Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet. C.J. Roberts. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: C.J. Roberts
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-342-9
Скачать книгу
twardsza; on sam wiedział najlepiej, że brutalna rzeczywistość potrafi szybko otrzeźwić nawet największego optymistę. Pierwszym krokiem było przekazanie Livvie prawdy na temat jej przyszłości, ale teraz musiał zrobić krok dalej. Musiał sprawić, że zrozumie. Dla nich dwojga nie było żadnej przyszłości.

      – Sugeruję, żebyś wykorzystała ten czas na zastanowienie się nad powagą twojej sytuacji. Wybaczam ci ucieczkę, ale tylko dlatego, że los już cię za nią pokarał. – Caleb nie odwracał wzroku od drogi; nie zamierzał pokazywać po sobie, że wie, jak ją tymi słowami rani. Echo jej bólu wydawało się przetaczać po jego ciele. A przynajmniej w to chciał wierzyć: że to echo.

      Przypomniał sobie dotyk jej ust na bliznach. Dziewczyna całowała moje blizny, a ja naznaczyłem ją jej własnymi.

      – Nadal zamierzasz wykonać plan? – zapytała głosem pełnym bólu, ale też gniewu i determinacji.

      Powtarzał sobie raz po raz: ona już knuje zemstę. Nigdy nie żywiła do ciebie żadnych uczuć. Jeśli będzie wystarczająco często to sobie wmawiał, wreszcie przyjmie to za prawdę. Dlatego powtarzał te słowa jak mantrę. Ona tobą pogrywa. Czeka tylko na moment, kiedy będzie mogła się ciebie pozbyć.

      – Nigdy nie powiedziałem, że nie zamierzam, Kotku. Niczego ci nie obiecywałem – odparł Caleb ostrym, nieugiętym tonem.

      Musiał ostatecznie pogrążyć wszelkie jej nadzieje na ich wspólną przyszłość. Tylko w ten sposób popchnie sprawy do przodu i zapewni jej przetrwanie. O twoje przetrwanie też tu chodzi.

      Caleb spodziewał się w każdej chwili odgłosów płaczu. Tak wyglądał ich taniec: ona z nim walczyła, on ją ranił, ona płakała… on czuł się jak gówno. Zaskoczyło go, gdy odpowiedziała hardo:

      – Obiecałeś mi, że jeśli będę słuchać twoich poleceń, zawsze lepiej na tym wyjdę. Nadal w to wierzysz, Caleb? Naprawdę myślisz, że w seksualnej niewoli będzie mi lepiej?

      – Tego już nie cofniesz – oznajmił.

      – Pierdol się – rzuciła.

      Oprócz wyrzutów sumienia palił go jeszcze gniew. Obiecał jej coś, owszem, ale nie to, co jej się wydawało.

      – Zamierzam nauczyć cię, jak to przetrwać. Moim celem od początku było zapewnienie ci tego, czego potrzebujesz. W tym sensie tak, obiecałem ci coś – syknął. – I obietnicy dotrzymam. Ale złożyłem też inne obietnice komuś, kto zasłużył na moją lojalność.

      – Czy ja też mam zasłużyć na twoją lojalność, Caleb? – zapytała szyderczo. – Dlaczego? A co z moją lojalnością? Co ty zrobiłeś, żeby na nią zasłużyć?

      Caleb zacisnął szczęki.

      – Jesteś gorszy do tamtych bandziorów – prychnęła, a jej ciało napięło się, gotowe do ataku. – Oni przynajmniej wiedzieli, że są potworami. A ty jesteś żałosny! Jesteś potworem, który wyobraża sobie, że jest kimś innym.

      Caleb poczuł, jak wzdłuż jego kręgosłupa wędruje fala gorąca i rozlewa się aż po palce. Zacisnął je na kierownicy, aż mu knykcie zbielały. Odruchowo chciał dziewczynę uderzyć; uwolnić rękę i wymierzyć Kotkowi policzek. Tylko co by tym udowodnił? Jedynie to, że miała rację, co oczywiście było prawdą. Tylko prawdziwy potwór mógłby zrobić to, co on zrobił. Tylko potwór mógłby mieć takie instynkty, tylko potwór mógłby pozostać obojętny na swoją naturę albo próbować ją racjonalizować.

      – Wiem, kim jestem – powiedział spokojnie. – Zawsze wiedziałem.

      Szybko otaksował ją spojrzeniem. Opadła z powrotem na fotel, ale jej spojrzenie nadal pełne było jadu.

      – To właśnie ty myślisz inaczej – stwierdził Caleb. Widział, że Kotek się wzdryga. Jego słowa najwyraźniej ją uraziły, ale powiedział prawdę. Prawda bolała ich oboje. Dziewczyna widziała w nim kogoś innego, kogo uznała za lepszego. Przez chwilę on też podzielał jej życzenia. Dopiero gdy stracił to przekonanie, zdał sobie sprawę, jak wiele dla niego znaczyło. Nikt nigdy nie uważał go za człowieka zdolnego do czegoś więcej, a on właśnie skrzywdził jedyną osobę, która tak myślała.

      Nie miało to większego znaczenia. Chciał powrócić do czasów, kiedy jeszcze się nie znali, kiedy jego życie było czarno-białe, a szarość nieistotna. Tęsknił za tą prostą egzystencją, wolną od moralnych dylematów, wyrzutów sumienia, wstydu, wszechogarniającego pożądania, a także najgorszego z grzechów – marzeń. Pragnął znowu móc położyć się do łóżka, wiedząc dokładnie, czego się spodziewać po przebudzeniu. Chciał, żeby Kotek zniknęła z jego życia i jego myśli.

      W zamkniętej przestrzeni samochodu panowała cisza, wymowna cisza. Caleb cieszył się, że może patrzyć przez okno na znikające pod kołami samochodu kilometry, oddalające ich coraz bardziej i bardziej od wydarzeń pod prysznicem, od ich wyznań i wszelkich złudzeń co do czekającej ich przyszłości.

      Po jakimś czasie wreszcie wjechali na wybrukowane, miejskie drogi. Otoczyła ich cywilizacja. Uwadze Caleba nie umknął moment, w którym Kotek się wyprostowała, a jej wzrok zaczął rejestrować wszelkie szczegóły okolicy. Podniosła zdrową rękę i przycisnęła dłoń do szyby.

      Caleb przełknął głośno ślinę i zignorował zachowanie dziewczyny, patrząc przed siebie.

      Słońce świeciło jasno, wypalając resztki porannego chłodu. Caleb wyciągnął rękę i włączył klimatyzację. Opuściłby szybę, gdyby wokół nie znajdowało się tylu ludzi zdolnych usłyszeć wołania o pomoc. Samochodu też będzie musiał się pozbyć, na wypadek gdyby lekarz nie dotrzymał słowa i Federalni już ich poszukiwali. Miał przy sobie kilkaset dolarów amerykańskich, a dzięki doktorkowi także kilka setek meksykańskich peso. Nie wystarczyłoby do przekupienia policjanta, ale z pewnością mieli dość, by zadowolić przeciętnego cwaniaczka sprawiającego kłopoty. Bez względu na to i tak musieli jak najszybciej dotrzeć do Tuxtepec. Caleb wjechał na rondo i wybrał zjazd prowadzący do Chihuahua. Będzie musiał się zatrzymać bliżej miasta i zdobyć wszystko, czego potrzebował.

      – Nie przekonam cię do zmiany zdania, prawda? – Wypowiedziane cicho słowa sprawiły, że Caleb wrócił myślami do samochodu. Nie chciał więcej tego robić. Nie chciał więcej rozmawiać. – Nie ma już odwrotu, prawda? Naprawdę zamierzasz na to pozwolić… czyż nie?

      – Spróbuj się zdrzemnąć, Kotku – powiedział drewnianym, beznamiętnym głosem. – Mamy przed sobą długą drogę.

      Nie dawała za wygraną, chociaż mówiła swobodnym tonem, jakby tylko myślała na głos, nie spodziewając się odpowiedzi:

      – Przyznaję… z początku myślałam… – Wzruszyła ramionami. – Naprawdę myślałam, że jesteś moim rycerzem w lśniącej zbroi. Głupie, wiem.

      Jej ironiczny smutek, gdy powtarzała słowa Caleba, miał wzbudzić w nim wyrzuty sumienia. On jednak starał się ją ignorować. Nie chciał dawać dziewczynie satysfakcji i dać się wciągnąć w kolejną sprzeczkę.

      – Zszokował mnie twój widok, gdy po mnie wróciłeś. Zszokowało mnie to, że… widziałam w tobie potwora. Przerażałeś mnie. Ale teraz? Teraz nie wiem już, co czuję – wyszeptała.

      Caleb mocniej zacisnął jedną dłoń na kierownicy, a drugą włączył radio, zalewając wnętrze głośną muzyką.

      Kotek odwróciła się w jego stronę, a jej rozmarzone spojrzenie sprzed chwili zastąpiły zmrużone oczy i zaciśnięte usta. Wyciągnęła rękę i wyłączyła radio.

      – A więc tak wygląda twoja odpowiedź?

      Caleb wziął głęboki wdech i spróbował pohamować gniew.

      – Myślisz,