Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Zlituj się! – rzucił błagalnie Mingzha. – Oj, proszę! Chcę tylko popatrzeć.
– Widzisz tamtą kępę lilii wodnych? Nie wolno nam wychodzić dalej. – Nezha chwycił braciszka za pulchny przegub i niemal siłą wyprowadził z płycizny na brzeg.
– A ty? Naprawdę nie chcesz sprawdzić? – jęknął Mingzha.
Nezha się zawahał. Pewnie, że chciał. Chciał się przekonać, jaki naprawdę sekret skrywają znajdujące się tuż za zakolem jaskinie. Groty Rzeki Dziewięciu Meandrów kusiły synów państwa Yin właściwie przez całe życie. Chłopcy od urodzenia dorastali, wysłuchując przestróg przed uśpionym mrocznym złem, przyczajonym w ciemności pieczar; przed czyhającymi w ich głębi potworami, śliniącymi się na myśl o niemądrych brzdącach, które mogłyby zawędrować prosto w ich paszcze.
Już same te ostrzeżenia wystarczyłyby, żeby rozbudzić wyobraźnię synów państwa Yin, bez wyjątku obdarzonych niepoślednią skłonnością do awantur i przygód. Chłopcy słyszeli w dodatku pogłoski o przebogatych skarbach: o spoczywających pod wodą stosach pereł, nefrytu i złota. Osobisty nauczyciel Nezhy, uczony wprowadzający go w tajniki dzieł klasyków, przebąknął pewnego dnia, że do grot trafiają ostatecznie wszystkie zagubione w rzecznych falach kosztowności. Wyglądając z okna swojego pokoju w szczególnie pogodne dni, Nezha gotów był przysiąc, że naprawdę widzi w cieniu jaskiń rozbłyski słonecznych promieni pląsające na kolorowym metalu.
Tak więc już od wielu lat piekielnie korciło go, by zwiedzić groty osobiście – a dzisiaj nadarzała się ku temu znakomita okazja. Wszyscy w pałacu byli zbyt zajęci, by mogli ich nakryć. Ale… był przecież odpowiedzialny za Mingzhę, musiał się nim opiekować. Jeszcze nigdy dotąd nie powierzono braciszka jego wyłącznej pieczy; zawsze słyszał, że jest na to za mały. Tak się jednak złożyło, że ojca wezwano do stolicy, gdzie miał zabawić okrągły tydzień, Jinzha studiował w akademii, Muzha przebywała za granicą w hesperyjskich Szarych Wieżach, a słudzy tak bardzo przejęli się nagłą chorobą matki, że koniec końców któryś wepchnął Mingzhę w ręce Nezhy i surowo przykazał im obu siedzieć cicho i nie broić. Nezha bardzo chciał dowieść, że zadanie go nie przerasta.
– Mingzha!
Braciszek z powrotem stał na płyciźnie. Nezha zaklął pod nosem i wszedł za malcem do wody. Czy wszyscy sześciolatkowie potrafią tak szybko przebierać nogami?
– Proszę, bardzo cię proszę! – pisnął przejmująco Mingzha, gdy starszy brat złapał go w pasie.
– Nie możemy, mamy zakaz – przypomniał Nezha. – Narobimy sobie kłopotów.
– Przecież