Pieśń o kruku. Paweł Lach. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Paweł Lach
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Зарубежное фэнтези
Год издания: 0
isbn: 9788363842635
Скачать книгу
y-line/>

      Redakcja

      Adam Podlewski

      Korekta

      Marcin Węcławek

      Projekt okładki

      Ilustracja na okładce i rysunki wewnątrz

      Martyna Nejman

      Skład i łamanie

      Agnieszka Kielak

      © Copyright by FANTOM, Warszawa 2017

      © Copyright by Paweł Lach, Warszawa 2017

      Wydanie pierwsze

      ISBN: 978-83-63842-63-5

      Wydawca

      FANTOM

      Imprint wydawnictwa Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o.

      ul. Borowskiego 2 lok. 205

      03-475 Warszawa

      tel. 22 416 15 81

      [email protected]

      www.wydawnictwofantom.pl

      Dystrybucja:

      Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. Sp. j.

      05-850 Ożarów Mazowiecki

      ul. Poznańska 91

      e-mail: [email protected]

      tel. 22 733-50-10

      www.olesiejuk.pl

      Skład wersji elektronicznej

      [email protected]

      Książkę dedykuję koleżankom i kolegom z Oświęcimskiego Klubu Fantastyki

      …T o nie baśń, choć prawda została upodobniona tu do zmyślenia, które się skrzy od blasku sekretnych skarbów i mieni od słodkich zaklęć, co koją strach i wzbudzają śmiech.

      Owszem, w bajaniach rzuconych na wiatr odzywają się czasem głosy, że Bjarni, zwany Krukiem, mógł nie istnieć naprawdę. To jednak wymysły ludzi, dla których snucie opowieści jest narzędziem podobnym do młota w rękach pracowitego kowala lub sieci zarzuconej w morze przez rybaka. Pieśniarze wiedzą bowiem doskonale, że za kunsztowne kłamstwo słuchacze chcą płacić więcej, niźli za prawdę. A gdy w oczach snującego opowieść zacznie jarzyć się blask podstawionej pod nos monety, to potrafi on wymyślić każdą bzdurę, byle dodać czaru wieczornej biesiadzie i sprawić, by karczmą lub dworem zawładnęły oklaski.

      Ja go jednak spotkałem, moi słuchacze. Piłem z nim miód z tego samego garnca i grzałem kości przy jednym ognisku, słuchając o zapomnianych przez ludzi szlakach, z których niemal nikt nie powrócił żywym, a ci, którzy je przeszli, wracali odmienieni.

      Gdyby tylko Bjarni wiedział, że dzień świtu jego chwały będzie zarazem dniem zguby i zmierzchu, żadna z mych opowieści nie zostałaby wam przekazana, a świat jawiłby się jako szczęśliwsze miejsce, gdzie mniej jest trosk zrodzonych z krwi…

Z „Sagi o Kruku”Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      I. Przekleństwo Glamrunga

      Bjarni podniósł do ust róg wypełniony miodem, ale szybko skrzywił się – w złotym trunku trudno było odnaleźć spodziewaną słodycz i czar. Wyglądając przez okno portowej gospody, mężczyzna posępniał za to coraz bardziej. Na zewnątrz cienie pochmurnego dnia okradały świat z barw i ciepła. Fale uderzały z wściekłością o wybrzeże, podmywając klify. Wiatr wciąż zawodził głucho, przywołując tajemnicze i obce głosy, jakby dalekie echo nieznanych krain leżących za morzem. Wilgoć wdzierała się wszędzie.

      Żaden znak na morzu, w przestworzach i na lądzie nie zapowiadał, by sztorm miał się rychło skończyć.

      – Najchętniej wypłynąłbym jeszcze dziś, by poszukać nowych przygód – powiedział Bjarni, zwracając się do siedzącego przy stole siwobrodego starca imieniem Herjolf. – Zbrzydł mi już ten smętny widok. Łodzie stoją w porcie i dryfują na falach. Wydają się martwe, gdy ich żagle są opuszczone.

      – Obawiam się, że zabawisz tu jeszcze długo. – Wieszcz wziął do ręki garść zwierzęcych kości i rozrzucił je na stole. Przypatrzył się im z uwagą, coś szepnął pod nosem i pokręcił z dezaprobatą głową. Jakiś błysk pojawił się w oku wróżbity. – Bogowie nie są ci przyjaźni – zawyrokował po chwili z posępną miną. – A raczej postanowili się zabawić twoim kosztem.

      – Co tam jeszcze wyczytałeś, starcze, w tych swoich kościach? – rzucił Bjarni i spoglądając na wieszcza, zaczął bawić się srebrną monetą; przekładał ją pomiędzy palcami, aby blaskiem kruszcu ożywić nieco wyobraźnię siwobrodego. – Dostaniesz monetę i postawię ci jeszcze garniec miodu, jeśli wróżba będzie dobra.

      – Los da ci szansę – powiedział Herjolf, patrząc się w kości. – Ale musisz być ostrożny. Inaczej przez swoją pychę narazisz się na gniew bogów. Nie zdradzaj pochopnie swojego imienia… To jeszcze jedna rada. Kto zna imię człowieka, może zawładnąć jego żywotem! Słyszę, jak ktoś rzuca nie ciebie przekleństwo. Potężne przekleństwo, od którego nie ma ucieczki, bo nie zrodziło się w ludzkim gardle.

      – Zasłużyłeś na srebrną monetę i garniec napitku – mruknął Bjarni odwracając ze wstrętem wzrok od morza i ponownie podnosząc do ust róg z resztką niedopitego miodu. – Inni widząc sowitą zapłatę w garści oczekującego na pomyślną przepowiednię, zaczęliby z chciwości mówić o wielkich bogactwach, podbitych królestwach i niekończącym się pochodzie łaskawych kobiet. Przynajmniej masz dość odwagi, by wyjawić prawdę… Albo niepochlebne kłamstwa! – Bjarni zaśmiał się głośno. – Mnie tam wszystko jedno. Nie bardzo przejmuję się wróżbami, choć lubię, dla żartu, słuchać krętactw wieszczących. Powiedz zatem, czy widzisz może w swoich kościach jakąś szansę na poprawę pogody?

      – Żaden okręt nie wypłynie przez trzy najbliższe dni, to pewne. Nie potrzebuję wróżb. Ty także… Nie w kościach to zobaczyłem, ale w szarzejącym horyzoncie.

      Bjarni widząc ponure oblicza zasiadających w karczmie kupców i żeglarzy, doskonale zdawał sobie sprawę, że to prawda. Nawet tutaj, gdzie blask migoczącego paleniska wypełniał żywym światłem izbę, czuć było chłód i niepokój.

      – No nic, muszę poczekać na lepszy czas – powiedział Bjarni ze złością. – Trudno. Powiedz mi za to, czy jest w okolicy jakiś możny pan, któremu mógłbym się przesłużyć swym mieczem? Skoro nie zdążę tam, dokąd zmierzam, to może chociaż znajdę sobie tutaj zajęcie, które zabije nudę deszczowych dni?

      – Jarl Hagard, który włada okolicą, ma swój dwór nad zatoką. To jakieś trzy dni marszu wybrzeżem, bo, jak widzisz, łodzią nie da rady się przeprawić. Mógłbyś też… – Starzec zawahał się. – Jest krótszy szlak, który prowadzi przez góry. Nie radziłbym ci jednak obierać tej drogi.

      – A to czemu?

      – Nie słyszałeś o Glamrungu? – Herjolf pochylił się nieco i zebrał swoje kości do skórzanego woreczka. Imię wypowiedziane przed chwilą wywołało pewne poruszenie w gospodzie. Niektóre twarze zbladły. Cześć z biesiadników zaczęła przypatrywać się Bjarniemu i wróżbicie z niepokojem. Bjarni, którego z powodu czarnych włosów i brody zwano Krukiem, budził obawy tutejszych – nie wyglądał bowiem jak człowiek Północy.

      – Glamrung, mówisz? – Najemnik zaczął się zastanawiać. Imię, które przywołał starzec, nie było mu całkowicie obce. – Mówiło się tu i ówdzie o olbrzymie noszącym takie miano. Chcesz powiedzieć, że wysłaniec Jotunheimu zamieszkał w tutejszych górach? – zapytał Bjarni z niedowierzaniem.

      – Nie inaczej – przytaknął Herjolf. – Czas jest niespokojny. Bogowie mieszają się w sprawy ludzi, a nasze trakty nie są zbyt wąskie dla olbrzymów. Glamrung rozsmakował się teraz w ludzkim mięsie, przynajmniej odkąd