ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Wybieranie potencjalnego dawcy przypominało grę w ciemno. Ciemne włosy, brązowe oczy, wzrost sto siedemdziesiąt osiem centymetrów, dowiedzieli się jeszcze, że dawcą był student. Decyzja o banku dawców była dla nich trudna, zwłaszcza dla Grześka. Głównie ona mówiła i decydowała, on tylko kiwał głową.
– Jak się czujesz? – Ujęła go za rękę, kiedy wreszcie wyszli od lekarza.
– Okropnie, – westchnął zmęczony, – to przypominało przebieranie wśród pomidorów na straganie… ten nie, bo nie taki wzrost, ten nie, bo zbyt jasny kolor włosów…
– Chciałam, żeby było jak najwięcej twoich cech, – przystanęła, i przytrzymała go za rękę, chciała, żeby na nią spojrzał – chcę, żeby dziecko, miało nasze cechy.
– Wiem… rozumiem, ale nic nie poradzę, że czuje się jakbym kupował owoce na targu.
– To minie – objęła go – kiedy na świecie pojawi się dziecko, zapomnimy o tym… ono będzie nasze… tylko nasze.
– Zostań ze mną, – Grzesiek ją przytulił – chciałbym poczuć, że nie jestem do niczego.
– Nie jesteś – spojrzała zaskoczona – jak możesz tak mówić. Jesteś wspaniałym człowiekiem, najlepszym jakiego znam i bardzo cię kocham.
– Ja ciebie też. – W głosie wyczuwała dławiące o tłumione łzy.
– Jedźmy do domu. Tam porozmawiamy… i pokażę ci, ile dla mnie znaczysz. – Pociągnęła go w kierunku zaparkowanego niedaleko samochodu.
W domu starała się zrobić wszystko, żeby zapomniał o „bazarowym handlu” jak to określił po wyjściu z kliniki.
– Muszę wpaść do pracy. – Sięgnął po spodnie i koszulę.
– Dzisiaj? – Była zupełnie zaskoczona. – Mówiłaś, że wziąłeś wolne.
– Niedługo wrócę, – nachylił się i pocałował ją delikatnie – muszę sprawdzić, czy system działa, ostatnio mamy z nim problemy.
– Szkoda… myślałam, że spędzimy ten dzień razem.
– Niedługo wrócę.
– Czekam na ciebie. – Uśmiechnęła się, kiedy wychodził z sypialni. Chwilę później usłyszała zamykane drzwi. Wstała, założyła szlafrok i poszła do kuchni. Chciała pomyśleć, wiedziała, że ze wszystkimi obawami została całkiem sama.
Telefon uporczywie dzwonił, w końcu zlokalizowała go w torebce.
– Słucham.
– Cześć, – usłyszała głos Baśki – możemy się spotkać? Mam sprawę i nikogo, kto mógłby mi doradzić.
– Jestem w domu, – Kaśka poprawiła kosmyk włosów, który opadł na twarz, – jeśli masz czas, zapraszam.
– Przyjadę, – w głosie usłyszała ulgę – dzięki.
– Robię kawę, do kawy też coś się znajdzie. – Rozłączyła się.
Pół godziny później usłyszała dzwonek. Poszła otworzyć, czekając na Basię zdążyła się ubrać i zaparzyła kawę.
– Cześć, – uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła ją w progu – musi to być coś pilnego, skoro w środku tygodnia potrzebujesz rady.
– Powiedz, jeśli przeszkadzam… – Baśka zmieszała się.
– Nie żartuj… nie mam nic do roboty. – Wskazała ręką kuchnię. – Grzesiek poszedł do pracy, spokojnie możemy posiedzieć i pogadać, nikt nie będzie przeszkadzał.
– Chodzi o mój powrót na uczelnię, powinnam złożyć dokumenty, ale nie wiem, czy to faktycznie dobry pomysł…
– Dobrze, że się zdecydowałaś, – postawiła na stole filiżankę z kawą, – nie rozumiem tylko obiekcji.
– Mówiłam ci… – ściszyła głos, jakby się bała, że ktoś jeszcze usłyszy – jestem chyba za stara na studiowanie.
– Nie żartuj! – Kaśka zaczęła się śmiać. – Przypuszczam, że wcale nie będziesz najstarsza na roku.
– A jeśli tak? – Nie dawała za wygraną.
– Przynajmniej w młodszym towarzystwie poczujesz się jak nastolatka, przestań się przejmować. Musisz zrobić coś dla siebie, nie powinnaś się zamartwiać… nie wiem o co chodzi, czy o to, że możesz być najstarsza, czy o to, że zaakceptują ciebie taką jaką jesteś i przyjmą do paczki…
– Sama nie wiem… – Baśka napiła się kawy – po prostu się boję.
– Rozumiem, a przyszłaś do mnie, bo potrzebujesz porządnego kopa i ustawienie cię na właściwym torze?
– Chyba tak. – Kiwnęła głową ze śmiechem.
– Posłuchaj… – usiadła obok – przez swojego wkrótce eks-męża zrezygnowałaś z życiowych planów, pozwoliłaś, żeby on decydował, ale ten okres minął. On nie wróci, a rozwód to tylko formalność. Udowodnij, że stać cię, na realizację własnych marzeń. Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale jeśli będziesz uparta w dążeniu do celu, osiągniesz to, co zaplanowałaś.
– Boję się, że nie dam rady, dzieci, obowiązki i studia…
– Pokaż własnym dzieciom, że nie ma w życiu sytuacji, z której nie można by się podnieść. – Kaśka mówiła tak stanowczo, że Baśka nie mogła nic innego, jak tylko przyznać jej rację. – Jesteś dla nich autorytetem. Będą się przyglądały i właśnie ciebie będą naśladowały.
– Wiedziałam, że będziesz potrafiła mnie wesprzeć…
– Czasem realizacja marzeń wymaga wyrzeczeń… masy cierpliwości i samozaparcia. Bywają trudne chwile, ale efekt jest tego wart. – Kaśka ujęła ją za rękę. – Wydaje ci się, że mam wszystko, ale to nie jest prawda. Nie mam tego, o czym marzę od wielu lat, ale dzięki podstępowi i oślemu uporowi mam nadzieję, że wkrótce dostanę to, czego chcę.
– Nie rozumiem…
– Kiedyś spytałaś mnie, czy jestem szczęśliwa, powiedziałam ci wtedy, że brak mi najważniejszego.
– Pamiętam, ale nie rozmawiałyśmy na ten temat, sama nie mówiłaś, nie chciałam naciskać.
– Widzisz, mam wspaniałego męża, którego kocham, wszystko, prócz dziecka. – Ostatnie słowo powiedziała tak cicho, że Baśka bardziej się domyśliła niż usłyszała.
– Twój mąż nie chce?
– Chce, – spojrzała smutno, – ale jest chory, nigdy nie zostanie ojcem.
– Przykro mi… – Teraz zrozumiała, czemu Kaśka z takim uczuciem patrzyła na małą Anię. To był niespełniony instynkt macierzyński.
– Byłaś ciekawa, dlaczego wam pomogłam, to już znasz odpowiedź. Masz to, czego normalnie nigdy bym nie miała, czwórkę wspaniałych dzieci, ja nie mam nawet jednego.
– Boże… nie wiem, co powiedzieć. – Czuła, że nie ma słów, którymi mogłaby okazać, jak bardzo jej przykro.
– Basia, długo walczyłam, posunęłam się nawet do swego rodzaju podstępu, ale w końcu usłyszałam, że mój mąż zgodzi się, na zabieg in vitro, wybraliśmy dawcę, teraz muszę czekać i przygotować się do zabiegu. Dawcą jest student.
– Jak