Dzieło Chestertona, chociaż jest tekstem napisanym przed wielu laty, posiada wielki walor wychowawczy i daje niepowtarzalną szansę uczenia się odpowiedzialności za człowieka w tak ważnej kwestii, jaką jest poszukiwanie pełnej prawdy o człowieku w jego powołaniu, które realizuje się dzięki właściwie przeżywanym wartościom, takim jak: płciowość, zdrowie, prokreacja, rodzicielstwo.
Eugenika stawia sobie za cel poprawę kondycji ludzkiego gatunku. Greckie słowo „eugenes” oznacza „dobrze rodzę”. Skupia swoje wysiłki na wyeliminowaniu wszelkich wad na poziomie genów, które skutkowałyby przekazywaniem chorób potomstwu. Tak zdefiniowana eugenika może się zdawać w swojej idei przewodniej wielkim dobrodziejstwem człowieka. Trwamy w takim przekonaniu, dopóki nie poznamy długiej i smutnej historii działań eugenicznych, które obecnie zmieniły swoją techniczną formę, ale pozostały nadal w nurcie niegodziwego traktowania człowieka w jego rodzicielstwie i początkach życia.
Od pokoleń miłość rodzicielska pragnie dla swojego potomstwa zdrowia fizycznego i psychicznego, a wraz z nim jak najlepszej kondycji oraz licznych uzdolnień i predyspozycji zapewniających prawdziwy rozkwit tego życia. Równocześnie człowiek podlega silnej pokusie traktowania „owocu swego rodzicielstwa” jako udanego jakościowo – lub nie – produktu, o którym można zdecydować, czy będzie użyteczny i reprodukcyjnie szlachetny, czy jako „bubel” natury jest balastem społecznym i stanowi zagrożenie dla kondycji przyszłych pokoleń.
We wszystkich niemalże kulturach świata antycznego i nowożytnego istniały określone cechy, które musiało posiadać potomstwo, aby przyznano mu prawo do życia. Niemowlęta bez pozytywnego „certyfikatu zdrowotnego” były wprost uśmiercane bądź porzucane. Dzieciobójstwo praktykowano również ze względów ekonomicznych wobec potomstwa: „nadliczbowego”, dziewczynek oraz z „nieprawego łoża”. W kręgu europejskim, chociażby w starożytnej Grecji, powszechnie przyjęto takie praktyki, a znane autorytety filozoficzne, takie jak Platon, niestety potwierdzały słuszność tych działań.
Praktycznie wszystkie kultury świata, które nie zostały przeniknięte duchem chrześcijańskiej wizji życia, nie okazują należytego szacunku człowiekowi. W doświadczeniu choroby, ułomności, kalectwa czy braku środków do życia aprobowany był powszechnie eugeniczny styl myślenia i działania. Europa może pod tym względem poszczycić się swymi chrześcijańskimi korzeniami, dzięki którym wzrastała przez wieki, ucząc się odważnie ewangelicznej odpowiedzialności za życie.
Ostatnie półtora wieku w rozwoju nauk wniosło wiele idei, które mogły się wydawać szlachetne i wręcz zbawcze. Jednak pierwsza połowa XX wieku wyraźnie ukazała barbarzyństwo eugeniki. Kilka najbardziej rozwiniętych krajów, jak Stany Zjednoczone, Anglia, kraje skandynawskie, dopuściły się sterylizacji dziesiątek tysięcy osób chorych psychicznie, przyznając sobie prawo do okaleczania człowieka w tak ważnym wymiarze jego życia, jakim jest seksualność. Nazistowskie Niemcy, w imię ratowania czystości rasy aryjskiej, od postulatów eugenicznych przeszły do masowego ludobójstwa „małowartościowych”. Te działania doczekały się zdecydowanego osądzenia i potępienia, ale…
Dokonujący się na naszych oczach gwałtowny rozwój medycyny, zwłaszcza genetyki, pozwolił już zajrzeć tak głęboko w „tajemnicę życia”, że człowiek zaczyna się w niej coraz pewniej i śmielej poruszać. Eugenika musiała zaniechać dręczenia chorych czy niepełnosprawnych wobec gwałtownego sprzeciwu sumienia i głośnych protestów. Ale przeniosła się z powodzeniem na sam początek życia, decydując za Boga, któremu z istnień ludzkich należy się miłość, a któremu śmierć. W 2011 roku mówi się, że genetycy są w stanie w kodzie genetycznym embrionu poczętego in vitro zdiagnozować wady, które są źródłem ponad sześciuset chorób, a liczba ta z każdym dniem rośnie. Nie jest to jednak sukces, bo owa wiedza nie służy do leczenia poczętego życia, ale do stosunkowo łatwego – jakby zupełnie bez konsekwencji – pozbycia się „namierzonego degenerata”. Jedno przechylenie retorty – nikt nie zauważy, nikt nie krzyknie z bólu, nikt się nie poskarży, bez szokujących statystyk – cicho, czysto, legalnie. W XXI wieku laboratorium przejęło rolę krematorium wojennego i jest tak samo realnie skuteczne i „dobroczynne” – czuwa nad szlachetnością rasy.
Wobec tajemnicy życia rodzice pozostają bardzo ograniczeni w swoich działaniach. Wszystko, co są w stanie najlepszego uczynić dla swego potomstwa, sprowadza się jedynie do czuwania, by nie szkodzić swemu zdrowiu przed poczęciem, w trakcie ciąży oraz zdrowiu narodzonego dziecka. Wszelkie inne idee polepszania jakości życia człowieka, np. przez genetyczną selekcję – chociaż pozornie wydają się być „wyrazem wielkiej odpowiedzialności za przyszłość” w perspektywie poszukiwań człowieka doskonałego – są oczywistym naruszeniem przykazania „Nie zabijaj!”. Dlatego tej granicy nie wolno przekraczać naukowcom, lekarzom, ani nie wolno im wprowadzać w błąd rodziców, którzy często nie są w pełni świadomi niegodziwości podpowiadanych im rozwiązań.
Ks. dr Waldemar Olech
Do czytelnika
Publikuję te eseje w tym czasie ze względu na konkretny powód związany z obecną sytuacją; powód, który chciałbym podkreślić i pokrótce wyjaśnić.
Chociaż większość wniosków, zwłaszcza pod koniec książki, odnosi się do niedawnych wydarzeń, to jednak główną część wstępnych uwag na temat nauki eugenicznej napisałem przed wojną. Był to czas, kiedy temat ten pozostawał bardzo aktualny; kiedy eugeniczne niemowlęta – nieróżniące się zbytnio wyglądem od innych niemowląt – zapełniały wszystkie ilustrowane gazety; kiedy ewolucyjne urojenie Nietzschego stało się nowym sloganem intelektualistów; i kiedy pan Bernard Shaw i inni zastanawiali się, czy hodowanie człowieka na wzór konia pociągowego nie jest przypadkiem dobrym sposobem na osiągnięcie wyższej cywilizacji, intelektualnej wielkoduszności i życzliwości spotykanej u koni pociągowych. Może się więc wydawać, że podszedłem do tej opinii zbyt kontrowersyjnie, mam też wrażenie, że czasami traktowałem ją nazbyt poważnie. Ale krytyka eugeniki szybko przeszła w ogólniejszą krytykę współczesnej mody na naukowy biurokratyzm i ścisłe organizowanie społeczeństwa.
Wtedy nadeszła godzina, kiedy poczułem, nie bez ulgi, że właściwie mógłbym wrzucić wszystkie notatki w ogień. Był to ogień bardzo wielki i płonęły w nim rzeczy o wiele większe niż tego typu uczona szarlataneria. W każdym razie problem rozwiązywał się w całkiem innym stylu. Kraj, który specjalizował się w naukowym biurokratyzmie i organizacji państwa, stanął do walki ze starszą kulturą świata chrześcijańskiego. W przypadku zwycięstwa prusactwa, opór byłby beznadziejny; w przypadku klęski prusactwa, byłby niepotrzebny. Stawało się jednak coraz bardziej jasne, że to naukowo zorganizowane państwo, które w czasie wojny stosowało najpierw trujący gaz, a potem piractwo wobec neutralnych, nie zyskuje na popularności. Z całą pewnością żaden Anglik nie miał zamiaru już nigdy węszyć po tym śmierdzącym laboratorium. Uznałem więc wszystko, co napisałem za nieistotne i przestałem się tym zajmować.
Z wielkim bólem stwierdzam, że jednak nie miałem racji. Powoli staje się dla mnie oczywiste, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, że angielska klasa rządząca wciąż kieruje się założeniem, iż Prusy są wzorem dla całego świata. Niektóre fragmenty tej książki mają prawie dziewięć lat, ale większość zasad i działań tych ludzi jest o wiele starsza. Nie mają nam do zaoferowania nic poza tą samą duszną nauką, tą samą tyrańską biurokracją i tym samym terroryzmem miernych profesorów, którzy poprowadzili imperium niemieckie