Przygoda na jedną noc. Charlene Sands. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Charlene Sands
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3521-1
Скачать книгу
jestem szczęśliwy, że wreszcie mnie odnalazłeś, chłopcze. Wyglądasz dokładnie tak, jak ja wyglądałem w twoim wieku.

      – Masz nas dwóch, mnie i Grahama, mojego brata bliźniaka. Graham uznał, że będzie lepiej, jeśli najpierw zobaczysz się tylko ze mną. Uważał, że gdybyśmy obaj przyjechali, mógłbyś się poczuć zbyt przytłoczony naszą wizytą, bo… jak się chyba domyślasz, mamy do ciebie sporo pytań. Powiedział, że rozmowa w cztery oczy będzie dla ciebie łatwiejsza i że on dołączy do nas później. Dał mi pierwszeństwo, bo to ja byłem tak strasznie zdeterminowany, żeby ciebie odszukać.

      – Pozwól, że zacznę od wyjaśnień – powiedział Beau, masując sobie kark. – Z początku nie wiedziałem o waszym istnieniu, chłopcy. Kiedy wasza mama, Mary Jo, uciekła z Cool Springs, nie wiedziałem, że jest w ciąży. Kiedy później zacząłem dostawać anonimowe listy z waszymi zdjęciami, dopatrzyłem się na tych fotografiach tylu podobieństw między nami, że jeśli miałem jakieś wątpliwości, czy jesteście moimi synami, to szybko się one rozwiały. Tak więc poruszyłem niebo i ziemię, żeby odnaleźć Mary Jo. I was, moje dzieci.

      – Wciąż nie mogę przywyknąć do tego, że nasza mama miała na imię Mary Jo. Bo w swoim późniejszym wcieleniu, czyli w tym, w jakim myśmy ją znali, nazywała się Cynthia Newport.

      – Z Mary Jo łączyła mnie ogromna i odwzajemniona miłość. Wasza mama musiała być śmiertelnie przerażona, skoro odważyła się na tak desperacką ucieczkę. Ten drań jej ojciec… – Beau na chwilę zawiesił głos. – Przepraszam, że tak nazywam człowieka, który koniec końców jest waszym dziadkiem, ale był z niego prawdziwy potwór. Mary Jo uważała, że gdyby się dowiedział o jej związku ze mną, zabiłby nas oboje. Robiłem wszystko, co było w mojej mocy, żeby ją zapewnić, że zdołam nas obronić. Widać jednak, że nie zdołałem jej przekonać. Kiedy stwierdziła, że jest w ciąży, uciekła w panicznym przerażeniu. Aż trudno sobie wyobrazić, jaka musiała być wtedy zrozpaczona. Spodziewała się bliźniąt i znalazła się sama jak palec. Bała się, że gdyby jej ojciec się dowiedział, że jest w ciąży, tak by ją skatował, że z pewnością straciłaby dziecko.

      Nie wiedziałem, że zmieniła nazwisko, by zacząć nowy rozdział w życiu – ciągnął Beau.– I nie miałem pojęcia, że spodziewa się dziecka, bliźniąt jak się okazało. Ale chcę to podkreślić z całą mocą, że robiłem wtedy wszystko, żeby trafić na jej ślad. Rzecz w tym, że szukałem Mary Jo Turner, podczas gdy ona zmieniła tożsamość i nazywała się Cynthia Newport.

      – Rozumiem i o nic nie zamierzam cię winić. Ale przyznaję, że dopiero teraz próbuję się z tym wszystkim uporać. I też nie będę ukrywał, że odnalezienie ciebie stało się moją obsesją.

      – Cieszę się, synu, że nie dałeś za wygraną i zdołałeś mnie w końcu odszukać.

      – Nie było to łatwe, bo mama dla dobra mojego i braci wolała swoją przeszłość zachować w tajemnicy. Wszystko, co się z nią wiązało, ukrywała przed nami. Ale ani Graham, ani ja, ani też nasz młodszy przyrodni brat Carson nie możemy mieć za to do niej żalu. Chowaliśmy się we względnym dobrobycie na przedmieściach Chicago. Mieszkaliśmy w skromnym domu u naszej przybranej babci Gerty, z którą nasza mama poznała się w pracy. Gerty, starsza od niej o pokolenie, matkowała jej, kiedy mama była w opałach, zaprosiła ją do siebie i pomagała w wychowywaniu nas trzech. Żyliśmy w miłej dzielnicy i tworzyliśmy prawdziwą rodzinę. Ja i moi bracia kochaliśmy Gerty jak rodzoną babcię. Przypuszczam, że to właśnie ona wysyłała ci te anonimowe listy z naszymi zdjęciami.

      – Z tego, co mówisz, była wspaniałą kobietą – westchnął Beau, opierając się wygodniej o kanapę. – Jeśli to rzeczywiście ona do mnie pisała, ja też mam wobec niej ogromny dług wdzięczności. Przez całe lata żyłem w przekonaniu, że wasza mama odeszła ode mnie bezpowrotnie, ale świadomość o waszym istnieniu, chłopcy, była dla mnie nadzieją. Strasznie jednak żałuję, że Gerty nie podała mi wskazówek, jak was odnaleźć, ale myślę, że nie zrobiła tego na prośbę waszej mamy.

      – Gerty zmarła dziesięć lat temu.

      – No widzisz, to się zgadza, bo właśnie przed dziesięcioma laty przestała do mnie nadchodzić korespondencja o was – powiedział Beau, uśmiechając się gorzko.

      – Babcia Gerty w głębi duszy wierzyła, że pisząc do ciebie, postępuje dobrze. Ona życzyła jak najlepiej naszej mamie, ale musiała dochować jej tajemnicy.

      – To straszna tragedia, że Mary Jo zmarła przedwcześnie. Byliśmy tacy młodzi i zakochani. W moich wspomnieniach ona żyje i….

      – Tak – Brooks wszedł mu w słowo. – Jej śmierć była dla nas potwornym ciosem. Tym straszliwszym, że mama wydawała się silna i zdrowa, więc jej nagła śmierć z powodu tętniaka spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Po tym wszystkim, co przeszła, należało się jej więcej od życia. Wciąż jeszcze bardzo mi jej brakuje – dodał, z trudem hamując wzruszenie.

      – Wcale ci się nie dziwię. Mary Jo, którą zachowuję w pamięci, zasługiwała na miłość. I nie mam wątpliwości, że była cudowną matką.

      – A znasz dalsze losy mojego dziadka?

      – Ten to żyje do dziś. Złego diabli nie biorą. Jest w stanowym domu opieki dla ludzi ze starczą demencją. Ze względu na twoje z nim pokrewieństwo przykro mi o tym mówić, synu, ale gdybyś widział, jak on traktował twoją mamę, nie chciałbyś nawet przez sekundę zaprzątać sobie nim głowy.

      Brooks przymknął oczy. Ten wątek był dla niego najtrudniejszy. Matka nigdy nie wspominała o przemocy. Pragnęła oszczędzić swoim dzieciom bolesnych wspomnień, wolała im stworzyć ciepły, pełen miłości dom, w którym nie ma miejsca na resentymenty. Uciekła do Chicago ze strachu, zdeterminowana, by zmienić swój los, ale pamięć o cierpieniach, jakich doznała w dzieciństwie i w młodości, musiała ją prześladować. Świadomość, że jej ojciec zamiast ją chronić i kochać, okrutnie się nad nią znęcał, była dla Brooksa czymś, z czym nie umiał się pogodzić.

      – Chyba powinienem go odwiedzić – powiedział.

      – Jeśli chcesz, możesz go zobaczyć. Ale on, jak ci wspomniałem, jest pogrążony w kompletnej demencji i nikogo już nie poznaje.

      Może to i lepiej, pomyślał Brooks. Może to dobrze, że dziadek nigdy się nie dowie o jego istnieniu.

      – Wydaje mi się, że prędzej czy później pojadę do niego. Nie zamierzam jednak zanadto się z tym spieszyć.

      – Bardzo się cieszę, synu, że zgodziłeś się trochę pobyć u nas na ranczu. Ten dom jest duży i stoi dla ciebie otworem. Ale jeśli, jak wspomniałeś przez telefon, wolałbyś zamieszkać w naszym domu dla gości, nie będę ci tego odradzać. Może rzeczywiście tam ci będzie wygodniej, bo nikt nie będzie ci siedział na głowie. Jako szef wielkiej korporacji – dodał z uśmiechem dumy – chyba nie nawykłeś do tego, żeby ci ktoś w kaszę dmuchał.

      Brooks uśmiechnął się w odpowiedzi. W rzeczy samej, niedaleko spada jabłko od jabłoni.

      – Ty za to prowadzisz słynną, świetnie prosperującą hodowlę koni. Cieszysz się znakomitą opinią uczciwego hodowcy, a twoja stadnina należy do najlepszych w całym kraju. O ile mi wiadomo, wierzchowce z Look Away osiągają na aukcjach zawrotne ceny.

      Wiedział to zarówno od Slatera, który na temat Beau Prestona przeprowadził dochodzenie, jak i z materiałów o nim dostępnych w internecie.

      – Miło mi to usłyszeć od ciebie. Look Away jest radością mojego życia. Po śmierci żony kilka lat temu przetrwałem dzięki temu ranczu i moim synom. Niebawem