– No i co? – Rakel przysunęła się bliżej. – Masz ochotę na inne?
– Tak. – Harry stłumił ziewnięcie.
– Cały czas?
Oderwał wzrok od gazety. Popatrzył przed siebie ze zmarszczonym czołem. Smakował to pytanie.
– Nie, nie cały.
Wrócił do lektury. Nowe Muzeum Muncha i Biblioteka Deichmana zaczynały już nabierać kształtów w pobliżu Opery. W kraju rybaków i chłopów, którzy przez dwieście lat wysyłali wszystkich odmieńców z ambicjami artystycznymi do Kopenhagi albo dalej do Europy, stolica zacznie wkrótce uchodzić za miasto kultury. Kto by w to uwierzył? A raczej: kto w to wierzył?
– Gdybyś mógł wybierać – zaszczebiotała Rakel zaczepnie – i nie miałoby to żadnych następstw, wolałbyś spędzić następną noc ze mną czy z kobietą z twoich snów?
– Czy ty nie musisz się szykować na jakąś wizytę u lekarza?
– Tylko jedną noc, bez następstw.
– W tym momencie mam powiedzieć, że to ty jesteś kobietą z moich snów?
– Daj spokój. No mów!
– W takim razie musisz mi pomóc i podsunąć jakieś propozycje.
– Audrey Hepburn.
– Nekrofilia?
– Nie wykręcaj się, Harry.
– No dobrze. Podejrzewam, że proponujesz mi nieżyjącą kobietę, ponieważ zakładasz, że moim zdaniem wyda ci się mniej groźne, jeśli będzie chodziło o kobietę, z którą w rzeczywistości nie mógłbym spędzić nocy. Ale w porządku. Biorąc pod uwagę twoją manipulującą pomoc i Śniadanie u Tiffany’ego, odpowiem dźwięcznie i zdecydowanie: tak.
Rakel wydała z siebie zduszony okrzyk.
– No to na co czekasz? Dlaczego po prostu nie zrobisz skoku w bok?
– Po pierwsze, nie wiem, czy kobieta z moich snów by się zgodziła, a źle znoszę odrzucenie. Po drugie, założenie braku jakichkolwiek następstw jest nierealne.
– Tak?
Harry znów skupił się na gazecie.
– Mogłabyś ode mnie odejść. A w każdym razie twój stosunek do mnie zmieniłby się na gorsze.
– Mógłbyś to zachować w tajemnicy.
– Nie wytrzymałbym.
Była radna do spraw społecznych Isabelle Skøyen krytykowała obecną Radę Miasta za brak szczegółowego planu działania w związku z nadciągającym tak zwanym sztormem tropikalnym, który według ostrzeżeń miał w przyszłym tygodniu uderzyć w zachodnie wybrzeże Norwegii z taką siłą, jakiej kraj nigdy wcześniej nie doświadczył, a kilka godzin później dotrzeć do Oslo jedynie nieznacznie zredukowany, co było jeszcze dziwniejsze. Skøyen uznała, że odpowiedź przewodniczącego Rady Miasta („Nie znajdujemy się w tropikach, więc to oczywiste, że nie przeznaczyliśmy pieniędzy na sztormy tropikalne”) świadczy o arogancji i nieodpowiedzialności graniczącej z upośledzeniem umysłowym. „Przewodniczącemu najwyraźniej się wydaje, że zmiany klimatyczne to coś, co ludzie wymyślili sobie za granicą”, twierdziła Skøyen, pozując do zdjęcia, co powiedziało Harry’emu, że była radna planuje powrót do polityki.
– Kiedy mówisz, że nie wytrzymałbyś zachowania skoku w bok w tajemnicy, to masz na myśli, że nie mógłbyś tego znieść?
– Mam na myśli, że by mi się nie chciało. Tajemnice są męczące. No i pewnie miałbym wyrzuty sumienia. – Przerzucił stronicę, już ostatnią. – Wyrzuty sumienia też są męczące.
– Dla ciebie owszem, a co ze mną? Nie pomyślałeś o tym, jak mnie by to zabolało?
Harry przez chwilę patrzył na krzyżówkę, w końcu odłożył gazetę na kołdrę i odwrócił się do Rakel.
– Gdybyś nie wiedziała o tym skoku w bok, to chyba nic byś nie czuła, moja kochana?
Rakel ujęła go pod brodę i przytrzymała, palcami drugiej ręki przeczesując mu brew.
– No ale gdybym się dowiedziała? Albo gdybyś ty się dowiedział, że byłam z innym mężczyzną? Czy to nie byłoby dla ciebie przykre?
Poczuł piekący ból, kiedy wyrwała mu z brwi niewątpliwie dziko rosnący siwy włos.
– Z całą pewnością. Stąd te wyrzuty sumienia, gdyby to poszło w drugą stronę.
Puściła go.
– Do stu piorunów, Harry! Mówisz, jakbyś dedukował w sprawie o zabójstwo. Czy ty nic nie czujesz?
– Do stu piorunów? – Harry uśmiechnął się krzywo, patrząc na nią znad okularów. – Ludzie ciągle mówią „do stu piorunów”?
– Odpowiadaj, do… stu… niech cię piorun trzaśnie!
Harry się roześmiał.
– Staram się odpowiedzieć na twoje pytanie jak najuczciwiej. Ale żeby mówić uczciwie, muszę się najpierw zastanowić i myśleć realistycznie. Gdybym kierował się uczuciami i poszedł za swoim pierwszym odruchem, dałbym ci taką odpowiedź, jaką moim zdaniem chciałabyś usłyszeć. Ale potraktuj to jako ostrzeżenie. Nie jestem uczciwy, jestem oślizgły. Ta moja uczciwość jest jedynie dalekowzroczną inwestycją w moją wiarygodność. Może bowiem przyjść dzień, kiedy naprawdę będę musiał skłamać, a wtedy dobrze by było, gdybyś nie wątpiła w moją szczerość.
– Zdejmij z twarzy ten uśmieszek, Harry. Czy ty próbujesz powiedzieć, że w rzeczywistości byłbyś niewierną świnią, gdyby tylko ze zdradą nie wiązało się tyle kłopotów?
– Na to wygląda.
Rakel szturchnęła go, spuściła nogi z łóżka i prychając z pogardą, wyszła w kapciach z pokoju. Ze schodów dobiegło go kolejne prychnięcie.
– Wstawisz jeszcze wodę na kawę? – zawołał.
– Cary Grant! – odkrzyknęła. – I Kurt Cobain! Jednocześnie!
Słuchał, jak krząta się na dole. Wkrótce rozległo się bulgotanie elektrycznego czajnika. Rzucił gazetę na nocną szafkę i założył ręce za głowę. Uśmiechnął się. Szczęśliwy. Kiedy wstawał, zawadził spojrzeniem o pozostawioną na poduszce część gazety Rakel. Zobaczył zdjęcie, miejsce zdarzenia ogrodzone policyjną taśmą. Przymknął powieki i podszedł do okna. Otworzył oczy, spojrzał na świerki. Czuł, że teraz dałby radę. Dałby radę zapomnieć imię tego, który uszedł wolno.
Obudził się. Znów śniła mu się matka. I mężczyzna, który twierdził, że jest jego ojcem. Sprawdził, jaki to rodzaj przebudzenia. Był wypoczęty. Spokojny. Zaspokojony. Główna przyczyna leżała bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Odwrócił się do niej. Wczoraj przestawił się na tryb polowania. Nie miał takiego zamiaru, ale kiedy w barze zobaczył ją – tę policjantkę – poczuł się tak, jakby los na chwilę odebrał mu stery. Owszem, Oslo to małe miasto, ludzie na okrągło się na siebie natykają, ale mimo wszystko. Nie wpadł jednak w amok, nauczył się sztuki panowania nad sobą.
Przestudiował linie twarzy, włosy, rękę ułożoną pod trochę nienaturalnym kątem. Była zimna i nie oddychała.