaczego.
Ona i Jack siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Co piętnaście minut dzwonił telefon. Jack za każdym razem odbierał i bez końca opowiadał o sobie i całej historii.
Elizabeth słyszała w jego głosie nowy zapał, co wzbudziło wiele wspomnień. Przeważnie przykrych.
W pierwszych latach małżeństwa kochała futbol. Uwielbiała oglądać Jacka podczas meczów uniwersyteckich. Dla zbyt potulnej dziewczyny, którą na Południu wychowano tak, by mówiła cicho i tylko wtedy, gdy ją o to poproszą, hałaśliwy świat futbolu był czymś zdumiewającym. Za każdym razem, kiedy Jack wygrywał, przynosił ze sobą do domu smak zwycięstwa i sławy. Wtedy łączyła ich mocna, głęboka, szalona miłość.
Czas wszystko zmienił, ich również. Gdzieś po drodze – Elizabeth wydawało się, że wtedy, kiedy przeprowadzili się do Nowego Jorku – Jack został gwiazdą, a gwiazdy zachowują się inaczej niż normalni ludzie. Nie wracają do domu przez całą noc, piją z kolegami z drużyny, a potem śpią cały dzień, nie zwracając uwagi na żonę i dzieci. Miewają romanse z innymi kobietami.
Ona i Jack ledwo przebrnęli przez ten ponury, okropny okres. O ironio, uratował ich koniec jego sławy. Kiedy nabawił się kontuzji kolana i uzależnił od prochów, znów potrzebował Elizabeth.
Poprzedniego wieczoru, słuchając, jak aż do znudzenia opowiadał o sobie, Elizabeth ujrzała ich przyszłość; zapowiadała się taka sama jak przeszłość.
Nagle spojrzała w stronę jadalni i pomyślała: „Ta ściana powinna być cała przeszklona”.
Nazajutrz rano, kiedy Jack wyjechał do pracy, powędrowała do sklepu żelaznego, kupiła maskę przeciwpyłową i młot, po czym zabrała się do pracy. Ilekroć dzwonił telefon, waliła młotem w ścianę.
Teraz, prawie osiem godzin później, odłożyła młot na bok. Ciężko dyszała, bolały ją ręce.
Ogromna dziura wychodziła na mokry, zimowy ogród za jadalnią. Zdaniem Elizabeth otwór był odpowiedniej wielkości, by umieścić w nim przeszklone drzwi.
Odcięła kawałek grubej, niebieskiej folii i zasłoniła nią dziurę. Jutro będzie musiała zamówić drzwi. Miała nadzieję, że dostanie je od ręki.
Pogwizdując z zadowolenia, weszła do kuchni i zrobiła kolację. Na ten wieczór nie zaplanowała dużo, tylko zapiekankę z kurczaka i ryżu. Prawdę mówiąc, tak bardzo bolały ją ręce, że ledwo udało jej się otworzyć drzwi piekarnika.
Tuż