Patrzę, jak znikają za rogiem budynku, a wtedy odczuwam ulgę.
– Co to miało być? – pyta Lizz.
– Nie mam pojęcia, nie podobają mi się ci chłopacy. – Chwytam swoje walizki i wchodzę do budynku.
– Daj spokój, chcieli zbadać teren. – Lizz dogania mnie pod windą.
Tak, w naszym budynku jest winda. Nie dziwcie się, w końcu to jedna z najbardziej elitarnych szkół. Wchodzimy do wspólnego salonu, gdzie siedzą dwie inne dziewczyny. Wyglądają jak jakieś damy. Ubrane w eleganckie sukienki, a buty… O takich marzy każda dziewczyna. Nie mówię, że nie stać mnie na takie rzeczy, ale ludzie, one kosztują ponad dwa tysiące funtów. Przeciętny człowiek musiałby oddać jedną swoją wypłatę, aby je sobie kupić. A gdzie życie? Wiem, że te dwie mają kasy jak lodu. Zauważają nas i wstają.
– Cześć, jestem Kim – wita się z nami czarnowłosa dziewczyna.
– A ja jestem Erin – przedstawia się druga. – Będziemy razem dzielić ten pokój, kuchnię i łazienkę, czyli od dziś jesteśmy współlokatorkami.
– Miło nam was poznać, jestem Lexi, a to jest Lizzi.
Uśmiechają się do nas szczerze.
Chwilę rozmawiamy, po czym rozstajemy się, rozchodząc się do swoich pokoi.
*
– Nie rozpakowuj się zbytnio, jutro chcę kupić farby – informuje mnie Lizz. – Wyjmij tylko to, co jest ci najbardziej potrzebne. Pomalujemy najpierw pokój.
– Oszalałaś, mnie wcale nie przeszkadza ten kolor. – Wskazuję ręką na białe, gołe ściany.
– Kochana, tobie to wszystko się podoba – karci mnie moja przyjaciółka.
– Chcesz mnie skazać na spanie w pokoju pełnym smrodu farb? – pytam oskarżycielsko.
– W salonie jest kanapa, ja mogę tu spać. – Jasne, zawsze znajdzie wyjście.
– Jaki kolor? – pytam. – Ostrzegam, nie chcę żadnych jaskrawych.
– Myślałam o kolorze lawendy. – Uśmiecha się do mnie promiennie. Wie, że już mnie ma.
– Dobra, dasz radę w jeden dzień? – dopytuję.
– Z twoją pomocą zawsze – śmieje się.
– Co planujecie? – Przez otwarte drzwi do naszego pokoju wchodzi Kim. – Nie podsłuchiwałam, drzwi są otwarte. – Uśmiecha się lekko skrępowana.
– Lizz będzie jutro malowała nasz pokój.
Oczy Kim zaczynają błyszczeć. Cholera, gdzieś już widziałam taki błysk. Dobra, nieważne.
– Mogę wam pomóc? – Zaskakuje nas tym pytaniem.
– Jasne, im więcej rąk do pracy, tym lepiej.
Uzgadniamy jutrzejszy plan działania i Kim znika.
*
Wybieram się z samego rana po zakupy na śniadanie, bo lodówka świeci pustkami. Przy okazji rozglądam się po okolicy. Zaskakuje mnie widok tej samej grupki chłopaków co wczoraj. Siedzą w małym parku przy akademikach. Omawiają coś żywo, ale całe szczęście nie dostrzegają mnie. Pan boski wygląda dziś niesamowicie. Ma potargane włosy, jakby dopiero co wstał z łóżka. Obcisła koszulka eksponuje jego umięśnioną klatę. Boże, czy ja się właśnie ślinię? I to na kolesia, który był w stosunku do mnie arogancki? Dał mi jasno do zrozumienia, że mam się trzymać z dala od niego.
Kiedy wracam po zakupach tą samą trasą, ich już nie ma w tym miejscu. Czuję przyjemną ulgę, ale i pewne ukłucie żalu. Ja chyba oszaleję.
*
Śniadanie zrobione, nawet nasze współlokatorki skorzystają, bo w całym tym rozkojarzeniu przygotowałam zbyt dużo jedzenia.
– Wiesz, że cię kocham? – pyta, wchodząc do kuchni, Lizz. – Te zapachy roznoszą się wszędzie.
– Wreszcie wstałaś, mamy dziś sporo planów. – Klepię miejsce obok siebie, a ona na nim siada. – Najedz się, bo zapowiada się bardzo długi dzień.
– Och, te zapachy mnie zabijają. – Dołącza do nas Kim, przeciągając się.
– Częstuj się, wystarczy dla każdego – zapraszam ją.
– Od dziś jesteś moją idolką – śmieje się Kim, zajadając jajecznicę z pomidorami. Przy każdym kęsie wydaje z siebie dziwne dźwięki.
Po kilku minutach dołącza do nas Erin. Wszystkie, najedzone i wyszykowane, ruszamy na poszukiwanie farb do naszych pokoi. Tak, dobrze słyszeliście, farb. Kim z Erin też chcą pomalować swój pokój. Ochoczo wybieramy odpowiednie dla nas kolory. My z Lizz wracamy z melancholijną lawendą, a Kim i Erin z pudrowym różem.
– Może powinnam poprosić o pomoc mojego brata i jego świtę – zastanawia się Kim.
– Lepiej nie, oni są dość specyficzni, a dziewczyny mają jeszcze czas na poznanie ich. – Coś dziwnego jest w głosie Erin, gdy o nich mówi.
– Może i masz rację, oni są tu prawem – zgadza się z nią Kim.
Słyszałam już gdzieś to słowo. Cholera, tylko nie pamiętam gdzie.
– Nie wszystkim musi się spodobać to, co oni robią – oznajmia Erin.
Zabieram się za malowanie, bo nie chcę tego przedłużać. To ma być szybka robota. Po godzinie pracy ja i Lizz pomagamy dziewczynom. One nie mają o tym zielonego pojęcia, po dziesięciu minutach są całe w farbie i nie mówię tu tylko o ubraniach. Chodzi głównie o włosy. Po kolejnej godzinie jako tako wykonanej roboty wszystkie, umorusane, opadamy na kanapę.
– To była niesamowita zabawa – odzywa się Kim.
– Coś czuję, że razem stworzymy idealny team – śmieje się Erin.
– No, fantastyczna czwórka z nas – dołącza do niej Lizz.
– Dobre, dobre – popiera tę nową nazwę Erin. – Od dziś jesteśmy fantastyczną czwórką zajebistych lasek.
– Lepiej nie rzucać się w oczy – upomina ją Kim, na co Erin szybko poważnieje.
– Masz rację, przynajmniej przez miesiąc. – Erin kiwa głową.
Coś tu się dzieje i to dość dziwnego.
*
Budzę się obolała na kanapie w salonie. Nie mogłam tamtej nocy spać w naszym pokoju, bo ten zapach przyprawiał mnie o mdłości. Oczywiście Lizz została, tej kobiety nic nie rusza. Przeciągam się na kanapie, gdy słyszę szepty.
– Powiedz im lepiej, żeby były niezauważalne. – To chyba dziewczyny rozmawiają między sobą. – Wiesz, że zawsze biorą te nowe, młode, nieświadome.
– Daj spokój, na pewno nie są szarymi myszkami. – To chyba Kim.
– Ale Lexi jest bardzo ładna, a wiesz co… – Erin nie może dokończyć, bo Kim trzaska drzwiami, po czym kieruje się do kuchni.
Wiedziałam, że coś się tu dzieje. Pytanie tylko, co to może być?
*
Wędruję po ścieżkach kampusu, szukając budynku, w którym mają się odbyć pierwsze zajęcia. Na ławce siedzi jakiś chudy chłopak, więc podchodzę do niego.
– Cześć, nie wiesz może, gdzie znajdę budynek 4D? – pytam.
– Masz go przed sobą. – Śmieje się. Podnosi na mnie swój wzrok, a