Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Tytuł oryginału angielskiego The Queen’s Gambit
Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Ilustracja na okładce © Netflix 2020. Used with permission.
Copyright © 1983, 2014 by Walter Tevis
All rights reserved
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2020
Copyright © for the Polish translation by Hanna Pustuła-Lewicka, 2020
Opieka redakcyjna Tomasz Zając
Redakcja Ewa Ostafin / d2d.pl
Konsultacja merytoryczna Bartłomiej Krupa
Korekta Magdalena Jakubowska, Magdalena Adamek
Skład Alicja Listwan / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8191-132-0
Dla Eleonory
Aby jej twarz pamiętano,
Gdy wypalą się baszt fundamenty,
Stąpaj cicho, jeśli musisz stąpać,
W tym pokoju pustym, zamkniętym.
Ćwierć kobieta, w trzech czwartych dziecko,
Myśli że nikt nie patrzy; ćwiczy
Drobną stopą taneczny rytm
Podpatrzony gdzieś na ulicy.
Jak po wodzie długonogi owad,
Tak po ciszy ślizga się jej myśl.
William Butler Yeats, Długonogi owad
przeł. Stanisław Barańczak
Od autora
Fantastyczna gra w szachy arcymistrzów Roberta Fischera, Borisa Spasskiego i Anatolija Karpowa przez lata wprawiała w zachwyt szachistów mojego pokroju. Gambit królowej jest jednak utworem literackim, dlatego uznałem, że rozsądniej będzie nie włączać ich do grona bohaterów, chociażby dla uniknięcia ewentualnych konfliktów z prawdą historyczną.
Chciałbym wyrazić wdzięczność Joe Ancrile’owi, Fairfieldowi Hobanowi i Stuartowi Mordenowi, znakomitym szachistom, którzy pomogli mi dotrzeć do odpowiednich książek i czasopism oraz wgryźć się w zasady turniejów szachowych. Na moje szczęście mistrz krajowy Bruce Pandolfini zgodził się przeczytać manuskrypt i pomógł mi uniknąć błędów dotyczących gry, w której osiągnął budzące zazdrość mistrzostwo.
Od tłumaczki
Praca nad przekładem Gambitu królowej była fascynującą przygodą. Nie gram w szachy. Nic nie wiedziałam o szachistach, wyobrażałam ich sobie jako flegmatycznych tytanów intelektu. Postać Beth już przy pierwszym czytaniu stała mi się bliska, lecz wchodząc w jej świat, odkrywałam zupełnie nowe przestrzenie. Na szczęście miałam wspaniałych przewodników.
Potrafię długo opowiadać o tej książce, o czym wiedzą moi przyjaciele, którzy mieli pecha spotkać się ze mną, kiedy ją tłumaczyłam. Tym razem powstrzymam się od tego, by nie odbierać przyjemności czytelnikom. Ale dwie rzeczy wymagają wyjaśnienia.
W opisie partii szachowych Walter Tevis stosuje notację deskryptywną, w Polsce właściwie nieznaną. W odróżnieniu od przyjętej w Europie i zastosowanej w polskim wydaniu notacji algebraicznej jest ona niejednoznaczna – czasem nie wiadomo, czy chodzi o skrzydło królewskie, czy hetmańskie, o czarnopolowego czy białopolowego gońca. Autor świadomie nie ułatwia życia czytelnikowi, pomija część ruchów, przeskakuje od debiutu do fazy środkowej. Niektóre partie nawiązują do historycznych pojedynków arcymistrzów, ale większość to właściwie zagadki. Precyzyjnie skonstruowane, dostępne tylko dla szachisty – i zupełnie nieprzeszkadzające w odbiorze psychologicznej warstwy powieści. Nie rozwiązałabym ich bez pomocy arcymistrza Jacka Gdańskiego, który jest nie tylko jednym z najwybitniejszych polskich szachistów, lecz także wspaniałym kompanem i gawędziarzem. Przyglądanie się, jak odtwarza na szachownicy partie Beth, było niezwykłym doświadczeniem. W rozszyfrowywaniu finałowej partii towarzyszył mu arcymistrz Bartłomiej Heberla. Bez Was ten przekład nigdy by nie powstał. Jestem Wam ogromnie wdzięczna i cieszę się, że Was poznałam.
Tłumaczka zwykle myśli, że pracuje samotnie, tym razem jednak było zupełnie inaczej. Dziękuję kolegom szachistom z Forum Tłumaczy Literatury, a zwłaszcza Sebastianowi Musielakowi i Adamowi Peszke, którzy na bieżąco wyjaśniali mi niuanse szachowej strategii, wielokrotnie wyprowadzając mnie z błędu. Wspaniałą pracę wykonał konsultant Bartłomiej Krupa, który przeanalizował cały tekst i wyłapał pomyłki oraz nieścisłości. Słowa uznania należą się pani Ewie Ostafin za fachową, empatyczną redakcję, która pomogła uniknąć wielu wpadek i jednocześnie zachować wierność oryginałowi.
Wnikliwy czytelnik znajdzie w książce kilka „błędów” faktograficznych autora. Ponieważ sądzę, że są intencjonalne, postanowiłam ich nie poprawiać ani nie wskazywać tropów.
Nadal nie gram w szachy, ale kiedy następnym razem będę przechodziła obok mężczyzn pochylonych nad szachownicami w parku w Kijowie albo Moskwie, zobaczę znacznie więcej niż do tej pory.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Rozdział 1
Beth dowiedziała się o śmierci matki od kobiety z podkładką na dokumenty. Nazajutrz „Herald-Leader” opublikował zdjęcie. Stoi na nim na ganku szarego domu przy Maplewood Drive ubrana w zwykłą, bawełnianą sukienkę. Już wtedy Beth była po prostu nieładna. Podpis pod zdjęciem głosi: „Elizabeth Harmon, osierocona w wyniku wczorajszego karambolu na New Circle Road, niepewnie patrzy w przyszłość. W wypadku zginęły dwie osoby, kilka zostało rannych. W momencie zdarzenia Elizabeth przebywała sama w domu. Parę minut przed zrobieniem tej fotografii dowiedziała się, że jest sama na świecie. Władze obiecują, że zapewnią jej odpowiednią opiekę”.
W domu dziecka Methuen w Mount Sterling w stanie Kentucky Beth dwa razy dziennie podawano środki uspokajające. Innym dzieciom też, w celu „wyrównania nastroju”. Beth nie miała problemów z nastrojem, ale cieszyła się, że dostaje tabletki. Rozluźniały jakiś supeł w jej żołądku i pomagały przeczekać nerwowe godziny w sierocińcu.
Pan Fergussen podawał im pigułki w małych papierowych kubeczkach. Razem z zieloną, na złagodzenie usposobienia, dzieci dostawały pomarańczową i brązową, na wzmocnienie. Ustawiały się po nie w kolejce.
Najwyższą dziewczynką była czarnoskóra Jolene. Miała dwanaście lat. Kiedy następnego dnia po przyjeździe do sierocińca Beth stanęła za nią w kolejce po witaminy, Jolene odwróciła się i obrzuciła ją gniewnym spojrzeniem.
– Jesteś prawdziwą sierotą czy bękartem? – spytała.
Beth nie wiedziała, co odpowiedzieć. Była przerażona. Stały na końcu kolejki i miały w niej stać, dopóki nie dojdą do okna, przy którym pan Fergussen wydawał lekarstwa. Beth słyszała, jak jej matka nazywa ojca bękartem, ale nie wiedziała, co to znaczy.
– Jak ci na imię, dziewczyno?
– Beth.
– Matka nie żyje? A ojciec?
Beth