– Pozostaje spotkanie w gabinecie – odezwała się Anka.
– U Chyłki? Nie sądzę.
– W takim razie…
Nie musiała kończyć. Aplikant pokiwał głową, a potem skierował się do gabinetu Joanny. Nieco ponad kwadrans później siedzieli w Hard Rock Cafe. Oryński miał przyjemne wrażenie, jakby cofnął się w czasie. Przynajmniej dopóty, dopóki nie zobaczył Sebastiana Sendala idącego między stolikami. Sędzia wyglądał, jakby zawaliło mu się całe życie.
3
Hard Rock Cafe, Złote Tarasy
Nie było to dobre miejsce na spotkanie. Chyłka nie sądziła, że kiedykolwiek najdzie ją taka konkluzja względem ulubionej knajpy, ale w tym wypadku nie ulegało to wątpliwości. W menu znajdowało się stanowczo za dużo napojów alkoholowych, by mogła się skupić na czymkolwiek innym.
Popatrzyła na zegarek w komórce. Nie piła od kilkudziesięciu godzin, ale odnosiła wrażenie, jakby minęły lata. Z trudem odmówiła sobie tequili i na dobry początek zamówiła fajitas. Trio combo.
– Dla ciebie? – spytała, patrząc na Oryńskiego. – Kiełki?
– Nie podają ich tu.
– A więc owoce morza. Z podwójnym guacamole, za karę, że wciąż nie potrafisz zjeść mięcha jak prawdziwy chłop. – Przeniosła wzrok na Sendala. – A co jedzą wybitni polscy juryści?
Sebastian tylko pokręcił głową. Był blady jak śmierć, patrzył na Joannę pustym wzrokiem i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.
– Widzę, że otaczają mnie mimozy – mruknęła. – Postanowię więc też za ciebie.
Chwilę później Sendal jadł krwistą karkówkę, a Kordian męczył się z otwarciem ostrygi. Joanna nabrała tchu, czując, że robi jej się gorąco. Nikt nie zamówił niczego do picia, mimo że kufel spienionego piwa powinien być teraz na wyciągnięcie ręki.
Kiedyś jej współpracowników dziwiło, że pozwalała sobie na piwo w pracy. Potem chętnie widzieliby, jak wraca do tego niewinnego zwyczaju. Niewinnego, biorąc pod uwagę, że od jakiegoś czasu korzystała z małpek wódki, opróżniając je szybko w toaletach.
Poprawiła fryzurę i zaczerpnęła tchu. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli skupi się na sprawie.
– Okej – rzuciła. – Zacznijmy od czarnej róży.
– Hę? – mruknął Oryński, nie podnosząc wzroku znad frutti di mare.
– Wiem, brzmi jak nazwa burdelu, szczególnie jeśli jesteś facetem na głodzie. Jak ty, Zordon.
– Mhm.
– Ale chodzi mi o najzwyklejszy w świecie kwiat.
Sendal zmarszczył czoło i odłożył sztućce.
– O czym ty mówisz?
– Dostałam niewinną wiadomość, jeszcze w szpitalu. Tuż po tym, jak wyszedłeś, ktoś podrzucił mi wazon z czarną różą i wiadomością, że najlepiej będzie, jeśli zostawię tę sprawę w spokoju.
Obaj popatrzyli na nią skonsternowani. Widziała, że Zordon chciał zapytać, dlaczego nie zdradziła mu tego wcześniej, ale w porę ugryzł się w język. Dawny znajomy Chyłki ze studiów czy nie, przed klientem nie wypadało stwarzać wrażenia, jakby we współpracy obrońców występowały jakiekolwiek zgrzyty.
– Nie muszę chyba dodawać, że my, kobiety, jesteśmy znacznie bardziej wyczulone na symbolikę. Każda róża coś oznacza. Czarna to pożegnanie i oczywiście śmierć. Ale w pozytywnym sensie.
– W pozytywnym? – jęknął Kordian.
– Jako początek czegoś nowego. Odrodzenie w nowym świecie.
– Świetnie. Ktokolwiek ci ją zostawił, na pewno właśnie to miał na myśli.
– Na tym etapie niczego nie wykluczam.
Sendal uniósł dłoń, czym przywiódł im na myśl policjanta kierującego ruchem na wyjątkowo tłocznym skrzyżowaniu. Spojrzał na Chyłkę ponaglająco, a prawniczka odebrała niewypowiedzianą sugestię. Sięgnęła do torebki i podała mu list. Przejrzał go szybko.
– Sprawdziłam, gdzie w okolicy sprzedają czarne róże – dodała. – Jest tylko jedna taka kwiaciarnia w pobliżu szpitala. Ale nie mają tam monitoringu.
– Florystka niczego nie pamiętała? – podsunął Oryński.
– Pamiętała bardzo dobrze. Różę kupiło jakieś dziecko, mniej więcej pięcioletnie – odparła Joanna, odrywając kawałek placka z grillowanym mięsem. – Ktoś najął bachora, żeby kupił mi ten chabaź, a potem dostarczył go do szpitala. Pytałam salową.
Przeżuwała spokojnie, patrząc na rozmówców. Spodziewała się, że nie będą tak zszokowani. Najwyraźniej jednak obaj szybko pomiarkowali, że ktoś trzyma w tej sprawie rękę na pulsie. Wyjątkowo skrupulatnie.
– Tak – odezwała się. – Timing jest niepokojący.
– Niepokojący? – spytał Kordian. – Fakt, że tak szybko wysłano ci ostrzeżenie dowodzi, że ktoś śledzi sędziego Sendala.
– Mów mi Sebastian.
Oryński skinął niepewnie głową.
– I masz rację – dodał sędzia, składając sztućce. – A skoro tak, to przypuszczam, że na tym się nie skończy.
– Z pewnością nie – przyznała Chyłka. – Każdy, kto kiedykolwiek słyszał moje nazwisko, wie, że takim posunięciem nic nie ugra. Albo że osiągnie efekt odwrotny do zamierzonego.
– Może o to chodzi? – zapytał Kordian.
– Może. Ale bardziej prawdopodobne, że to tylko nieśmiałe przedstawienie się. Ciche preludium do właściwego koncertu.
Sebastian pokiwał głową, ściągając brwi.
– Prokuratura? – zapytał.
– Jeśli tak, to będziesz miała problem – zauważył Oryński. – W ostatnim czasie dostarczyłaś im niemało materiałów, które mogliby…
– Te ogary będą zbierać tylko okruchy, które im rzucę.
– Z pewnością.
Przez moment wszyscy troje milczeli. Kordian i Sendal tylko patrzyli na swoje dania, Joanna jednak zajadała w najlepsze, zupełnie jakby mogła zrekompensować sobie w ten sposób brak alkoholu. W końcu podniosła wzrok.
– Nie będziemy gdybać – oznajmiła. – Sprawdziłam wszystko, co było do sprawdzenia, i nie doszłam do tego, kto przysłał chwasta. Musimy poczekać na ich kolejny ruch. W międzyczasie zresztą mamy sporo do zrobienia. – Wlepiła wzrok w sędziego. – A zaczniemy od tego, dlaczego wyglądasz gorzej niż Zordon po spotkaniu z Gorzymem.
– Słucham?
– Nieważne. – Machnęła ręką. – To takie wewnątrzkancelaryjne porównania. Mów, co się stało? – Nałożyła kolejny, przesadnie duży kawałek fajitas do ust.
Sendal potarł nerwowo czoło.
– Cały dzień nie mogę się dodzwonić do prokuratora generalnego.
– To dobrze – odparła niewyraźnie. – Monteskiuszowski trójpodział władzy najwyraźniej działa… przynajmniej na liniach telefonicznych.
– Udało