Pamięć absolutna. Nieprawdopodobnie prawdziwa historia mojego życia. Arnold Schwarzenegger. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Arnold Schwarzenegger
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-7885-037-3
Скачать книгу
rozumiemy, że są tylko męskie toalety i że musimy korzystać z łazienek na plaży. Chciałem, żeby kulturystyka stała się powszechnie dostępna także dla kobiet, łącznie z organizowaniem kobiecych mistrzostw kulturystycznych. To był przynajmniej pierwszy krok do tego celu i zainteresowanych nie brakowało.

      Mieliśmy poczucie, że zawody kulturystyczne przyciągają za mało ludzi – nieodmiennie od pięciuset do tysiąca widzów – i że są źle organizowane. Czasami brakowało podkładu muzycznego, konferansjer był marny, a oświetlenie do bani. Nikt nie wyjeżdżał po nas na lotnisko. Wszystko przebiegało nie tak. Zdarzały się wyjątki, jak zawody Mister World w Columbus czy Mister Universe w Londynie, ale większość imprez to była amatorszczyzna. Sporządziliśmy listę zmian, jakie chcielibyśmy wprowadzić, i zaczęliśmy dzwonić do ludzi z prośbą o radę.

      Franco i ja wyznaczyliśmy nasze zawody na siedemnastego sierpnia. Wynajęliśmy olbrzymią salę w centrum Los Angeles, w której kiedyś mieściło się kino na dwa tysiące trzysta osób i która nazywała się Embassy Auditorium. W następnej kolejności zaangażowaliśmy rzeczniczkę prasową Shelley Selover z biurem w Venice. Gdy wybraliśmy się do niej z Frankiem, chyba nie miała bladego pojęcia o kulturystyce. Zadała nam jednak mnóstwo pytań, słuchała nas przez jakiś czas i zgodziła się dla nas pracować.

      – Mogę coś z tym zrobić – powiedziała. Było to z jej strony duże wotum zaufania.

      Shelley od razu skontaktowała nas z dziennikarzem ze „Sports Illustrated”, starym wygą Dickiem Johnstonem, który przyleciał z Hawajów, gdzie mieszkał, żeby lepiej poznać nasz sport. Przed spotkaniem z nim uprzedziła nas:

      – Dick chce przedstawić swoim szefom kulturystów jako sportowców, poważnych sportowców, i napisać duży materiał. Możecie mu w tym pomóc?

      Poszedłem więc na spotkanie z Johnstonem, mając w zanadrzu rozmaite przykłady: gdyby ten a ten nie wybrał kulturystyki, zostałby gwiazdą baseballu, a tamten bokserem. I tak zajmowaliby się sportem, ale kulturystyka była ich pasją i uważali, że w tej dziedzinie mają największy potencjał. Dickowi Johnstonowi spodobała się taka koncepcja i obiecał, że przyjedzie na nasze zawody, aby o nich napisać.

      Franco i ja bardzo się napracowaliśmy, żeby zorganizować tę imprezę. Wiedzieliśmy, że sama sprzedaż biletów nie pokryje kosztów. Musieliśmy kupić bilety lotnicze zawodnikom z całego świata, zapłacić sędziom, wyłożyć pieniądze na wynajęcie sali, na reklamę, na promocję. Szukaliśmy więc sponsorów. Isaac Hayes poradził, żebyśmy pogadali z jego kumplem, wspaniałym bokserem Sugar Rayem Robinsonem, który miał fundację.

      – Wejdzie w to – przekonywał Isaac. – Jego fundacja wspiera wszystkich, którzy startują ze słabszej pozycji, kapujecie? Daje pieniądze dzieciom z biedniejszych rejonów śródmieścia i przedstawicielom mniejszości. Tylko musisz mu powiedzieć, Arnoldzie, że jako Austriak w Kalifornii i kulturysta należysz do mniejszości!

      Francowi i mnie wydało się zabawne, że stanowimy mniejszość. Franco był bardzo podekscytowany tym, że pozna jednego z największych bokserów w historii. Ja także się cieszyłem – pamiętałem, że jako dzieciak widywałem Robinsona w kronikach filmowych. W 1974 roku od około dziesięciu lat był już na emeryturze.

      Po przyjeździe do fundacji zastaliśmy w poczekalni mnóstwo ludzi. Pomyślałem, że wszyscy mają do niego sprawę i że to wspaniałe, iż jako eksmistrz, już na emeryturze, pomaga tylu osobom.

      W końcu przyszła nasza kolej. Sugar Ray zaprosił nas do swojego gabinetu i okazał niezwykłą serdeczność. Byliśmy tak przejęci, że nawet nie słyszeliśmy, co mówił w pierwszych sekundach. Poświęcił nam dużo czasu i cierpliwie wysłuchał naszej prośby o sfinansowanie trofeów dla zwycięzców w organizowanych przez nas zawodach. Pod koniec zaczął się śmiać. To było takie dziwne – dwóch cudzoziemców próbujących zorganizować międzynarodowy turniej kulturystyczny w Los Angeles. Dał nam dwa tysiące osiemset dolarów na nagrody, a w tamtych czasach to było dużo forsy. Poszliśmy i kupiliśmy naprawdę ładne trofea z małymi plakietkami, na których kazaliśmy wygrawerować: Z donacji Sugar Ray Robinson Youth Foundation.

      Przekonaliśmy się, że ludzie wcale nie są źle nastawieni do kulturystyki. Byli otwarci, tylko po prostu nikt z nimi nie rozmawiał. Mieliśmy do czynienia z wolną od uprzedzeń Ameryką, zawsze gotową nauczyć się czegoś nowego. A my chcieliśmy ludzi edukować. Ja miałem osobowość. Wiedziałem, że anegdoty Gainesa spotykały się z dobrym przyjęciem. Słyszeliście, jak agenci handlujący nieruchomościami mówią: „Lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja”? Naszym mottem było: „Prezentacja, prezentacja, prezentacja”.

      Przed samymi zawodami Mister International zaczęliśmy rozwieszać w całym mieście plakaty z hasłem: Największy pokaz mięśni w YMCA. Na plakacie byłem ja (pięciokrotny Mister Universe, czterokrotny Mister Olympia), Franco (Mister Universe, Mister World), Frank Zane (Mister America, Mister Universe), Lou Ferrigno (Mister America, Mister Universe), Serge Nubret (największy gwiazdor kulturystyki w Europie) i Ken Waller (Mister America, Mister World).

      Ku mojemu zdziwieniu Shelley nie tylko zorganizowała szereg wywiadów prasowych, ale także zdołała załatwić mi zaproszenie do ogólnokrajowych programów typu talk-show, w tym do The Merv Griffin Show, The Tonight ShowThe Mike Douglas Show. Wtedy do nas dotarło, że mieliśmy rację: zainteresowanie było duże i wcale sobie tego nie wymyśliliśmy.

      Oczywiście ze względu na stereotypowy wizerunek kulturysty nikt nie zamierzał dopuścić mnie do głosu przed sprawdzeniem, co mam do powiedzenia. Za każdym razem musiałem po południu, kilka godzin przed programem, pójść do studia, żeby ekipa się upewniła, czy ten mięśniak może otworzyć usta i czy gada do rzeczy. Gawędziłem więc z zastępcą prowadzącego, który po chwili wykrzykiwał:

      – Świetnie! Potrafi pan powtórzyć to wszystko na wizji, przed publicznością?

      Odpowiadałem wtedy:

      – Wie pan, najciekawsze jest to, że przeważnie w ogóle nie widzę publiczności. Gdy zaczynam mówić, nie zwracam na nic uwagi. Więc proszę się nie martwić, potrafię opanować stres.

      – Super, super.

      Pierwszym programem, w którym wystąpiłem, był The Merv Griffin Show. Oprócz mnie tamtego wieczoru zaproszono także komika Shecky’ego Greene’a. Usiadłem na scenie i zamieniliśmy kilka słów, a potem Shecky zamilkł na moment, popatrzył na mnie i ryknął:

      – Niewiarygodne! Ty umiesz mówić!

      To wywołało gromki śmiech.

      Gdy ktoś ustawia poprzeczkę tak nisko, nie może ci się nie udać. Shecky wciąż prawił mi komplementy. Był bardzo zabawny i w rezultacie ja też wypadłem zabawnie. Była to zachęta nie tylko dla mnie, ale i dla całej kulturystyki w Ameryce: widzowie oglądali kulturystę, który w ubraniu wyglądał zupełnie normalnie, potrafił mówić, miał ciekawą historię i coś do powiedzenia. Nagle ten sport zyskał twarz i osobowość. Ludzie myśleli: Nie wiedziałem, że ci faceci są tacy zabawni! To wcale nie dziwactwo, to świetne! Ja też byłem zadowolony, bo w ten sposób promowałem zawody o tytuł Mister International.

      Franco i ja denerwowaliśmy się przed nadchodzącą imprezą, zwłaszcza po rozmowie z George’em Eifermanem, jednym z byłych mistrzów kulturystyki, którego zaprosiliśmy do grona sędziów. George był starszym panem, legendą kulturystyki (Mister America 1948 i Mister Olympia 1962) i właścicielem kilku siłowni w Las Vegas. Tydzień przed zawodami przyszedł do nas, aby udzielić nam rady. Franco, Artie Zeller i ja spotkaliśmy się z nim w Zucky’s.

      George zaczął:

      – Lepiej sprawdźcie, czy wszystko macie.

      – Co chcesz przez