Roland Benito zapalił lampę na biurku. Krąg światła padł na biały prostokąt papieru, podczas gdy reszta pomieszczenia nadal tonęła w mroku. Zrobiło się późno. Piekły go oczy i powiedział sobie po raz dziesiąty, że powinien już odstawić ten raport i wrócić do domu, ale teraz została mu już tylko jedna strona.
Była to przykra lektura. Życie całej rodziny legło w gruzach z powodu wybuchu gazu. Piętnastoletnia dziewczynka wróciła do domu ze szkoły i zdołała uratować z płomieni brata, ale matka, Jeanette Løkke, spłonęła żywcem. Jeśli Johan Boje naprawdę czuł miłość do tej kobiety, czytanie tych akt musiało sprawiać mu ból. Ale dlaczego je przeglądał, skoro sprawę zamknięto i nie było potrzeby dalej jej badać? I czy to z powodu tej starej sprawy tak brutalnie go zamordowano? Ta myśl nie dawała Rolandowi spokoju. Wiedział doskonale, że nie wyjaśni motywów tego zabójstwa. Jego zadaniem było dowiedzieć się, czy kierowcą samochodu użytego do popełnienia zbrodni był inny funkcjonariusz. Tego dotyczyło jego śledztwo. Niczego innego.
Gdy Karina szła do domu, on uparł się, żeby zostać i przeczytać ten raport, aby dowiedzieć się, czy cokolwiek wskazywało na to, że Johan Boje natrafił na jakiś nowy trop. Na przykład że to było morderstwo, a nie wybuch gazu. Czy zabójca Johana wiedział o jego odkryciu? Może był to kolega z pracy? Ani raport, ani dokumenty z sekcji zwłok nie wskazywały na nic innego niż wypadek. Jeanette Løkke zginęła w wyniku wybuchu gazu i nie było żadnych innych przesłanek.
Roland zamknął raport i odchylił się na oparcie fotela. Gdy zgasił lampę na biurku, pomieszczenie zatonęło w mroku. Po chwili jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, rozświetlonej jedynie światłem latarni ulicznej przy Banegårdspladsen.
Kwatera Niezależnego Organu Odwoławczego Policji znajdowała się w dawnej siedzibie duńskiej poczty i telegrafu, który to budynek wchodził w skład kompleksu należącego do kolei. Wszyscy poszli już do domów i uznał, że i na niego również już czas. Chciał pogawędzić przez chwilę z Irene i może wypić z nią kieliszek wina, zanim położą się spać. Następnego ranka on i Karina mieli ponownie wybrać się do Silkeborga, aby przesłuchać policjantów z tamtejszego komisariatu. Dzisiejszego dnia nie udało im się dotrzeć do wszystkich funkcjonariuszy, a jedyna osoba, która jeździła samochodem przypominającym ten, którego użyto do dokonania przestępstwa, miała akurat wolne, ale spodziewano się jej następnego dnia.
Roland wstał, przeciągnął się i ziewnął. Następnie zdecydowanym ruchem włożył płaszcz i wyszedł, zamykając drzwi za pomocą kodu bezpieczeństwa.
– Siedziałeś wczoraj do późna? – spytała Karina następnego ranka, gdy sięgała po pasy bezpieczeństwa przy siedzeniu pasażera.
Przyglądała mu się badawczo.
– Nie było tak źle – roześmiał się. – Udało mi się przestudiować ten raport.
– O pożarze?
Roland skinął głową i włączył się do ruchu czarną mazdą CX-5 należącą do duńskiej prokuratury. O tej porze dnia ulica, przy której stał budynek kolei w Aarhus, była wyjątkowo ruchliwa.
– Czyli ty też jesteś przekonany o tym, że ta stara sprawa ma coś wspólnego z zabójstwem Johana Boje – stwierdziła ze sceptycznym uśmiechem i zapięła pas.
– Chętnie bym to wykluczył, żebyśmy mogli się skupić na innych wątkach.
– I natrafiłeś na coś?
– Przecież też go czytałaś.
Wpuścił przed sobą żółty autobus, który przywiózł pasażerów na przystanek przed budynkiem dworca. Z autobusu wysypali się ludzie i szli, nie patrząc, gdzie stawiają nogi, bo ich wzrok był utkwiony w ekranach smartfonów. Może od samego rana grali w Pokémon GO i w każdej chwili ryzykowali bycie potrąconym przez samochód. Przesunął stopę na pedał hamulca.
– Tak, też go czytałam i nie znalazłam tam nic, co by mnie zaintrygowało. Z pewnością to czysty przypadek, że ten raport leżał w szufladzie Johana Boje. Podejrzewam, że motywem były raczej miłostki Johana. Powinniśmy szukać funkcjonariusza, którego żona miała romans z Johanem Boje. Zazdrość to najczęstszy motyw zabójstwa.
– Będziemy wiedzieć więcej, gdy porozmawiamy z kolegami Johana.
Roland włączył radio. Pozostałą część trasy pokonali w milczeniu. Gdy minęli most niedaleko jeziora Langsø przy wjeździe do Silkeborga, Roland z przyjemnością przyglądał się promieniom porannego słońca, które odbijały się w wodach rzeki Gudenå. Ponad taflą wody i między trzcinami unosiła się mgła, która świadczyła o tym, że mieli za sobą mroźną i niemal bezwietrzną noc. Karina drzemała. Roland czuł się zadziwiająco rześko. Irene czekała na niego z kolacją, gdy poprzedniego wieczora wrócił do domu. Zjedli razem i wypili parę kieliszków czerwonego wina. Później poszedł na orzeźwiający późnowieczorny spacer z ich owczarkiem niemieckim Angolem i zdawało mu się, że – pomimo mrozu – w powietrzu wyczuł zapach wiosny między drzewami, pod którymi niebieskie krokusy zamknęły na noc swoje kielichy. Po powrocie ze spaceru czuł się podniesiony na duchu. Irene położyła się już do łóżka, ale nie włożyła koszuli nocnej. Kochali się. Westchnął głośno i zerknął na Karinę, ale ta nadal siedziała z zamkniętymi oczami i najwyraźniej nie usłyszała tego westchnienia.
Tym razem nie zjawili się wcześniej niż inspektor Axel Borg. Ten zdążył wydać polecenie, żeby stołówka była gotowa do prowadzenia przesłuchań. Na stole stały plastikowe kubki z brązowymi uchwytami. Zaparzono też dzbanek świeżej kawy.
Pierwszy z przesłuchiwanych przedstawił się jako Benny Lund. To prawda, że był właścicielem ciemnego peugeota, ale był to model 108, a nie 208. Poza tym miał alibi na moment popełnienia przestępstwa, które zostało potwierdzone. Był w szpitalu w Viborgu i siedział na krawędzi łóżka, trzymając za rękę córkę, która trafiła tam z zapaleniem wyrostka robaczkowego. To nie mógł być on.
Frank Toft usiadł za stołem nieco niechętnie. Roland przejrzał jego akta i wiedział, że Frank był kawalerem, co bardzo go zaskoczyło, gdy zobaczył chłopaka na własne oczy. Był to przystojny mężczyzna, który z pewnością sprawiał, że serca kobiet biły szybciej. Wysoki, wysportowany, o mocnej szczęce i wyrazistym podbródku, i o symetrycznych rysach twarzy.
Trzymał w dłoniach kubek kawy, z którego upił łyk, zanim rozsiadł się wygodnie na krześle i spojrzał na nich wyzywająco. Mimo że wyraźnie sprawiał wrażenie, że wolałby znaleźć się gdzieś indziej, odpowiadał na ich pytania ze spokojem, ale nie pamiętał, gdzie się znajdował w chwili zabójstwa.
– Siedziałem w jakimś barze. Nie pamiętam, w którym. Spytałem Johana, czy pójdzie ze mną. Często razem chadzaliśmy na piwo po pracy. Lubił się dobrze bawić.
Mówiąc te słowa, Frank uśmiechnął się, jakby wróciły jakieś dobre wspomnienia.
– Ale Johan powiedział, że musi pracować, bo trafił na nowy trop w sprawie.
– W jakiej sprawie?
– Nie pytałem. Johan nie był moim partnerem i uznałem, że chodzi o sprawę gangu narkotykowego. Parę tropów trzeba było prześledzić bardziej szczegółowo.
– I dokąd pan się udał?
– Krążyłem tu i tam, nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, gdzie byłem – odparł i spojrzał na nich niewinnym wzrokiem.
– Więc nie ma pan alibi na ten wieczór – podsumowała Karina.
– Nie, ale mogę państwa zapewnić, że nie zabiłem Johana. Był moim przyjacielem. Lubiłem z nim chodzić do miasta. W każdym razie kiedyś tak