Raw. Aurora Belle. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Aurora Belle
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 9788381780872
Скачать книгу
"#i000000050000.jpg"/>

      Tytuł oryginału

      Raw

      Copyright © 2014 by Belle Aurora

      All rights reserved

      Copyright © for Polish edition

      Wydawnictwo NieZwykłe

      Oświęcim 2019

      Wszelkie Prawa Zastrzeżone

      Redakcja:

      Agata Wołosik-Wysocka

      Korekta:

      Patrycja Siedlecka

      Magdalena Zięba-Stępnik

      Redakcja techniczna:

      Mateusz Bartel

      Przygotowanie okładki:

      Paulina Klimek

      www.wydawnictwoniezwykle.pl

      Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl

      Numer ISBN: 978-83-8178-087-2

      Skład wersji elektronicznej:

      Kamil Raczyński

      

      konwersja.virtualo.pl

      Wszystkim, którzy kochali kiedyś kogoś, kto na to nie zasługiwał.

      I w końcu tym,

      którzy podążali za swoim sercem tą mniej uczęszczaną drogą.

      To dla Was.

      Każdemu, kto kiedykolwiek kochał bezwarunkowo.

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym 20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Prolog

Dwadzieścia lat temu…

      Znów ich słyszę.

      Awantura u sąsiadów. Mały chłopiec krzyczy do ojca, żeby przestał.

      Klękam przy oknie, zaciskam powieki, zakrywam uszy i nucę pod nosem.

      Nie podoba mi się to.

      Nagle robi się cicho.

      Nasłuchuję uważnie, po czym odsłaniam uszy.

      Odwracam się, unoszę lekko i wyglądam przez okno, by zobaczyć, jak syn sąsiadów przemyka szybko po trawniku. Potyka się, upada, po czym odczołguje i znika mi z oczu.

      Jest ranny.

      Serce mi przyspiesza.

      Mogę mieć przez to duże kłopoty. Tatuś może być bardzo zły.

      Klękam na chwilę, po czym wstaję szybko i zakradam się do drzwi.

      Wytężam słuch.

      Gra telewizor, słyszę, jak tata chrapie.

      Budzi się we mnie nadzieja.

      Na paluszkach schodzę po schodach, wślizguję się do kuchni. Biorę krzesło od niewielkiego stołu z jadalni, staję na nim, a chwilę później sięgam do wysokiej półki.

      Biorę to, czego potrzebuję, odstawiam krzesło i idę do tylnych drzwi.

      Sięgam do klamki, łapię ją i… zamieram.

      Mogę mieć przez to duże kłopoty.

      Serce wali mi w piersi.

      Naciskam klamkę: piszczy lekko, a ja czuję strach. Dociskam tak wolno, że mam wrażenie, że zajmuje mi to wieczność. Gdy w końcu słyszę kliknięcie zamka, popycham drzwi. Zdejmuję kapcie i wkładam je między futrynę a drzwi, żeby się nie zamknęły.

      Na boso, ubrana jedynie w białą koszulę nocną, zakradam się na podwórko. Czuję pod palcami zimną trawę, gdy podążam za odgłosami ciężkiego oddechu oraz cichego płaczu.

      Znajduję go na tyle domu pod drzewem. Chowa twarz w dłoniach, cały się trzęsie.

      Choć ukrywa się w ciemności, i tak nie chce, by ktokolwiek zobaczył jego łzy.

      Stara się być silny.

      Serce mnie boli.

      Powoli podchodzę bliżej, staję na gałązce. Pęka, a on podrywa głowę i na mnie patrzy.

      Wstaje gwałtownie, wołając:

      – Nie zbliżaj się do mnie!

      Kładę na ziemi rzeczy, które przyniosłam, szepcząc:

      – Jesteś ranny.

      Obserwuje mnie uważnie, jego wzrok wędruje między rzeczami, które przyniosłam a moją twarzą, zupełnie jakby szukał jakiegoś znaku, że to wszystko żart. Krzywi się, po czym mówi cicho:

      – Ja zawsze jestem ranny. – Choć jest ciemno, dostrzegam nienawiść w jego oczach. Lśni wyraźnie.

      Policzki mu ciemnieją. Z szeroko otwartymi oczami robię krok w przód.

      – Krwawisz.

      Sięga do policzka, dotyka palcami rany, po czym odsuwa je, by spojrzeć na krew. Rozciera ją powoli kciukiem oraz środkowym palcem. Łagodnie, jakby przepraszająco.

      – M-mogę ci pomóc – jąkam.

      Unosi zimne spojrzenie, po czym warczy:

      – Nikt nie może mi pomóc.

      Nie będzie mi rozkazywał.

      Kładę dłoń na biodrze, posyłając mu mordercze spojrzenie.

      – Mogę mieć przez to kłopoty – syczę. – Tata może być bardzo zły. A jednak… przyszłam ci pomóc. – Nagle bojąc się o siebie samą, mówię zduszonym głosem: – Proszę, pozwól mi sobie pomóc.

      Muszę wrócić, zanim tata zorientuje się, że nie ma mnie w łóżku.

      Pewnie widać na mojej twarzy strach, bo chłopiec odpręża się nieco.

      – W takim razie dlaczego chcesz mi pomóc?

      Nie jestem pewna. Wzruszam ramionami.

      – Bo jesteś ranny.

      – Nikogo innego to nie obchodzi.

      Serce mi przyspiesza.

      – Mnie obchodzi – szepczę.

      Stoimy tak, patrząc się na siebie przez długi czas.

      W końcu podchodzi bliżej i pyta:

      – Jak masz na imię?

      – Alexa. Alexa Ballentine.

      Kiwa głową, ale nic nie mówi.

      – A ty?

      Kopie kamień.

      – To bez znaczenia. Zapomnisz je, od razu, kiedy zniknę.

      Żołądek mi się ściska. Muszę się dowiedzieć, jak ma na imię.

      Podchodzę bliżej.

      – Nie zapomnę – obiecuję.

      Unosi głowę, odgarniając z twarzy potargane brązowe włosy. Patrzy na mnie jeszcze przez chwilę.

      – Antonio Falco.

      Chcę powiedzieć, że miło mi go poznać, ale wydaje mi się to nie na miejscu.

      Przestępuję z nogi na nogę, po czym pytam:

      – Ile masz lat?

      Opiera się o drzewo.

      – Osiem.

      Wygląda na starszego.

      – A ty?

      – Sześć. – Urywam. – Niedługo będę miała siedem – kłamię.

      Marszczy brwi.

      – Wyglądasz na starszą.

      Wow. Dopiero co pomyślałam to samo o nim.

      – Dlaczego