Pragnienie. Ю Несбё. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Серия: Harry Hole
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788327156594
Скачать книгу
lekko przechylił głowę.

      – Oczywiście, przecież widziałem panią wczoraj w wiadomościach telewizyjnych. Chodzi o ten wpis na Twitterze? Telefon się urywał, a nie było moim zamiarem narobienie takiego zamieszania.

      – Mogę wejść?

      – Naturalnie, proszę. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko nieco… hałasującym dzieciom.

      Wyjaśnił swoim potomkom, że przez pewien czas muszą sami po kolei odgrywać rolę wilka, i zabrał policjantkę do kuchni.

      – Chyba dobrze by pani zrobiła filiżanka kawy – zauważył i nalał jej, nie czekając na odpowiedź.

      – Wczorajszy dzień nieoczekiwanie się wydłużył – wyjaśniła Katrine. – Zaspałam, dlatego przychodzę do pana prosto z łóżka. Na dodatek udało mi się zostawić komórkę w domu, więc chciałabym spytać, czy mogłabym skorzystać z pana telefonu, żeby przekazać wiadomość do pracy.

      Smith podał jej swój aparat i obserwował, jak policjantka bezradnie wpatruje się w archaiczny model Ericssona.

      – Dzieci mówią, że to telefon dla głupków. Pokazać pani?

      – Chyba jeszcze pamiętam, jak to się robi – odparła Katrine. – Proszę mi powiedzieć, co pan widzi na tym zdjęciu?

      Zaczęła wstukiwać numer, a Smith w tym czasie oglądał podaną mu fotografię.

      – Żelazna sztuczna szczęka – powiedział. – Z Turcji?

      – Nie, z Caracas.

      – Aha. Wiem po prostu, że podobna szczęka z żelaza znajduje się w Muzeum Archeologicznym w Stambule. Podobno używali jej żołnierze z armii Aleksandra Wielkiego, ale historycy podają to w wątpliwość, twierdząc, że to raczej przedmiot wykorzystywany przez przedstawicieli klasy wyższej do sadomasochistycznych zabaw. – Smith podrapał się po wysypce. – To znaczy, że on użył właśnie takiej szczęki?

      – Nie wiemy tego z całą pewnością, jedynie wnioskujemy na podstawie kształtu ugryzienia, rdzy i resztek czarnej farby.

      – Aha! – zawołał Smith. – Czyli jedziemy do Japonii.

      – Tak? – Katrine przyłożyła telefon do ucha.

      – Widziała pani może Japonki barwiące zęby na czarno? Nie? To tradycja o nazwie ohaguro. Oznacza „ciemność po zachodzie słońca”. Zyskała popularność w okresie Heian, około ósmego wieku naszej ery i… Mam mówić dalej?

      Katrine potwierdziła machnięciem ręki.

      – Podobno w średniowieczu żył na północy Japonii władca, który kazał swoim żołnierzom używać pomalowanych na czarno żelaznych szczęk. Te zęby miały głównie straszyć przeciwników, ale mogły być również wykorzystywane w walce wręcz. Jeżeli wróg zbliżył się na tyle, że ani broń, ani kopniaki czy ciosy ręką nie były już pomocne, to zęby ciągle mogły posłużyć do przegryzienia mu gardła.

      Policjantka zasygnalizowała, że z kimś rozmawia.

      – Cześć, Gunnar, mówi Katrine. Chciałam tylko powiedzieć, że prosto z domu pojechałam porozmawiać z Hallsteinem Smithem. Tak, to ten od wpisu na Twitterze. Mój telefon leży w domu, więc jeśli ktoś próbował mnie złapać… – Przez chwilę słuchała. – Żartujesz sobie? – Słuchała przez kilka kolejnych sekund. – Harry Hole po prostu stanął w drzwiach i oświadczył, że chce pracować przy tej sprawie? Pogadamy o tym później. – Oddała telefon Smithowi. – No to proszę mi teraz powiedzieć, czym jest wampiryzm.

      – Jeśli o to chodzi – odparł Smith – to myślę, że musimy się przejść.

      Katrine szła obok Hallsteina Smitha żwirową ścieżką, prowadzącą od budynku mieszkalnego do obory. Opowiedział jej, że gospodarstwo z hektarem ziemi odziedziczyła jego żona, a zaledwie dwa pokolenia wcześniej na tych polach w Grini, kilka kilometrów od centrum Oslo, pasły się krowy i konie. Ale pod względem wartości i tak nie mogło się równać z położoną na wyspie Nesøya szopą na łodzie, która również weszła w skład spadku. Przynajmniej jeśli wierzyć ofertom przedstawionym im przez sąsiadów krezusów.

      – Na Nesøyę jest niepraktycznie daleko, ale nie chcemy sprzedawać tej szopy, dopóki nie musimy. Mamy tylko tanią aluminiową łódkę z dwudziestopięciokonnym silnikiem, lecz i tak ją kocham. Proszę nie mówić żonie, ale wolę morze od tej zapadłej wsi.

      – Sama jestem dziewczyną z wybrzeża – wyznała Katrine.

      – Z Bergen, prawda? Uwielbiam dialekt bergeński. Pracowałem rok na oddziale psychiatrycznym w Sandviken. Pięknie, chociaż dużo deszczu.

      Katrine w zamyśleniu kiwnęła głową.

      – Tak, ja też nie raz zmokłam w Sandviken.

      Dotarli już do obory. Smith wyjął klucz i otworzył kłódkę.

      – Mocne zamknięcie jak na oborę – zauważyła Katrine.

      – Poprzednie było za słabe – odparł Smith, a Katrine wychwyciła w jego głosie rozgoryczenie. Przeszła przez próg i cicho krzyknęła, bo nastąpiła na coś, co się pod nią ugięło. Spojrzała pod nogi i zobaczyła długą na półtora metra i szeroką na metr metalową płytę, umieszczoną na tym samym poziomie co cementowa podłoga. Wydawało jej się, że płyta spoczywa na sprężynach, bo ciągle leciutko drżała, pobrzękując o cementową krawędź, zanim w końcu znieruchomiała.

      – Pięćdziesiąt osiem kilo – oznajmił Smith.

      – Słucham?

      Skinął w lewo, tam gdzie na skali w kształcie półksiężyca duża strzałka drgała między wartościami pięćdziesiąt a sześćdziesiąt. Katrine zrozumiała, że stoi na staroświeckiej wadze do ważenia bydła. Zmrużyła oczy.

      – Pięćdziesiąt siedem przecinek sześćdziesiąt osiem.

      Smith się roześmiał.

      – W każdym razie dużo poniżej wagi odpowiedniej do uboju. Muszę przyznać, że sam co rano staram się susem ominąć tę wagę, bo niezbyt przyjemnie się myśli, że każdy dzień może być ostatni.

      Ruszyli dalej, mijając kolejne boksy dla zwierząt, aż zatrzymali się przed drzwiami bardziej kojarzącymi się z biurem. Smith otworzył. Gabinet miał okno z widokiem na pole, a jego wyposażenie składało się z biurka z komputerem oraz rysunku człowieka wampira z wielkimi, cienkimi skrzydłami nietoperza, długą szyją i kwadratową twarzą. Na półkach za biurkiem stało trochę segregatorów i kilkanaście książek.

      – Znajdzie tu pani wszystko, co kiedykolwiek ukazało się na temat wampiryzmu. – Smith przeciągnął ręką po ich grzbietach. – Wygląda to dość przejrzyście. Ale jeśli mamy udzielić odpowiedzi na pani pytanie o to, czym jest wampiryzm, to zacznijmy od tego: to Vandenbergh i Kelly, z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego czwartego roku. – Smith wyjął jedną z książek, otworzył ją i przeczytał: – „Wampiryzm to czynność polegająca na wysysaniu krwi z jakiegoś obiektu, zwykle obiektu uczuć, i osiąganiu w ten sposób podniecenia seksualnego i rozkoszy”. Tak wygląda sucha definicja. Ale pani chodzi o coś więcej, prawda?

      – Tak mi się wydaje. – Katrine popatrzyła na rysunek przedstawiający człowieka wampira. To było piękne dzieło sztuki. Prostota. Samotność. Od postaci bił taki chłód, że odruchowo mocniej owinęła się kurtką.

      – A więc