Radosny żebrak. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0648-7
Скачать книгу

      A.D. 1205

      – Jestem głodny – powiedział król.

      Guglielmo Capparone, gubernator Palermo, podniósł wzrok znad biurka.

      – Powiedziałem ci wcześniej, że masz mi nie przeszkadzać – warknął. – Gdzie jest twój nauczyciel?

      – Mniejsza o tego starego głupca – powiedział król. – Jestem głodny.

      – Idź więc do kuchni i powiedz kucharzowi, by dał ci coś do jedzenia i, jeśli łaska, nie przeszkadzaj mi w pracy. Pracuję dla ciebie, jeśliś zapomniał.

      – To pewnie dlatego nie mam nic do jedzenia – odrzekł król. – I nie ma kucharza. Ty powinieneś wiedzieć, że służba kuchenna odeszła, bo nie dostawali wypłaty.

      – Opłacanie ich nie jest moim obowiązkiem – uniósł się Capparone. – To należy do skarbnika królewskiego.

      – A skarbnik królewski znikł, gdy zabrakło pieniędzy w szkatule – powiedział król. – To też powinieneś wiedzieć. A ja tymczasem jestem głodny.

      Capparone strzepnął gęsie pióro.

      – Czy to moja wina, że nie wpływają żadne pieniądze? Ja nie zacząłem tej przeklętej wojny.

      – To prawda – zgodził się król. – Nie jesteś dość wielki, by zaczynać wojnę.

      Capparone wstał. Był dwa razy wyższy od chłopca – z gęstymi brwiami, wielką czarną brodą i potężną tuszą wyglądał jak potwór gotów pożreć malutkiego króla.

      – Bezczelność – powiedział swoim grzmiącym basem. – Wszystko, co dostaję za pracę dla ciebie to bezczelność. Powinieneś się wstydzić.

      – Wcale się nie wstydzę. – Mały król potrząsnął długimi, rudymi lokami. – Jestem głodny. I chcę pieniędzy na obiad. A wstydem jest, że muszę cię prosić cztery razy.

      Zasłony rozsunęły się i wszedł chudy, starszy mężczyzna.

      – Więc tutaj jesteś – powiedział płaczliwym głosem. – Szukałem cię wszędzie. Przepraszam tysiąckrotnie, panie gubernatorze, znowu mi uciekł.

      – Pieniądze – powiedział król.

      Capparone z głębokim westchnieniem sięgnął po sakiewkę i wyjął z niej srebrną monetę.

      – Połóż to na tacy – powiedział król. – Magistrze Monucci... weź tacę z pieniędzmi i podaj mi, jeśli łaska.

      Stary człowiek usłuchał osłupiały i mały król wziął delikatnie z tacy srebrną monetę.

      – Papieska korona – powiedział. – Za kilka lat na wszystkich monetach będzie moja podobizna. Oznacza to, że wszystkie pieniądze będą moje i nikt nie będzie mógł jeść bez mojej zgody.

      – Magistrze Monucci – rzekł surowo Capparone – zabierz stąd króla i następnym razem bardziej zważaj na swoje obowiązki. Słyszałem, że znowu pozwalasz królowi przestawać z Saracenami. Nie będę tolerował takiego zachowania.

      – Spróbuj mnie powstrzymać – powiedział z wściekłością król. – Spotykam się z tymi, których lubię, a lubię Saracenów. Są jedynymi inteligentnymi ludźmi na tej wyspie.

      Monucci wzniósł oczy do sufitu.

      – Rozumiesz teraz, co muszę znosić, gubernatorze.

      – Mieszają chłopcu w głowie swymi naukowymi bredniami – prychnął Capparone. – Na przyszłość będzie wychodził tylko w twoim towarzystwie...

      – Nie może biegać – rzekł pogardliwie król. – Od razu dostaje zadyszki.

      – ...i pod nadzorem dwóch strażników – ciągnął Capparone. – Naprawdę, magistrze Monucci, to zaskakujące, że pozwalasz dziesięcioletniemu chłopcu, by narzucał ci swoją wolę.

      – Mam jedenaście lat – odparł porywczo król. – A w wieku lat czternastu będę pełnoletni i wtedy... – przerwał.

      Wszedł pałacowy urzędnik.

      – Jego ekscelencja kanclerz – zaanonsował.

      Capparone spojrzał na niego z niedowierzaniem.

      – Kto, powiedziałeś?

      – Jego ekscelencja kanclerz, biskup Walter Pagliari chce się zobaczyć, panie.

      – To znaczy, że on jest tutaj... w pałacu?

      – Istotnie jestem – powiedział kanclerz, wchodząc. – O, widzę, że nasz mały król jest z tobą. Przykro mi, dziecko, ale mam ważną sprawę do omówienia z gubernatorem.

      – Mi też jest przykro – odrzekł król, marszcząc nos. – Ze względu na Sycylię, oczywiście.

      – Impertynencja – odparł kanclerz – nigdy nie wychodzi dziecku na dobre.

      – Tobie też nie – odrzekł król. – Dlatego również nie wolno ci jej okazywać.

      – Panie w niebiosach – powiedział osłupiały kanclerz. – Za każdym razem, gdy go widzę, jest coraz gorszy.

      – Właśnie dlatego – odrzekł król.

      Kanclerz wyprostował się.

      – Wystarczy. Zabierz chłopca, magistrze Monucci. I naucz go podstaw dobrych manier, jeśli potrafisz.

      – Musisz być grzeczny wobec jego ekscelencji – powiedział Monucci z naganą w głosie.

      – Dlaczego? – zapytał król.

      – Ponieważ jest bardzo wysokim urzędnikiem.

      – Żaden urzędnik nie jest wyższy od króla – odparł król.

      – I dlatego, że jest biskupem – dodał surowo Monucci.

      – Nie jest jednak arcybiskupem – odrzekł król. – Chciałeś zostać arcybiskupem Palermo, prawda, ekscelencjo? Ale papież na to nie pozwolił. Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego, ekscelencjo?

      Kanclerz tupnął nogą.

      – Zabierz natychmiast tego małego skorpiona – powiedział. – Capparone, muszę natychmiast z tobą porozmawiać.

      Gubernator powstrzymał złośliwy uśmiech.

      – Bardzo dobrze – powiedział. – Straż!

      Weszło dwóch mężczyzn w hełmach i zbrojach.

      – Odprowadzicie króla i magistra Monucciego do ich pokoi.

      Król spojrzał na Capparonego i roześmiał się. Potem odwrócił się i wybiegł z pokoju. Monucci pobiegł za nim, napominając go zdyszanym głosem. Dwaj strażnicy szli z tyłu.

      – Nieznośny – stwierdził kanclerz.

      Capparone pokiwał głową.

      – Kiedyś będzie gorszy niż jego ojciec – przepowiedział. – To znaczy... jeśli dożyje.

      – Musi żyć – odrzekł kanclerz. – Jeśli nie, to będzie twój koniec – i mój też.

      – Co ekscelencja ma na myśli?

      – Mój drogi Capparone, nie zawsze się ze sobą zgadzaliśmy...

      – To łagodnie powiedziane – odrzekł gubernator. – W rzeczy samej, nie wierzyłem własnym uszom, gdy cię zaanonsowano. Nie sądziłem, że będziesz miał czelność tutaj przyjść.

      –