Tatowanie. Krystian Hanke. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Krystian Hanke
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Руководства
Год издания: 0
isbn: 9788308071786
Скачать книгу
tu przerywamy program: „Tatooo! Sikuuu!” i sprawdzasz się w biegu na orientację z pełnym ekwipunkiem. Kto ci da taką adrenalinę?

      Z chłopcem jest odrobinę łatwiej, choć na temat słynnego „wysadzania” dzieci pod krzakiem ciągną się długie internetowe dyskusje. Wypada czy nie. Zabronić i ścinać głowy rodzicom czy tylko nakładać wysokie grzywny. Temperatura debaty mniej więcej taka jak przy temacie: karmienie piersią w miejscu publicznym. A przecież nie mówimy o tym, że brzdąc ma za każdym razem i do końca młodości folgować sobie poza toaletą. Czy naprawdę kiedy nie robimy tego na środku ścieżki, plaży, placu zabaw, tylko odchodzimy na bok, bo nie ma w pobliżu toalety, popełniamy zbrodnię przeciw ludzkości? Litości! Więcej zrozumienia!

      Tosiek przechodzi proces w rekordowym tempie, Alicja też nie rozwodzi się z pieluchami zbyt długo. Także dzięki babci, która spędza z nami ten czas wakacji – można odtrąbić sukces. W zasadzie pomijamy etap nocnika. A taki był piękny, amerykański… Prezent od cioci i wujka. Grający, po uruchomieniu czujki (wiadomo na co reagującej). W ogóle swoboda rozmawiania o fizjologii to oznaka coraz dojrzalszego ojcostwa we mnie. Wprawdzie z innymi ojcami nie wymieniamy się uwagami na temat wydalin dzieci tak często, jak czynią to mamy, ale despektu nie ma.

      Od momentu kiedy dziecko przechodzi z mleka matki na słoiczki, jego kupa śmierdzi. Ten etap przewijania nie należy już do tak mistycznych doznań jak w pierwszych tygodniach. Później jest coraz bardziej człowieczo. Chodzenie z zawartością do toalety, mycie nocnika to dodawanie sobie obowiązków, więc mój plan, by ich nie mnożyć, w sumie wypala. Wiem jednak, że niektóre dzieci nie potrafią inaczej i muszą swoje na nocniku odsiedzieć, czasem na środku pokoju. Powodzenia. U nas nakładka na dorosły sedes załatwia problem. Mamy dwie, bo jedna podróżna.

      Podróże. Bagaż i podróżne niezbędniki

      Jeśli decydujesz się być rodzicem w podróży, który nie pyta: czy, tylko: dokąd, podróżny zestaw zapisz sobie na liście i trzymaj ją w gotowości w szufladzie. Pakowanie przebiega wtedy sprawniej. Zresztą większość rzeczy i tak jest w bagażniku, bo nie zdążyły się stamtąd wynieść po poprzednim wyjeździe. Do pewnego momentu zestaw bagażu jest stały. Wspomniałem o audiobooku, ale w schowku jest ich zwykle kilka. Kiedy dzieci śpią, słucham, czego chcę, ale gdy długa podróż daje się we znaki, godzę się na Karlssona z dachu. Nie wiem, który to raz. Tak jest w podróży do Włoch, gdy Alicja ma dwa lata, a Karlsson ją uspokaja. Niech będzie. Śmieszny latający jegomość ze Sztokholmu, który owinął sobie wokół palca trochę naiwnego chłopca i manipuluje nim bezkarnie tak, że mały bohater uważa go za przyjaciela. Zaraz, zaraz… Czy to nie jest opis syndromu sztokholmskiego? Więziona mentalnie ofiara i oprawca. Z każdym zdaniem coraz bardziej mi świta ten podprogowy przekaz Astrid Lindgren! Cóż, chyba to już zmęczenie i pora na przerwę! Zdecydowanie. Zjeżdżamy na najbliższy parking przy stacji benzynowej. Miło, że robią tam zadaszenia. W taki upał to zawsze coś. W ramach rozrywki w myjni schładzamy karoserię i jest to dodatkową frajdą dla dzieciaków w trakcie postoju.

      W samochodzie, ruszając w podróż.

      Tata: Zasada jest taka, że za każde marudzenie typu „daleeeko jeeeszczeee?” pobieram dwa złote z kieszonkowego.

      (po chwili ciszy)

      Tosiek (lat 7,5): Ale odpowiadasz na pytanie?

      W samochodzie, obserwując uważnie kształty chmur za oknem.

      Tosiek (lat 5,5): O! Imperium galaktyczne! A tu Interceptor Obi-Wana! Patrz! Wall-E bez gąsienicy i z okrągłym, zamiast kwadratowego, brzuchem! A nad nami żelazko.

      Tata: A z drugiej strony?

      Tosiek: Z tej? Walkie-talkie bez anteny i same placki ziemniaczane.

      Przerwa w podróży to sprawa bardzo ważna. Jadąc z dziećmi, zwłaszcza małymi, kierowca musi zachować pełną koncentrację, otrzymując mnóstwo bodźców z zewnątrz (czytaj: z tylnego siedzenia). Niemowlak płacze, starszak marudzi, rodzeństwo się tłucze, na zmianę wyją. Ty jedziesz, bo chcesz dojechać. Jak najszybciej. Rozumiem. Pomny jednak własnych doświadczeń radzę: nie planuj, że dojedziesz szybko. Podróże nauczyły mnie, by robić dwudniową trasę tam i dwudniową z powrotem. Mała, dodatkowa walizka zawsze zawiera specjalny zestaw na jeden nocleg. Choć nie można wykluczyć, że akurat w tej właśnie walizce spakowana została nie ta maskotka, co trzeba, albo w miejscu, gdzie nocujecie, można skorzystać z basenu, a cały wasz sprzęt kąpielowy jest „gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie…”. Jeśli nie jesteś z zawodu kurierem i nie przepakowujesz codziennie tony paczek, cierpisz.

      Zabawy podczas jazdy autem

      Najważniejsze w podróży jest jednak to, że jako tata kierowca swoją paczkę masz dowieźć bezpiecznie. Bardzo o to dbam, choć w ciągu roku jeżdżę niewyspany i zmęczony do pracy. Może dlatego właśnie wyjazdy urlopowe traktuję serio. Przecież w trasie mamy czas. Czas, którego na co dzień tak mało. Więc kiedy już go masz, nie pędź. Uważasz, że tracisz dwa dni z urlopu? To tylko złudzenie. Świadomie wydłużając podróż, możesz zahaczyć o ciekawe miejsca. Takie, do których specjalnie byś nie zawinął, ale po drodze jak najbardziej. Kilka z nich naprawdę nas zachwyciło, a nie mielibyśmy o nich pojęcia. Oczywiście uwzględniam to, co interesuje młodych pasażerów. Podróż to nie środek do celu. Dla nas to początek przygody. Wstęp do wypoczynku w innym świecie. Tam, gdzie będziemy chcieli.

      Kiedy odpowiednio się nastawię, nawet nieustające w szaleństwie dzieci mniej przeszkadzają. A bywa, że wariują, marudzą, jęczą, zawodzą. Czasem nie ma już na nie sposobu. Raz zdarzyło mi się wynudzoną i wyjącą Alicję przełożyć z fotelikiem na przednie siedzenie pasażera. W życiu nie jechałem ostrożniej, ale nie polecam takich eksperymentów. Zadziałało, choć stres był ogromny. Wiem, że dla małego podróżnika to niespotykana przygoda, że poziom radości pokonał skalę. Kiedy ktoś siedzi obok, a nie z tyłu, to nawet rozmowa inaczej się toczy. Alicja, nie wiedzieć kiedy, z biernej słuchaczki staje się aktywną partnerką do rozmowy.

      Mimo wszystko jestem ostatnio stanowczy:

      – Nie, kochanie, z przodu nie. Będziemy jechać autostradą, dość szybko, inni też będą jechać szybko…

      – Ale ja się będę mocno trzymać! – nalega.

      Duszę w sobie śmiech, lecz jestem konsekwentny. Próbujemy towarzystwo na postoju rozruszać, a potem w drogę.

      Po odsłuchaniu audiobooków przychodzi czas na gry. Odkąd Alicja rozróżnia głoski, gramy w „smaczny alfabet”. Wymyślamy rzeczy do jedzenia na daną literę, czasem ostatnią wyrazu ostatnio podanego. Potrawy można zamienić na inną, dowolną dziedzinę. Podobnych gier jest mnóstwo. Pomidor – szybko się nudzi, ale: Co mam na myśli? (pytający może odpowiadać na pytania pomocnicze wyłącznie „tak” lub „nie”) sprawdza się znakomicie. Jedną z zabaw podpowiedział mi radiowy słuchacz. Ciapston szybko stał się hitem. Umawiamy się, że ciapstonem jest na przykład rowerzystka. Kto pierwszy zauważy taką na drodze, krzyczy ciapston! Niby jest rowerzystek po drodze pod dostatkiem, ale kiedy próbujesz ją wypatrzyć, szukanego ciała brak. W końcu widzę rowerzystkę, tylko, cholera… Yyy, jak to się nazywało, no masz!

      „Ciapston! – krzyczy z tylnego siedzenia Tosiek, bo też zauważył staruszkę na rowerze w chuście na głowie. Teraz on wymyśla nowego ciapstona. – Dom z niebieskim dachem”.

      Na spacerze.

      Tosiek (lat 5): Tatusiu, prawda, że jest taka litera „żet”?

      Tata: Jasne! Na literę „żet” jest żaba, żyrafa, żubr… żłobek, żurek…

      Tosiek: żżż…

      Tata: Żaglówka…

      Tosiek: Żżżżż… życia blask!!!

      Na spacerze, grając w literki. Zabawa polega na podaniu słowa zaczynającego się od ostatniej litery