Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet. C.J. Roberts. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: C.J. Roberts
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-342-9
Скачать книгу
się i sięgnął po mydło. Zamarł na chwilę pod wpływem dotyku jej dłoni na plecach. Westchnął głęboko. Ciągle rozpalony po orgazmie nie miał już energii na kłótnie czy walki.

      Spiął się, gdy podeszła bliżej. Zacisnął powieki, gdy przesuwała palcami po poszarpanych białych liniach znaczących jego tył. Skórę wciąż miał zaczerwienioną po polewaniu jej ukropem i wiedział, że przez to blizny są jeszcze lepiej widoczne. Livvie nie była pierwszą osobą, która je widzi. Nie wstydził się ich i nie krył swojego ciała przed kochankami. Nigdy jednak o tym nie rozmawiał, przenigdy.

      – Co się stało?

      Szept był bardzo cichy. Caleb mógłby go nie usłyszeć, gdyby nie spodziewał się tego pytania.

      – Popierdolone dzieciństwo się stało – powiedział beznamiętnie.

      Czuł oddech Livvie wędrujący po jego skórze. Całowała jego blizny.

      Trzy

      Livvie wsiadła do samochodu i trzasnęła drzwiami. Próbowała to ukrywać, ale Caleb doskonale widział, jak się krzywi i masuje obojczyk.

      – Szczęśliwa? Dałaś drzwiom nauczkę? – kpił z niej, łagodnie się podśmiewając.

      Zmrużyła oczy, patrząc na niego. Jej gniew był dobrze widoczny.

      – Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłeś tym ludziom, Caleb. Jesteś… Zresztą, nieważne. Możemy już ruszać?

      Gniew Caleba, wcześniej stłumiony pod wpływem niespodziewanego orgazmu, teraz rozgorzał na nowo.

      – A w co dokładnie nie możesz uwierzyć? – warknął, wpychając klucz do stacyjki skradzionego samochodu. – W to, że uratowałem cię z rąk niedoszłych gwałcicieli, którzy omal cię nie zabili? A może w to, że wiele ryzykując, porwałem lekarza, żeby ci pomógł? Wyjaśnij mi, w co dokładnie nie dowierzasz, ponieważ chciałbym wiedzieć na przyszłość, czego więcej nie powinienem dla ciebie robić. – Zmienił bieg i ruszył. Przez chwilę miał zupełnie w nosie, czy Livvie zdążyła się przypiąć pasami.

      Zapadła cisza.

      Caleb wbił się głębiej w fotel, zadowolony. Przecież ich nie zabił. Lekarz i jego żona mogli nadal żyć jak dawniej. Livvie z przerażeniem odkryła, że zostawił ich zeszłej nocy przywiązanych do krzeseł w jadalni. Pomijając fakt, że nie mogąc skorzystać z toalety, zmoczyli się, co było obrzydliwe, nic im nie dolegało. W innej sytuacji nie zostawiłby ich w tak dobrym stanie. Caleb zastanawiał się, jak Livvie wtedy by zareagowała.

      – Dziękuję – wymamrotała z fotelu pasażera.

      – Za co? – dopytywał Caleb, wciąż zirytowany.

      – Za uratowanie życia. Nawet jeśli teraz przez ciebie znowu będzie zagrożone – wyszeptała.

      Caleb nie potrafił nic na to odpowiedzieć. Przecież dokładnie to zamierzał uczynić. Zawieźć ją do Tuxtepec, oddać w ręce Rafiqa, wyszkolić, sprzedać… utracić ją na zawsze.

      I zabić Vladka. Nie zapominaj o tym.

      Ta myśl nie uśpiła rodzących się w nim wyrzutów sumienia. Robiło mu się ciężko na duszy, a w głowie panował bałagan. Mimo to nie mógł sobie pozwolić na okazanie słabości. Cała jego wewnętrzna walka musiała pozostać w ukryciu.

      – Nie ma za co, Kotku – zadrwił.

      Kątem oka zobaczył, jak ociera łzę i strzepuje ją na podłogę samochodu. Rujnujesz mi życie!

      Pod prysznicem szło im znacznie lepiej; wszystko było łatwiejsze, gdy istnieli tylko oni dwoje, a cały świat zewnętrzny wydawał się nieistotny i zbyt odległy, by dotarły do niego myśli Caleba. Teraz jednak, w samochodzie, świat znowu im towarzyszył, a dla odmiany Kotek jakby się oddalała.

      Po tym, jak dała mu więcej przyjemności, niż kiedykolwiek miał – i to ręką, niczym więcej – cieszył się możliwością namydlenia jej skóry i obserwowania strużek wody obmywającej jędrne szczyty jej sutków oraz zbocza jej opalonego brzucha i bioder, by zniknąć za ciemnym trójkątem między udami. Tam również jej dotknął, przeczesując palcami jej niezbyt bujne owłosienie, by poczuć, jak jej śliskie ciało otwiera się, zapraszając go do środka. Czuł się, jakby rozchylał płatki kwiatu, różowe i pełne życia, błyszczące od rosy i pożądania.

      Uklęknął przed nią jak przed boginią. Otworzyła się przed nim, głodna, spragniona. Każdy jego zmysł skupiony był na niej. Czuł zapach jej pożądania, widział skórę ciemniejącą od napływającej krwi, pod opuszkami palców czuł drżenie, a do jego uszu docierały ciche jęki. Błagała go, by jej posmakował. Zaczął powoli lizać jej maleńki pączek.

      Och! Jak bardzo go wtedy pragnęła.

      Rozsunęła jeszcze szerzej nogi, złapała go za włosy i przyciągnęła bliżej.

      – Błagaj – wyszeptał w jej skórę.

      – Błagam, Caleb. Błagam, liż mnie.

      Posłuchał i dał jej jedno, długie liźnięcie po rozchylonych płatkach.

      – Proszę, jeszcze. Proszę – zaszlochała.

      – Powiedz, że chcesz, bym wylizał twoją cipkę.

      Szarpnęła go mocniej za włosy.

      – Caleb! – zawołała.

      – Powiedz to. Chcę usłyszeć, jak mówisz sprośne rzeczy.

      Zawahała się. Jej biodra zakołysały się w stronę jego ust, ale nie dał jej nic prócz pocałunków samymi ustami.

      – Proszę, Caleb. Wy-wyliż moją… cipkę.

      Nic i nigdy bardziej go nie podniecało. Rozsunął jej nogi szeroko, opierając uda o swoje ramiona, a potem przycisnął twarz do jej cipki. Czy ją lizał? Raczej pożerał.

      Ból najwyraźniej przestał być dla niej problemem, bo kołysała się i wyginała przy jego chciwych ustach. Jej dłonie przytrzymywały jego głowę, przyciskając ją mocniej, domagając się więcej i więcej, choć dawał jej tak wiele.

      Kiedy wreszcie doszła, jej cipka zassała jego język. Mokre, pulsujące, trzepoczące ciało. Jej soki wypłynęły do jego ust, a on nie tylko wypił ten pyszny nektar, lecz próbował też wycisnąć go więcej z jej ciała jeszcze długo po tym, jak poprosiła go, by przestał.

      Ale to było wtedy, a teraz to co innego.

      Caleb westchnął ciężko, sfrustrowany takim obrotem spraw. Bardziej niż zachowanie Kotka martwiła go perspektywa zbliżającej się wizyty Rafiqa. Próbował wcześniej się do niego dodzwonić, kiedy Kotek się ubierała i czesała włosy, ale nie doczekał się odpowiedzi. Caleb mógł tylko zgadywać, czy Rafiq zdążył już wyruszyć w drogę czy po prostu go ignorował. Miał nadzieję, że chodzi o to drugie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował po niewątpliwie bardzo długiej i męczącej podróży samochodem, była konfrontacja z Rafiqiem.

      Łączyły ich relacje bardziej niż skomplikowane. Rafiq był kiedyś dla Caleba opiekunem, przyjacielem. A teraz? Rafiq nazywał go swoim bratem, ale był kimś znacznie więcej. Miał w swoich rękach władzę nad Calebem, z czym ten nigdy nie czuł się komfortowo. Caleb jako nastolatek był trudny. Po zabiciu Narweha zostało mu mnóstwo strachu, który zmienił się w gniew. Zdarzały się momenty, kiedy się kłócili, a wtedy dostrzegał w Rafiqu rzeczy, których nigdy nie chciał zobaczyć.

      Rafiq nie powstrzyma się przed niczym na drodze do osiągnięcia swoich celów. Wszystkich dało się zastąpić; każdy mógł zostać poświęcony dla sprawy. Gdyby stało się to konieczne, Rafiq mógłby zabić też Caleba, więc musiał