Był chłodny, wilgotny wieczór marcowy. Przez gęstą, przenikliwą mgłę, spowijającą ziemię, zaledwie przebijały się światełka latarń ulicznych.
Zalane światłem elektrycznem wystawy sklepów niknęły w tej szarej, wilgotnej mgle. Wysokie domy melancholijnie otaczające ulicę, stały ciemne. Tylko z trzech okien pierwszego piętra jednego z domów biło jasne światło, na które z zaciekawieniem spoglądali nieliczni przechodnie.
Mieszkał tam Franciszek Pericord, wynalazca, inżynier-elektrotechnik. Światło w pracowni jego świadczyło o niezmordowanej pracy uczonego. Gdyby kto z przechodniów mógł zajrzeć przez okno do gabinetu, ujrzałby w nim dwóch ludzi, stanowiących silny z sobą kontrast. Jeden z nich, sam Pericord, miał wygląd drapieżnego ptaka; ostre rysy twarzy, czarne włosy. Drugi – Jeremjasz Brown, przysadzisty, krępy, blondyn o oczach niebieskich, był znanym mechanikiem. Dokonali już wspólnie kilku wynalazków. Jeden – geniusz twórczy, miał w praktycznym, zrównoważonym umyśle drugiego – niezbędną podporę.
Tego wieczoru Brown pozostał dłużej w pracowni Pericorda, zatrzymany próbą, której wynik miał uwieńczyć powodzeniem całe miesiące wspólnej, ciężkiej pracy.
Siedzieli obaj przy stole, poplamionym rozmaitemi płynami ostrymi i kwasami, zastawionym i zarzuconym akkumulatorami, bateraymi, izolatorami i t. d. W samym środku stołu, śród najrozmaitszych przyrządów technicznych, wznosiła się nadzwyczaj dziwna maszyna, obracająca się ze szczególnem osobliwem warczeniem.
Niezwykłą tę maszynę z gorączkową uwagą obserwowali obaj wspólnicy.
Niezliczone mnóstwo metalowych nici łączyło niewielką, czworokątną metalową skrzynkę ze stalowem kołem, zaopatrzonem z obydwu stron w obręcze. Samo koło było nieruchome, ale obręcze i przymocowane do nich niewielkie drążki obracały się z zawrotną szybkością. Widocznie było, że siła obracająca maszyneryę, pochodziła ze skrzynki metalowej. W powietrzu dał się uczuwać słaby zapach ozonu.
– Panie Brown, a gdzież są skrzydła – spytał wynalazca?
– Nie mogłem ich przynieść, gdyż są zbyt wielkie, mierzą przecież 2 metry i 15 centymetrów długości, a 90 cent. szerokości. Ręczę jednak, że motor jest dość silny, aby je w ruch puścić.
– Są przecież aluminiowe z domieszką miedzi?
– Tak.
– Niechże pan spojrzy jak wspaniale działa!
Mówiąc to Pericord swoją nerwową suchą ręką przycisnął guzik, dzięki czemu wirujące drążki zaczęły zwalniać swój bieg i wreszcie zupełnie stanęły. Potem przycisnął inną sprężynę i drążki znów się obracać zaczęły.
– Przy dokonywaniu prób – objaśniał Pericord – nie potrzeba zużywać sił fizycznych, można pozostaćzupełnie biernym, posiłkując się tylko rozumem.
– Wszystko to dzięki memu motorowi, – powiedział Brown.
– Naszemu motorowi – sucho poprawił towarzysz.
– Naturalnie – odpowiedział niecierpliwie Brown – myśl, idea jest pańska, ale samo wykonanie moje. Niech go pan nazwie jak się panu podoba.
– Nazwę go motorem Brown-Pericord – zawołał wynalazca i w oczach jego błysnęła nienawiść, – pan wykonałeś tylko szczegóły, ale idea jest moja, tylko moja…
– Tak, ale sama idea nie jest w stanie puścić w ruch motoru – zauważył szorstko Brown.
– Ma się rozumieć; dla tego uciekłem się do pańskiej pomocy – przerwał Pericord, bębniąc gorączkowo palcami po stole, – ja wynalazłem, pan – wykonałeś moją myśl, budując motor. Tym sposobem nasze zasługi i praca są zrównoważone.
Brown zaciął wargi. Widząc bezcelowość sprzeczki na ten temat, skierował całą uwagę na aparat, który przy każdym obrocie drgał i kołysał się, jak gdyby miał spaść ze stołu.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.