Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Zygmunt Zeydler-Zborowski
Издательство: PDW
Серия: Kryminał
Жанр произведения: Криминальные боевики
Год издания: 0
isbn: 9788375652796
Скачать книгу
"#fb3_img_img_97b5775d-a513-5ed3-ab65-ca55581df998.jpeg" alt="Okładka"/>

      Zygmunt Zeydler-Zborowski

      Spotkanie w Montevideo

       © Copyright by Zofia Bimali Zborowska

       © Copyright for this edition by Wydawnictwo LTW

       Edycję opracowano na podstawie:

       „Express Wieczorny” 1964, nr 63–111

       Informacja o zabezpieczeniach W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.

       Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część książki nie może być reprodukowana bez zgody wydawcy, z wyjątkiem zacytowania krótkich fragmentów przez recenzenta.

       PROJEKT GRAFICZNY: Mikołaj Jastrzębski

       REDAKCJA: Ewelina Stryjecka-Doliwa

       ISBN: 978-83-7565-279-6

      Wydawnictwo LTW ul. Sawickiej 9, Dziekanów Leśny 05-092 Łomianki tel./faks (022) 751-25-18 www.ltw.com.pl e-mail: [email protected] Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer

      Spis treści

       Poznaj serię

       Rozdział I

       Rozdział II

       Rozdział III

       Rozdział IV

       Rozdział V

       Rozdział VI

       Rozdział VII

       Rozdział VIII

       Rozdział IX

       Rozdział X

       Rozdział XI

       Rozdział XII

       Polecamy

       W serii KRYMINAŁ ukazały się:

      1 T. Kostecki Kaliber 6,35

      2 T. Kostecki Smuga grozy

      3 Z. Zeydler-Zborowski Szlafrok barona Boysta

      4 Z. Zeydler-Zborowski Wernisaż

      5 E.D. Biggers Strażnik kluczy

      6 E.D. Biggers Dom bez klucza

      7 T. Kostecki Cień na pokładzie

      8 T. Kostecki Śmierć przyszła w południe

      9 E. Niziurski Przystań Eskulapa

      10 E. Niziurski Pięć manekinów

      11 J. Edigey Morderca szuka drogi

      12 Z. Zeydler-Zborowski 7 kanarków Maurycego

      13 Z. Zeydler-Zborowski Tajemniczy pamiętnik

      14 J. Edigey Spotkamy się w Matrózcsárda

      15 Z. Zeydler-Zborowski Detektyw z Mediolanu

      16 Z. Zeydler-Zborowski Gdzie jest Joachim Finke?

      17 Z. Zeydler-Zborowski Goryl z Wołomina

      18 Z. Zeydler-Zborowski Kabała

      19 Z. Zeydler-Zborowski Zaczęło się w sobotę

      20 J. Edigey Mister MacAreck i jego business

      21 K. Korkozowicz Urlop Huberta Gardy

      22 Z. Zeydler-Zborowski Proszę nikogo nie winić

      23 Z.Zeydler-Zborowski Spotkanie w Montevideo

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      This ebook was bought on LitRes

      ROZDZIAŁ I

      Miasto było ciemne. Słaby blask portowych latarń jeszcze bardziej podkreślał intensywną czerń bezksiężycowej nocy. Woda straciła swą brazylijską, turkusową barwę. Mętne, brunatne fale wydawały się gęste i lepkie jak glina.

      Stałem oparty o burtę i patrzyłem na bielejące w mroku odległe kształty domów. Nie mogłem się oprzeć uczuciu wzrastającego z każdą chwilą rozczarowania. To tak wygląda cel mojej podróży? To, to jest Montevideo? Po roziskrzonym kolorowymi światłami Rio de Janeiro, miasto, które miałem przed sobą, wydawało mi się beznadziejnie smutne i ponure.

      Ktoś dotknął mego ramienia. Odwróciłem się. Zobaczyłem nieogoloną twarz bosmana.

      – No i co, panie literat? Jesteś pan już w tym swoim Montevideo. Ciemno tu jak, za przeproszeniem, w kaczej d… Mówił pilot, że podobnież elektrownia u nich dzisiaj strajkuje. Ale nic się pan nie martw. Szwagier tam jakąś łojówkę zapali do kolacji. Spokojna głowa – zaśmiał się i pobrzękując wiadrem, poszedł na dziób statku.

      Od portu płynęły dwie motorówki, spieniając przed sobą wodę. Może w którejś z nich jedzie Michał? Ale nie. Minęły nas, kierując się ku włoskiemu „pasażerowi” stojącemu na redzie. Michał na pewno czeka w porcie. Z tej odległości można już było dojrzeć ludzi kręcących się pomiędzy dźwigami. Wytężyłem wzrok. Żadna jednak z tych ciemnych postaci nie wydała mi się znajoma. Jeszcze kilka minut i holowniki odczepiają się od statku. Murzyn w małej łódce ciągnie linę ku brzegowi. Wiosłuje z wysiłkiem. Fala jest dość duża.

      Na kei czeka kilka osób. Pod magazynami, z karabinem przewieszonym niedbale przez ramię, przechadza się znudzony strażnik. Michał nie przyszedł. Dlaczego? Co się stało? Przecież chyba otrzymał depeszę wysłaną z Santos?

      Wpatruję się w ciemną ulicę. Każdy samochód wprawia mnie w podniecenie. Jasna limuzyna sunie w kierunku statku. O, to na pewno Michał. Spóźnił się, ale przecież przyjechał. Na wozie napis: „Policia”. Czterech mężczyzn ubranych po cywilnemu pośpiesznie wbiega po trapie.

      Ogarnia mnie zniechęcenie. Opuszczam swe stanowisko obserwacyjne na pokładzie i schodzę na dół. Jestem jedynym pasażerem wysiadającym w Montevideo. Trzeba przygotować się do odprawy.

      W drzwiach naszej jadalni, w której spędziliśmy tyle tygodni, moi towarzysze podróży rozmawiają po polsku z jakimś tęgim blondynem, który ma minę człowieka zadowolonego z siebie. Przedstawiam mu się. Uścisk dłoni i jak zwykle mrukliwa wymiana nazwisk.

      – Pan wysiada w Montevideo?

      – Tak. Przyjechałem do szwagra. Nie przyszedł. Nie wiem, co się stało.

      Blondyn uśmiecha się pocieszająco,

      – Niech się pan tym nie przejmuje. Być może, że nie wpuszczono go