Po zawodach Franco i ja nie zostaliśmy długo w Madison Square Garden; wymknęliśmy się z Weiderami oraz moim starym kumplem Albertem Busekiem, który przyleciał z Monachium, żeby napisać o turnieju, i pojechaliśmy na przyjęcie do Delfiny, promujące książkę Pumping Iron. Gdy stanąłem w drzwiach jej mieszkania, sam zamieniłem się w debiutanta. Delfina miała olbrzymi trzypoziomowy apartament, pięknie i modnie urządzony. Malowidła znajdowały się na suficie zamiast na ścianach, tak że można było się nawalić, a potem rozłożyć na podłodze i podziwiać dzieła sztuki.
Przez wielkie pokoje przepływał niekończący się potok ludzi. Przyjęcie obsługiwała firma cateringowa i było doskonale zorganizowane, chociaż raczej nie bywałem na takich imprezach, więc nie miałem porównania. Wszystko wyglądało nadzwyczajnie. Nigdy nie widziałem takich ludzi, takiej elegancji, tak wysokich obcasów, takiej biżuterii, nie spotkałem tylu ciekawych kobiet, aktorów, reżyserów, artystów, przedstawicieli świata mody i wielu innych, nieznanych mi osób. Wszystko to było bardzo w stylu europejskim: wyrafinowani goście, stroje albo brak takowych, geje, oryginały. Niczego nie brakowało.
Kręciłem więc tylko głową i mówiłem sobie: „To dopiero będzie ciekawe życie”. Nie spodziewałem się czegoś takiego. To było moje pierwsze zetknięcie ze środowiskiem show-biznesu i celebrytami w Nowym Jorku. Choćbyś nie wiem ile razy jeździł tam jako turysta czy w interesach, nigdy nie wejdziesz do tego kręgu. Ale wtedy poczułem się w nim akceptowany – a przynajmniej miałem wrażenie, jakbym oglądał przedstawienie z pierwszego rzędu.
ROZDZIAŁ 10
Niedosyt
Bob Rafelson mieszkał w apartamencie producenta i reżysera Francisa Forda Coppoli w hotelu Sherry-Netherland naprzeciwko Central Parku i dzień przed zawodami Mister Olympia zaprosił mnie do siebie. Nie wiedziałem, że tak może wyglądać apartament. Był wielki jak dom. Robił ogromne wrażenie. Ja przeważnie zatrzymywałem się w którymś z hoteli sieci Holiday Inn lub Ramada. Mieć taką chatę i w niej nie siedzieć! Coppola tylko udostępniał apartament znajomym. Były w nim piękne obrazy i meble, a także pełny całodobowy serwis hotelowy. Zdumiała mnie też biblioteka wideo – cała ściana filmów podzielonych na gatunki: musicale, sensacyjne, dramaty, komedie, historyczne, mitologiczne, animowane i tak dalej.
Następnego wieczoru podczas przyjęcia promującego książkę znajomi Rafelsona kręcili się wokół mnie i uważnie mi się przyglądali. Bob ściągnął ich, bo chciał wiedzieć, co o mnie myślą. Czy podobam im się jako człowiek? Czy nadam się do jego filmu?
Gaines i Butler od początku namawiali go, żeby dał mi główną rolę, rolę kulturysty w Niedosycie. Ja także go do tego przekonywałem.
– Gdzie indziej znajdziesz takie ciało? – pytałem. – Szukanie zawodowego aktora to nonsens! Ja to wszystko potrafię! Jestem pewny, że będę umiał zagrać pod twoim kierunkiem.
Gdy Charles streścił mi fabułę filmu, wydała mi się zabawna. Akcja rozgrywała się w Birmingham w Alabamie, czyli mieście, w którym się wychował. Bohater, Craig Blake, to młody arystokrata z Południa, który odziedziczył dużo pieniędzy i musi się w życiu odnaleźć. Należy do country clubu, a pracuje jako przedstawiciel podejrzanej firmy deweloperskiej, która w tajemnicy próbuje przejąć kwartał ulic w centrum miasta. W tym celu musi jednak kupić siłownię.
W chwili gdy Craig wchodzi do siłowni, jego życie się zmienia. Poznaje ładną recepcjonistkę, dziewczynę ze wsi, niejaką Mary Tate Farnsworth, i zaczyna go fascynować środowisko kulturystyczne. Główna postać wśród kulturystów, Joe Santo, to Indianin z Ameryki Północnej, który przygotowuje się do udziału w zawodach Mister Universe. Jest wesołym, zabawnym facetem – czasem ćwiczy w kostiumie Batmana. On i inni kulturyści stają się inspiracją dla bohatera, który zaczyna przejmować filozofię Joego Santo: „Nie można dorosnąć bez ognia. Nie lubię, gdy jest mi zbyt wygodnie. Lubię czuć niedosyt”. Po wejściu w krąg bywalców siłowni Craig uświadamia sobie, że nie może ich zdradzić, i od tego momentu akcja nabiera tempa.
Rafelson zaangażował do roli Craiga swojego przyjaciela Jeffa Bridgesa, co było bardzo ekscytujące, bo Bridges właśnie stał się nową gwiazdą, zagrał w Ostatnim seansie filmowym i w nowej produkcji Clinta Eastwooda, Piorun i Lekka Stopa. Charles uważał, że ja byłbym idealnym Joem Santo, więc zamiast Indianina zrobił z niego Austriaka.
Bob Rafelson w końcu podjął decyzję, może dlatego, że zobaczył mnie w sitcomie z Artem Carneyem i Lucille Ball. Zadzwonił do mnie po emisji Happy Anniversary and Goodbye, który nadano pod koniec października, i powiedział, że daje mi tę rolę.
– Jesteś jedynym facetem, który ma odpowiednie ciało i osobowość – oznajmił. – Ale zanim zaczniesz świętować, musimy jutro się spotkać i obgadać sprawę.
Kiedy następnego dnia spotkaliśmy się w Zucky’s w Santa Monica, żeby zjeść razem lunch, Bob był bardzo rzeczowy. Nigdy nie widziałem go pracującego w trybie „reżyser filmowy”. Sam wyznaczał kierunek rozmowy i miał mi dużo do powiedzenia.
– Chcę, żebyś zagrał tę rolę, ale nie dam ci jej tak po prostu – zaczął. – Musisz na nią zasłużyć. Czuję, że jeszcze nie jesteś gotowy, aby stanąć przed kamerą i dać mi to, na czym mi zależy.
Nie bardzo wiedziałem, co ma na myśli, potem jednak załapałem, o co mu chodzi.
– Większość ludzi wyobraża sobie kulturystę jako faceta, który po wejściu do pokoju wszystko strąca i rozbija. Kiedy coś mówi, to w sposób prymitywny. Kupiłem ten scenariusz, bo gość, oprócz tego, że ma siłę, jest wrażliwy. W jednej scenie podnosi ciężary o wadze kilkuset kilogramów, a w następnej bierze szklankę i mówi: „Wiesz, co to jest? Kryształ od Baccarata. Tylko popatrz, jaki piękny, jaki delikatny”. To jeden z przykładów. Uwielbia także muzykę. Gra na skrzypcach. Potrafi rozwodzić się bez końca nad jakością gitary. Ma w sobie kobiecą delikatność i intuicję. To go charakteryzuje jako postać: potrafi zmieniać biegi. Bardzo trudno coś takiego zagrać.
Zakonotowałem sobie w pamięci: będę musiał wziąć kilka lekcji gry na skrzypcach.
– Powiedziałeś mi na przykład – ciągnął Bob – że kulturystyka jest sztuką. Ale chcę, żebyś usiadł z główną bohaterką i gdy ona mówi: „O rany, ale masz łydki!”, odpowiedział: „Łydka to bardzo ważna część ciała. Żeby wygrać w zawodach, nie wystarczy mieć w tym miejscu mięsień. Musi on mieć kształt serca, odwróconego serca. Widzisz? A obwód łydki, górnej części ramienia i szyi powinien być taki sam. Ta zasada wywodzi się jeszcze od Greków. Gdy spojrzysz na greckie posągi, zobaczysz, że mają piękne proporcje… nie tylko duże bicepsy, ale także potężne ramiona i łydki”. – Chciał, abym mówił to wszystko nie jak kulturysta, lecz jak artysta albo historyk sztuki, z uczuciem. – I musisz to potem powtórzyć przed kamerą. Słyszałem, że czasami tak właśnie mówisz, ale czy potrafisz to zrobić, gdy zawołam: „Akcja!”? Dasz radę, gdy będziemy robili zbliżenie, najazd, master shot i tak dalej? Wytrwasz w roli, a potem następnego dnia znowu w nią wejdziesz, gdy scenariusz będzie wymagał, żebyś trenował