Odwróć Twój wzrok, niech trochę rozjaśnię oblicze, nim pójdę, by nigdy nie wrócić, do kraju pełnego ciemności, do ziemi czarnej jak noc, do cienia chaosu i śmierci, gdzie świecą jedynie mroki.
Hi 10, 21–22
1. Wilno, 1942
Za każdym razem, gdy Kuba Staśko słyszał pukanie do drzwi, serce zaczynało mu mocniej bić. Bał się. Nie tego, że za chwilę ujrzy gestapo albo jakieś inne służby okupanta, ale obawiał się wizyty Laury Morawińskiej. Czuł lęk na samą myśl, że będzie blisko niej, usłyszy jej głos i popatrzy w oczy. Miał świadomość, że to spotkanie jest nieuniknione, co więcej, wiedział, iż powinien się z nią zobaczyć i poinformować ją o śmierci Tobiasza, ale najchętniej jedynie wysłałby list.
Widywał ją w Zaciszu. Niekiedy w towarzystwie oficera gestapo, Andreasa Wolfa, czasami z jakąś przyjaciółką. Nie podchodził do niej, przeciwnie, starał się jej zniknąć z pola widzenia, gdy tylko dostrzegł, że Laura ma ochotę do niego podejść. Uciekał… Tak, to było właściwe słowo. Czuł się jak człowiek wychodzący z nałogu, któremu nakazano trzymać się z dala od ulubionej używki.
Ona też chyba się bała. Ścigała go wzrokiem, drżały jej usta i gdy tylko robiła krok w jego kierunku, niemal natychmiast się zatrzymywała, jak gdyby czekała na jakiś znak od niego, że nie musi się obawiać i może się chociaż z nim przywitać. Kuby nie obchodziły jej uczucia ani nawet to, że spotykała się z oficerem gestapo, ale nie potrafił jej wybaczyć, iż tak szybko zapomniała o mężu. I o nim.
Niekiedy na krótką chwilę ich spojrzenia spotykały się. Odwracał wtedy wzrok, jakby bał się, że Laura znowu go omota, zniewoli, a potem zniszczy jego duszę, tak jak niegdyś. Dla niej wszystko było zabawą, urozmaiceniem szarego dnia, dla niego – niemal walką o życie. Zbyt długo toczył bój z samym sobą, by teraz się poddać i pozwolić się złamać. Nie chciał, by ponownie zawładnęło nim to chore uczucie. Dlatego odkładał rozmowę z nią w nieskończoność.
Trzy razy był przed domem, w którym niegdyś mieszkali młodzi Morawińscy, ale za każdym razem tchórzył. I mówił sobie, że przyjdzie następnego dnia. Ale kolejnego popołudnia znowu dezerterował. W końcu stwierdził, że ta sytuacja nie może trwać wiecznie i poprosił o pomoc Wieśka Potopka.
– Normalnie pójdziesz, przedstawisz się i powiesz jej, że Tobiasz nie żyje.
– A co, ja posłaniec śmierci jestem, żebym takie nowiny ludziom zanosił? Już Elżuni musiałem powiedzieć, że jej mąż zmarł… To było straszne. – Wiesiek otarł pot z czoła.
– Zapewniam cię, że Laura Morawińska nie jest tak oddaną małżonką, jaką była Ratajska. – Kuba poklepał kolegę po ramieniu.
– Moim zdaniem sam powinieneś, jako przyjaciel Tobiasza, pójść do wdowy… – Potopek był zdania, że Kuba Staśko musi to zrobić osobiście. Uważał, że po prostu inaczej nie wypadało. Zwłaszcza że widywał ją dość często i wiedział, że powróciła do Wilna.
– Wiem, ale coś mnie tak jakoś trzyma, Wiesiek. Dla mnie Laura zawsze oznaczała kłopoty, normalnie mam cykora – odparł zupełnie szczerze Kuba.
– Kochałeś się w niej, ale się już nie kochasz, więc w czym problem? – prychnął Potopek.
– Bo ona ma w sobie coś takiego… – jęknął Kuba i zakrył twarz rękoma.
I wtedy właśnie rozległo się ciche pukanie do drzwi.
– Czego? – warknął Wiesiek, przekonany, iż to jakiś młody kelner dobija się do niego.
On nie miał takich lęków jak Kuba i nie spodziewał się nikogo innego niż pracowników restauracji. Owszem, czasami obawiał się nalotu gestapo, ale oni nigdy cicho nie pukali, jeśli w ogóle to robili.
Drzwi otworzyły się powoli i chwilę potem do pokoju weszła Laura Morawińska. Ze spuszczoną głową stanęła tuż za progiem i międliła w dłoni rękawiczki. Wyglądała przepięknie. Tak jakby trudy wojennej codzienności jej nie dotyczyły. Miała na sobie elegancki jasny płaszcz, ciemnobrązowe pantofle, wyglądające na nowe i drogie, a na głowę nałożyła zielony kapelusz, który zakrywał jej niemal pół twarzy. Usta, w kształcie serca, pociągnęła czerwoną szminką, przez co wydawały się jeszcze większe, niż zapamiętał je Kuba. Usta, które obsypywały jego ciało namiętnymi pocałunkami. I te same, które wypowiadały te wszystkie kłamstwa, które złamały mu serce.
– Zostaw nas samych, Wiesiek – poprosił Kuba.
Potopek podniósł się z łóżka, na którym leżał prawie całe popołudnie, zdjął z wieszaka marynarkę i bez słowa wyszedł z ich kwatery. Kuba, siedzący przy niewielkim stoliku usytuowanym tuż pod oknem, wskazał dłonią drugie krzesło i zapytał zimno:
– Usiądziesz?
Pokręciła przecząco głową i powiedziała cicho:
– Ten człowiek, ten oficer… to znajomy. Poznaliśmy się w Zoppot.
– Dlaczego miałoby mnie to obchodzić? – prychnął Kuba. Po chwili dodał: – Dobrze, że przyszłaś, bo muszę ci o czymś powiedzieć, a knajpa nie jest najlepszym miejscem, by przekazywać podobne wieści.
Podniosła głowę.
– Chciałeś mi powiedzieć, że Tobiasz nie żyje? Wiem o tym…
Nie pytał, skąd wie. Jednak poczuł w tym momencie jeszcze większą niechęć do niej. Jej mąż nie żył, ona o tym wiedziała, a jednak bawiła się w najlepsze w Zaciszu. Pal licho z kim, ale nie wyglądała jak pogrążona w żałobie wdowa.
– Przyszły kwity do tutejszego oddziału NKWD. Jak weszli Niemcy, Andreas zlecił przeszukanie dokumentów i znalazł je… Dlatego wiedziałam, że ty zostałeś przeniesiony do Moskwy, a Tobiasz zmarł. Miałam czas, żeby oswoić się z jego śmiercią, więc nie oceniaj mnie zbyt surowo.
Laura jakby czytała w myślach Kuby. Jakże ona dobrze go znała… Nie wiedział, czy to było przerażające, czy słodkie.
– Po co więc tutaj przyszłaś? – burknął.
– Żeby ci coś powiedzieć… Bardzo się cieszę, że żyjesz. I bardzo żałuję, że Tobiaszowi się nie udało. – Laura wciąż się jąkała.
– A zatem powiedziałaś. Coś jeszcze?
Kuba za wszelką cenę pragnął jak najszybciej uwolnić się od towarzystwa Laury. Jej głos… Jej zapach… To wszystko przypominało mu o chwilach, o których pragnął jak najszybciej zapomnieć.
– Błagam, Kuba… Nie rozmawiaj ze mną w ten sposób. Pozwól mi wytłumaczyć ci… – W jej głosie pobrzmiewała prośba.
– Lauro, problem w tym, że ja w ogóle nie chcę z tobą rozmawiać. Robię to tylko przez wzgląd na Tobiasza. Okłamywałaś nas obu, a kiedy