Marta W. Staniszewska
„Nigdy nie mówię nigdy”
Copyright © by Marta W. Staniszewska, 2019
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2019
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie
może być reprodukowana, powielana i udostępniana w
jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak
Korekta: Bożena i Janusz Sigismundowie
Projekt okładki: Jakub Kleczkowski
Ilustracje na okładce: Artem Furman – Fotolia.com
Skład pdf: Jacek Antoniewski
Skład epub i mobi: Kamil Skitek
ISBN: 978-83-8119-289-7
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://wydawnictwo.psychoskok.pl/
e-mail:[email protected]
Od autorki
Czwarta książka, kto by pomyślał… Dla jednych to dużo, dla innych mało, ale dla mnie to niezwykle ważny moment. Ta powieść może Wam się wydać inna od poprzednich, ale też w trudnych czasach powstała. Mam nadzieję, że zmiany widoczne w kreacji bohaterów i ich historii są niezbitym dowodem na to, iż zmiana zaszła również we mnie.
Arogancki Bufon
– Szefie, klientka pyta, który arogancki, zadufany w sobie bufon tu rządzi – podkreślił Frank, najwyraźniej cytując jej słowa. – Dziewczyny nie mają wejściówek. Jedna to pogodynka z krajówki, drugiej nie kojarzę… Wykłóca się, że dopiero miesiąc temu otworzyliśmy klub i na początku nie było mowy o żadnych długookresowych opłatach za wstęp. Życzy sobie rozmawiać z kierownictwem. Przysłać ją do ciebie? – przekazał ochroniarz przez słuchawkę umieszczoną w uchu i zarżał rozbawiony.
Na ekranie komputera wybrałem obraz z kamery nad głównym wejściem i zmrużyłem oczy. Przed wejściem stały dwie dziewczyny. Z tej perspektywy i w porównaniu z Frankiem wyglądały jak dzieci lub krasnale, jakby były dwa razy mniejsze niż główny bramkarz mojego klubu. Z pewnością nie były nikim szczególnie znanym z telewizji czy ścianek, choć brunetka wyglądała znajomo… Rzeczywiście mogła być pogodynką z krajowej stacji, jak podejrzewał Frank. Moją uwagę jednak przykuła druga z dziewczyn. Brązowe, lekko falowane włosy, czerwona, krótka sukienka, czarne szpilki… Oparła się plecami o ścianę tuż przy drzwiach i złożyła ramiona na pełnych, jędrnych piersiach. Przyglądałem się jej przez dłuższą chwilę, nie mogąc zebrać myśli. Oczywiście podobała mi się fizycznie, nie ukrywam, jarała mnie jak cholera, ale to chyba nie do końca o to chodziło… Przypominała mi kogoś i zupełnie nie wiedziałem kogo. Na pewno była tu pierwszy raz, bo rozpoznałbym ją nawet w tłumie setki innych kobiet… Takich dziewczyn się nie zapomina. Znienacka dziewczyna zerknęła w obiektyw kamery, z której śledziłem jej poczynania. Jej wzrok przeszył mnie jak mroźny powiew wiatru. Wpatrywała się w oko kamery, ale miałem wrażenie, że patrzy dokładnie na mnie, we mnie… Jakby widziała mnie po drugiej stronie monitoringu!
Miałem wrażenie, że nasze spojrzenia zderzyły się jak tiry w czołówce, i splotły powyginane i rozgrzane części karoserii, pieszcząc się i gładząc. Nagle oderwała wzrok, bez słowa przepchnęła Franka ze swojej drogi i pociągnęła koleżankę brunetkę, odchodząc ze złością.
Śledziłem przez chwilę, jak maszerują, i zastanawiałem się, po co właściwie tu jestem. Otworzyłem ten klub, żeby odnaleźć sens w swoim życiu, ale każdy dzień wciągał mnie w większy marazm i wkurwienie na absurd tego świata. Nie mogłem patrzeć na celebrytów, którzy wozili się po moim lokalu jak po swoim własnym. Rzygać mi się chciało, gdy pozowali do zdjęć, udając, że nie widzą, jak paparazzi fotografują ich z ukrycia. Miałem dość ich, i dość tego miejsca…
– Frank, zatrzymaj dziewczynę w czerwonej kiecce i powiedz, że nastąpiła pomyłka i mamy ją na liście gości – krzyknąłem przez nasłuch do ochroniarza przy wejściu. – I tę drugą laskę też. Powiedz, że nadano im status VIP, i że czeka na nie stolik i darmowy drink od klubu.
Widziałem, jak Frank biegnie za dziewczynami i zatrzymuje je, po czym wraca z nimi obiema i wpuszcza do klubu, przepraszając za pomyłkę. Dziewczyna raz jeszcze zerknęła w obiektyw. Zmrużyła oczy i wygięła usta w cudownie seksownym grymasie, po czym zmierzyła wyraźnie zdziwionego moim zachowaniem Franka i już była w środku.
Ta dziewczyna… ona miała tu jeszcze nieźle namieszać…
Rozdział 1
Metalowa szafa archiwizacyjna wbijała mi się w plecy, a moja noga przewieszona przez jego silne przedramię zaczynała boleć bardziej niż mdlejące ramiona, którymi trzymałam się półki ponad głową. Drzwi uderzały w takt ruchów bioder Ethana, a ich dźwięk świdrował w moich uszach, niczym dzwon. Na szczęście wzbierające we mnie gorąco nie dawało mi się zbyt długo skupiać na tych przejściowych niedogodnościach, choć wiedziałam już, że w takiej pozycji nie mam szans na satysfakcjonujący finisz. Naparł na mnie biodrami i popchnął rytmicznie, dysząc z wysiłku. Był sztywny, jak za każdym razem, gdy był we mnie. Tak niezaspokojony jak zawsze. Nigdy bym mu tego nie przyznała, ale lubiłam uprawiać z nim seks. Był w tym całkiem niezły. Właściwie plasował się w czołówce moich dotychczasowych kochanków i w skali od jeden do pięć zwykle dostawał mocne cztery z plusem. Z drugiej strony żadna z seksualnych przygód z mężczyzną, jakie udało mi się do tej pory przeżyć i przetrwać, nie zasłużyła na więcej niż pięć na szynach i zdarzyło się to tylko raz, jeden jedyny! Kołatało się we mnie pytanie, czy to ja stawiam za wysoko poprzeczkę, czy może kochankowie na pięć nie istnieją w ogóle, a czwórki to wymierający gatunek, bliższy dinozaurom lub co najwyżej ptakom dodo.
– Oh, Samantha – zawył Ethan, a „t” z mojego imienia intensywniej zatrzymało się na jego zębach i poczułam, jak twardnieje we mnie na kamień, zbliżając się do wytrysku. Opuściłam rękę i nabrałam na palce wilgoć ze złączenia naszych ciał, po czym wsunęłam je do jego ust. Zagryzł zęby na moich paznokciach i zassał na nich wargi, mrucząc, z zadowoleniem zlizując mój i swój smak. Uwolniłam swoją pierś z miseczki stanika. Zwilżonymi jego śliną palcami potarłam swój sutek i uszczypnęłam go paznokciami, by zwiększyć doznania, a moja szparka zapulsowała w przypływie emocji. No nareszcie! – pomyślałam.
– Puść – nakazałam Ethanowi i jednym płynnym ruchem obróciłam się w miejscu, wypinając do niego pupą. Odpięłam dwa kolejne guziczki koszuli i rozsunęłam jej materiał na boki, żeby mieć lepszy dostęp do sutków. – Chcę, żebyś mnie pieprzył od tyłu – oznajmiłam mu.
Jego gorące dłonie momentalnie zacisnęły się na moich nagich pośladkach, widocznych ponad podciągniętą na biodra spódnicą i usłyszałam syk podniecenia, który wydarł się spomiędzy jego zębów. Jedną nogę zgięłam w kolanie i oparłam o półkę szafy, drugą wspięłam się na palce, by ułatwić mu dostęp i wygięłam plecy w łuk, czekając, aż we mnie wejdzie. Trudno było utrzymać się w tej pozycji na dwunastocentymetrowych szpilkach od Louboutina, bez drżenia łydek.
– Piękny widok – mruknął, gładząc