ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Chodzi o wielką przysługę i wiem, że nie mam prawa prosić cię o to – przyznał niechętnie Andrew Grayson, kierując swój fotel na kółkach bliżej w stronę kominka. Jego blada twarz zdradzała napięcie.
Max Leonelli, finansowy multimilioner w wieku dwudziestu ośmiu lat, który znał Andrew, od kiedy po raz pierwszy przekroczył progi tego domu, gdy miał dwanaście lat, spojrzał na niego uważnie.
– Co tylko chcesz – zadeklarował, bez cienia wahania.
Andrew spoglądał na młodego mężczyznę ze spokojną dumą. Było już zbyt późno, by przyznać, że powinien był poślubić ciotkę Maxa i go adoptować. Siostrzeniec gospodyni pojawił się w jego życiu jako bezdomny nastolatek, przerażony i nieufny po trudnych przejściach. Ale po tych cechach nie pozostał nawet najmniejszy ślad w silnym i wyrafinowanym biznesmenie, jakim stał się Max.
Kobiety za nim szalały. Piękny chłopiec ze spojrzeniem przepełnionym bólem wyrósł na uderzająco przystojnego mężczyznę, o wysportowanym ciele i oczach, które rzucały wyzwanie. Max był twardy, a jego skromne pochodzenie i okropne dzieciństwo nie tylko go wzmocniły, ale także nauczyły bezwzględnej lojalności. Od kiedy pogorszający się stan zdrowia Adrew odsunął go od codziennych stresów międzynarodowego finansowego imperium, Max przejął stery i kontrolę nad firmą. Był to jego chrzest ogniowy i dowiódł, że jest bardziej niż gotów na to wyzwanie.
– Ale chodzi o coś naprawdę szczególnego i to ci się nie spodoba – ostrzegł go Andrew.
Max spojrzał na niego lekko zdezorientowany, bo Andrew zwykle przechodził od razu do rzeczy.
– Słucham więc…
Andrew wziął głęboki oddech.
– Chciałbym, żebyś poślubił moją wnuczkę.
Ciemne oczy zalśniły niczym topaz w płomieniach ognia na kominku. Max spojrzał na starszego pana ze szczerym, zdumionym niedowierzaniem.
– Twoja wnuczka jest przecież w klasztorze, w Brazylii.
– Tak, i chciałbym, żebyś ją poślubił. To jedyny sposób, w jaki mogę o nią zadbać, gdy mnie już nie będzie – stwierdził Andrew z przekonaniem. – Powinienem był to przewalczyć z jej ojcem, gdy nie pozwalał, bym do niej pojechał, ale aż do zeszłego roku miałem nadzieję, że Paul wróci do domu. Sądziłem, że będzie mógł przejąć firmę i nie chciałem występować przeciw niemu. Ostatecznie to była jego córka, nie moja. Miał prawo decydować o tym, jak ją chciał wychowywać.
Max zorientował się, że od dłuższej chwili wstrzymywał oddech. Miał poślubić dziewczynę, której nigdy nie spotkał? Kobietę wychowaną w klasztorze, która nie mieszkała w Anglii? To była naprawdę dziwna prośba, ale też jedyne poważne poświęcenie, o jakie kiedykolwiek Andrew go poprosił. I to była prawdopodobnie ostatnia prośba, bo Andrew umierał. Na tę myśl Maxa zapiekły oczy, jakby się zanadto zbliżył do ognia.
– Tia jest wszystkim, co mi pozostało. Moją jedyną żyjącą krewną – przypomniał mu Andrew, głosem przepełnioną żałobą za utraconymi synami.
Minęły już trzy lata, od kiedy jego starszy syn, Steven, umarł bezdzietnie. A zaledwie dwa miesiące temu Andrew dowiedział się o śmierci swojego młodszego syna, Paula, który zmarł nagle na atak serca w Afryce. Tia była jego jedyną córką, owocem krótkiego małżeństwa z brazylijską top modelką.
– Powinna się stać częścią naszego życia już dawno temu – westchnął Andrew.
– Tak – przyznał Max, zastanawiając się, jak niewiele wiedział o jej ojcu. Był młodszy od synów Andrew o jedno pokolenie. Znał tylko Stevena, który pracował dla ojca przez lata, sumiennie, ale bez szczególnego entuzjazmu. Paul, jak mu mówiono, był o wiele bardziej bystry i obiecujący, jako przyszły następca, ale zostawił firmę dość szybko i postanowił poświęcić się pomaganiu innym, zrywając więzy z ojcem i ze światem biznesu. Dla szykownej żony Paula ta sytuacja szybko stała się nie do zniesienia i porzuciła męża oraz małą córeczkę, odchodząc z bogatym Włochem. Paul, nie zastanawiając się zbytnio, umieścił córkę w klasztorze i nadal poświęcał się wyczerpującej pracy dla biednych w najtrudniejszych warunkach, jakie mógł znaleźć.
– Dlaczego chcesz, żebym ją poślubił? – spytał Max łagodnie.
– Zastanów się – tłumaczył Andrew. – Ona nic nie wie o naszym świecie, a z dnia na dzień stanie się bogatą dziedziczką. To by było jak rzucić niewinną owieczkę na pożarcie rekinom. Będzie desperacko potrzebować kogoś, kto będzie się o nią troszczył i pomoże jej, aż sama stanie na nogach.
– Nie jest już dzieckiem – zauważył Max. – Ma już… ile? Dwadzieścia jeden lat?
– Prawie dwadzieścia dwa – przyznał Andrew. – Ale potrzebuje bezpiecznej przystani w tym nieubłaganym świecie finansów. Ty możesz jej do zapewnić.
– Być może jest w stanie poradzić sobie lepiej, niż myślisz.
– Wątpię, a ponieważ grube tysiące miejsc pracy zależą od stabilności moich firm, nie mogę podejmować takiego ryzyka. Im także jestem winien opiekę i bezpieczeństwo. Tia będzie narażona na wszelkich łowców łatwych fortun. Rozmawiałem ostatnio z matką przełożoną. Obawiałem się, czy nie będzie chciała zostać zakonnicą, ale najwyraźniej nigdy o tym nie wspominała.
– Dlaczego więc wciąż mieszka w klasztorze, choć jest już pełnoletnia? – spytał Max ze zdziwieniem.
– O ile dobrze rozumiem, pracuje tam. Nie sądź jej zbyt surowo, Max. Nigdy nie znała innego życia. Paul tak naprawdę zawsze chciał mieć syna. Córka była dla niego zmartwieniem i rozczarowaniem. Miał obsesję na punkcie trzymania jej z dala od złych wpływów współczesnego świata. Być może wierzył, że jako zakonnica poświęci się pracy misjonarskiej, podobnie jak on.
– Ale tego nie zrobiła – stwierdził Max, podchodząc do stolika z alkoholami i nalewając sobie whisky.
Doskonale rozumiał, co Andrew miał na myśli. Jako dziedziczka finansowego imperium Graysonów, Tia będzie bacznie obserwowana i każdy będzie się starał przeciągnąć ją na swoją stronę. Wiedział o tym, bo i on znalazł się w tej sytuacji, jak tylko zarobił swój pierwszy milion. Wiedział, co to znaczy podobać się wyłącznie ze względu na swoje bogactwo. Nie miał wątpliwości, że wszystkie kobiety, które uganiały się za nim i mu schlebiały, robiłyby dokładnie to samo, nawet gdy byłby stary i brzydki.
– Na szczęście! Gdyby tak się stało, wszystko, na co poświęciłem całe moje życie zostałoby sprzedane i przekazane na ten klasztor, gdyby była jedną z jego sióstr. Chciałbym, abyś ją poznał…
– Oczywiście – uśmiechnął się Max. – Ale nie muszę w tym celu się z nią żenić.
– Jak ty nic nie rozumiesz – westchnął Max. – Przecież to oczywiste, że chciałbym zostawić mój majątek wam obojgu.
– Nam obojgu? – powtórzy Max, nie dowierzając.
– Jako małżeństwu. Jeśli weźmiecie ślub, Tia i ty staniecie się rodziną, a moje imperium w całości będzie wasze. Wiem też, że niezależnie od tego, co będzie między wami, będziesz chronił moją wnuczkę, gdy mnie już zabraknie, i dbał o jej interesy jak o własne. Ufam ci. Tylko ciebie mogę prosić o coś takiego.
– Nie mówisz poważnie – wykrztusił Max, któremu nigdy przez myśl nie przeszło, że mógłby odziedziczyć cokolwiek po Andrew.
– Jak najpoważniej – zapewnił go starszy pan. – Sporządziłem już testament.
– W ten sposób chcesz mnie przekupić, żebym poślubił twoją wnuczkę? – spytał coraz bardziej zaskoczony.
– To nie łapówka. Powiedzmy… wynagrodzenie. Wiem, że dużo cię będzie kosztowało zrezygnowanie z tej twojej wolności, którą tak bardzo sobie cenisz. Wiem, że nie zamierzałeś się tak szybko ustatkować. Nie wiemy też, jaką kobietą stała się Tia po tym dziwnym wychowaniu, jakie musiała odebrać w klasztorze. Na pewno bardzo się