Katrine znów popatrzyła na zdjęcie leżącej na łóżku Elise Hermansen. Szukała tego, co mógł dostrzec Harry. Albo usłyszeć. Porównywał to chyba do muzyki? Zrezygnowana, zasłoniła twarz dłońmi. Co ją skłoniło do uwierzenia, że ma psychikę nadającą się do takiej pracy? „Dwubiegunowość jest dobrym punktem wyjścia wyłącznie dla artystów”, powiedział jej psychiatra, kiedy była u niego ostatnio, a potem wypisał nową receptę na małe różowe tabletki, które pozwalały jej utrzymywać się w pionie.
Był weekend, normalni ludzie robili normalne rzeczy, nie siedzieli w pracy i nie oglądali okrutnych zdjęć z miejsca zbrodni ani okrutnych ludzi, z nadzieją, że ich twarze coś wyjawią, a później nie umawiali się za pośrednictwem Tindera na randkę z szybkim seksem, żeby zapomnieć. Akurat w tej chwili rozpaczliwie tęskniła za pępowiną, która połączyłaby ją z normalnością. Za niedzielnym obiadem. Kiedy jeszcze byli razem, Bjørn wielokrotnie zapraszał ją na niedzielny obiad do swoich rodziców w Skreia. To tylko półtorej godziny jazdy, ale Katrine zawsze znajdowała jakąś wymówkę. A teraz nie pragnęła niczego bardziej, niż usiąść za stołem z teściami, podawać w koło ziemniaki na półmisku, narzekać na pogodę, chwalić nową kanapę, przeżuwać suchą pieczeń z łosia i uczestniczyć w niemrawej, ale bezpiecznej konwersacji, w sytuacji, w której skinienia głową były ciepłe, żarty stare, a momenty irytacji do przeżycia. W tej chwili wiele by za to oddała.
– Cześć.
Katrine wzdrygnęła się przestraszona. W drzwiach stał mężczyzna.
– Wykluczyłem ostatniego z mojej listy – oznajmił Anders Wyller. – Więc jeśli nie masz dla mnie żadnych innych zadań, pójdę do domu trochę się przespać.
– Jasne. Jesteś ostatni?
– Na to wygląda.
– A Berntsen?
– Wcześnie skończył i poszedł. Chyba był bardziej skuteczny.
– No właśnie. – Katrine miała ochotę się roześmiać, ale zabrakło jej siły. – Przepraszam, że cię o to proszę, Wyller, ale czy chciałoby ci się jeszcze raz sprawdzić jego listę? Bo wydaje mi się…
– Już to zrobiłem. Wygląda na to, że jest w porządku.
– Na pewno?
Katrine zleciła Wyllerowi i Berntsenowi uzyskanie od różnych dostawców usług telekomunikacyjnych list z numerami i nazwiskami osób, z którymi ofiara kontaktowała się w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Mieli się nimi podzielić i posprawdzać alibi tych ludzi.
– Tak, tak. Tylko w Åneby w Nittedal był jeden facet o imieniu, które się kończy na „y”. Trochę za dużo razy dzwonił do Elise na początku lata, dlatego starannie sprawdziłem jego alibi.
– Imię zakończone na „y”?
– Lenny Hell. Posłuchaj sobie, jak to brzmi.
– Słyszę. Podejrzewasz ludzi, opierając się wyłącznie na brzmieniu ich imion?
– Między innymi. Faktem jest, że ci z „y” na końcu są nadreprezentowani w statystykach kryminalnych.
– Czyli…
– Kiedy zobaczyłem notatkę Berntsena, że w czasie gdy doszło do zabójstwa Elise Hermansen, Lenny siedział razem z innym facetem w Pizza & Grill w Åneby, a potwierdził to jedynie właściciel tej pizzerii, zadzwoniłem do miejscowego lensmana i trochę się wywiedziałem.
– Dlatego że facet ma na imię Lenny?
– Dlatego że właściciel pizzerii ma na imię Tommy.
– I co ci powiedział lensman?
– Że Lenny i Tommy to dwaj bardzo praworządni, godni zaufania obywatele.
– Czyli się pomyliłeś?
– To się jeszcze okaże. Lensman ma na imię Jimmy.
Katrine roześmiała się głośno. Poczuła, że właśnie tego potrzebowała. Anders Wyller odpowiedział uśmiechem. Ten uśmiech chyba też był jej potrzebny. Każdy stara się zrobić dobre pierwsze wrażenie, ale czuła, że gdyby nie spytała, Wyller nie powiedziałby jej, że wykonał również robotę Berntsena. A to pokazywało, że Wyller, podobnie jak ona, nie ufał Trulsowi Berntsenowi. Wcześniej przyszedł jej do głowy pewien pomysł, który początkowo odrzuciła, ale teraz zmieniła decyzję.
– Wejdź i zamknij za sobą drzwi.
Wyller usłuchał.
– Niestety jest jeszcze jedna rzecz, o którą muszę cię prosić. Ten przeciek do „VG”. To ty będziesz najbliżej współpracował z Berntsenem. Czy mógłbyś…
– Mieć oczy i uszy otwarte?
Katrine westchnęła.
– Mniej więcej. To zostanie między nami. A jeśli coś odkryjesz, będziesz rozmawiał o tym wyłącznie ze mną. Jasne?
– Jasne.
Po wyjściu Wyllera Katrine odczekała jeszcze kilka sekund, w końcu sięgnęła po telefon leżący na biurku. Wybrała numer. Bjørn. Wyświetliło się jego zdjęcie. Uśmiechał się. Nie dało się go nazwać przystojniakiem. Twarz miał bladą, lekko napuchniętą, rude włosy ostatnio się przerzedziły. Ale to był Bjørn, odtrutka na te wszystkie inne zdjęcia. Czego ona właściwie tak się bała? Skoro nawet Harry Hole potrafił żyć w bliskości z drugą osobą, to dlaczego ona nie mogła? Jej palec wskazujący zbliżył się do ikonki telefonu widocznej przy numerze, ale w głowie znów rozległ się sygnał alarmowy.
Sygnał pochodzący od Harry’ego i od Hallsteina Smitha.
Następna ofiara.
Odłożyła telefon i znów skupiła się na zdjęciach.
Następna.
A co, jeśli zabójca już myślał o następnej?
– Musisz się bardziej sta-starać, Ewa – szepnął.
Nienawidził,